Ma sens szukać ludzi, którzy nas słyszą i którym sami możemy podarować swoje słuchanie.Ból bycia nieusłyszanym miewa różne oblicza. Bywa poczuciem braku wpływu na rzeczywistość. Przyjmuje postać „samotności w tłumie” (dzisiaj często także „samotności w sieci”). Ubiera się czasem w przekonanie, że „coś jest ze mną nie tak” albo że „nigdzie nie pasuję”. Bywa bardzo głośny: wypowiada pretensje i narzekania. A niekiedy przeciwnie – ukrywa się w ciszy czterech ścian. Powoduje tyle cierpienia, bo to jedna z podstawowych potrzeb człowieka: być usłyszanym.
Wpływ na swoje życie
Dziecko, którego rodzice od pierwszych chwil starają się zrozumieć, o co mu chodzi, wzrasta w poczuciu, że jest w stanie porozumieć się ze światem. Kiedy płacze – zjawi się ktoś, kto je utuli. Kiedy opowie o swoich potrzebach, po drugiej stronie znajdzie się adresat, który ten komunikat wrażliwie przyjmie. Tak rozwija się przekonanie o wpływie na swoje życie i otoczenie: gdy ludzie wokół słyszą, jak dziecko komunikuje „nie”, „boję się” albo „chcę”.
Jeśli tego typu interakcji nie ma, potrzeba bycia słyszanym pozostaje niezaspokojona, a własny świat uznajemy za nieważny. Podobnie dzieje się, gdy doświadczyliśmy wielu sytuacji trudnych i takich, które nas przerastają, ale nie mogliśmy o nich nikomu opowiedzieć i zostały zamknięte w naszych „piwnicach”, a ból emocjonalny po nich pozostał.
Ludzie niewysłuchani
Ludzie niewysłuchani to ci, którzy dużo krzyczą (pisałam o tym kiedyś), mając nadzieję, że może skala głosu da im upragniony odbiór. To też ci, którzy wiele narzekają, nie mając innego języka na opowiadanie o swoich potrzebach. Łatwiej żalić się na pogodę albo ciężkie czasy, niż powiedzieć: „smutno mi”, „boję się” albo „tak mi ciężko” – i zrobić miejsce na wypowiedzenie tego, co osobiste.
Z bólem niewysłuchania oswojeni są też ludzie, którzy prawo głosu wydzielają sobie oszczędnie z powodu wielu doświadczeń, gdy czyjeś słuchanie nie zakończyło się usłyszeniem, ale czymś zupełnie innym: osądem, oceną, zbyciem. Dlatego wybierają mówienie zdawkowo i naokoło, zmniejszając jeszcze bardziej szansę na to, że ktoś usłyszy, co naprawdę chcieliby wyrazić. Przychodzą pożyczyć szklankę cukru, gdy chcieliby posiedzieć z kimś przy kawie. Piszą SMS-y: „Co u ciebie?”, gdy chcieliby wspomnieć, co u nich.
Empatia zamiast oceny
Nasza kultura nie wspiera słuchania. „I’m fine” to poprawna odpowiedź na większość pytań o to, co słychać. Również ludzie wierzący najczęściej nie wyróżniają się gotowością usłyszenia drugiego, bo słuchaniu bardzo nie służy ocena, doradzanie i wiedzenie lepiej. Na: „jestem załamany” – nie pomaga: „pomodlę się za ciebie”, a do: „wkurzyłem się strasznie” – naprawdę nie pasuje odpowiedź: „gniewać się to grzech, lepiej się pomódl za tę osobę”. Naprawdę nie jesteśmy w stanie usłyszeć drugiego człowieka, gdy patrzymy na niego z góry. Jest to możliwe tylko przez empatię i zaciekawienie się, o czym ważnym ktoś próbuje nam powiedzieć.
Myślę, że ludzie robią to wszystko również z lęku przed własną bezradnością. I z przekonania, że na tym polega słuchanie drugiego człowieka: na dawaniu recept, pocieszaniu albo „stawianiu do pionu”. Tymczasem słuchanie jest o czymś innym. O dopytaniu: „O czym jest to, co mi opowiadasz?”, „Co w tym jest dla ciebie ważnego”. Słuchanie potrzebuje przejęcia się doświadczeniem kogoś, kto powierza nam kawałek siebie. Dowody na to, że słyszymy, są bardzo skromne w swej formie. „Widzę, jakie to dla ciebie trudne”. „Boli cię ta sytuacja”. „Słyszę smutek w twoim głosie”. I na to wszystko nie mamy żadnej złotej rady, a jedynie słowa: „jestem tu z tobą” i „czego potrzebujesz?”.
Jeśli czujesz się nieusłyszana lub nieusłyszany, zachęcam cię, byś nie nabierała (i nie nabierał) przekonania, że to, co w tobie potrzebuje wypowiedzenia, jest nieważne. Czasem potrzebujemy poszukać dobrego adresu, gdzie będziemy mogli zanieść swoje kruche kawałki i ważne historie. Nie będzie to ktoś, kto dziesięć razy udowodnił, że nie słyszy. Ma sens szukać ludzi, którzy nas słyszą i którym sami możemy podarować swoje słuchanie. W Porozumieniu bez Przemocy służą temu „empatyczne dwójki” (o których napiszę następnym razem). Słuchanie to jednak droga dostępna dla każdego, kto gotowy jest zaczynać od empatii zamiast oceny.
Czytaj także:
Franciszek: Nie obawiajmy się dyskutowania z Bogiem
Czytaj także:
Kwadrans dla duszy. Lektura duchowa to konieczny element duchowego rozwoju