Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Początkowo okazało się, że bliźniacy nie są tam mile widziani, gdyż w mentalności Afrykańczyków panuje przekonanie, iż jeden z braci bliźniaków na pewno nie przeżyje, bo ich matka nie zdoła wyżywić obu. Mimo to karmelitańscy bliźniacy misjonarze od lat ewangelizują w Afryce.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jeden z nich wyjechał na misje w 1971 roku. Ale nie sam, towarzyszyło mu wtedy dziesięciu innych misjonarzy. Przez Paryż i Rzym, gdzie przyjął ich na audiencji papież Paweł VI, dotarli do Bujumbury, stolicy Burundi. Tak zaczęła się przygoda misyjna o. Eliasza Trybały OCD. 3 lata później pracę na misji podjął jego brat bliźniak, o. Józef Trybała OCD.
Czytaj także:
Helena Kmieć i Anita Szuwald. Bóg dotknął je świętością: jedną powołał do siebie, drugą powołał na świadka
Misjonarz ze szkoły łączności
Po wyjeździe o. Eliasza do Afryki o. Józef, który ukończył teologię, zaczął się zastanawiać czy i on nie mógłby podjąć pracy misjonarza. Zdrowie mu dopisywało, szybko uczył się języków oraz miał dobre praktyczne przystosowanie do życia – zdobywał wiedzę w szkole łączności w Gliwicach, pracował rok przy budowie elektrowni, a później dwa lata spędził w wojsku.
“To była taka zaprawa i nie żałuję tego, bo to przydało mi się bardzo w moim misjonarskim życiu, choć przed wyjazdem zastanawiałem się, po co mi – zakonnikowi znajomość mechaniki, elektryczności, telefonów. Później okazało się to opatrznościowe” – wspomina zakonnik ówczesne dylematy na stronie www.misjekarmel.pl.
Jak dodaje w opublikowanym na kanale YouTube Prowincji Krakowskiej Karmelitów Bosych filmie, większość życia spędził w Afryce. “Tam jest inna kultura, inny język, ale ci sami bracia w wierze” – ocenia.
50 lat na misji
“W pierwszej placówce spędziliśmy rok stażu, żeby lepiej poznawać ten język i kulturę. Potem powstała parafia w Musongati” – opowiada o początkach pracy misyjnej z kolei o. Eliasz. W 1973 r. misjonarzy wsparły siostry ze Zgromadzenia Karmelitanek Dzieciątka Jezus.
Ciekawy był sam odbiór pojawienia się dwóch identycznych misjonarzy przez miejscową ludność, przez którą bliźniacy nie są mile widziani, gdyż w mentalności Afrykańczyków panuje przekonanie, że jeden z braci bliźniaków na pewno nie przeżyje, bo ich matka nie zdoła wyżywić obu.
“Gdy przyjechałem, wśród ludzi było wielkie zdziwienie, że obaj żyjemy, jesteśmy obaj kapłanami i teraz misjonarzami. Ukazało to więc ludziom, że to nie jest coś negatywnego, ale wielkie błogosławieństwo. I tam w mojej pracy często się zdarza, że mylą mnie ludzie z ojcem Eliaszem” – można przeczytać na stronie www.misjekarmel.pl kolejne wspomnienia o. Józefa z początku lat 70.
Był także i trudny okres w czasie blisko 50-letniej pracy misyjnej. Z powodu prześladowań religijnych w 1985 r. zakonnicy musieli uciekać z Burundi.
“Jean-Baptiste Bagaza, ówczesny prezydent kraju, wyrzucił wszystkich misjonarzy. Wtenczas przyjechaliśmy do Rwandy, którą zamieszkują ludzie o podobnej kulturze z tym, że władający nieco innym językiem. Coś jak polski i słowacki. Tam mamy teraz dom formacyjny czyli nowicjat i postulat oraz parafię” – opowiada o. Józef.
Kościół samodzielny, ale biedny
Do Musongati w Burundi bliźniacy wrócili w 1990 r. Niektórzy z weteranów misyjnych powrócili wtedy do Polski – oni zostali. Co ważne, coraz częstsze są miejscowe powołania braci.
“To bardzo cieszy, gdyż możemy im przekazywać powoli pracę. Dziękujemy wszystkim, którzy pamiętają o misjach i je wspierają. To jest potrzebne, bo ten Kościół jest już bardziej samodzielny, ale bieda wciąż jest wielka” – mówi o. Eliasz.
Rwanda i Burundi, kraje misjonarskiej pracy karmelitańskich bliźniaków, są najbardziej chrześcijańskimi krajami w całej Afryce. Kościół może nie rozrasta się tam bardzo liczebnie, ale wzrasta jakość wiary katolików. Wciąż jest wiele do zrobienia i dlatego tak ważna jest praca misyjna na tamtym terenie.
“Dziękujemy za waszą sympatię, za miłość, za dobroć, za pomoc, bo to jest nasze wspólne dzieło. Pan Bóg tutaj daje nam zaliczkę, czyli takie pomoce duchowe. I radość, i czasem i krzyż też potrzebny, bo bez tego nie ma Ewangelii. Ale na wypłatę całkowitą liczymy w niebie” – podsumowuje o. Józef.
Czytaj także:
Ma 93 lata. I właśnie poleciała na wolontariat do Kenii
Czytaj także:
Masz stare nieużywane okulary? Oddaj je misjonarzom, a posłużą potrzebującym