Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
O kryzysie wieku średniego, zajmowaniu się bardziej budowlanką niż Ewangelią, potrzebie modlitwy i ciszy oraz byciu freakiem w Kościele – opowiada ks. Przemysław KAWA Kawecki.
Wszedł już ksiądz w kryzys wieku średniego?
Ks. Przemek Kawecki: Chyba trochę tak (śmiech). Kiedyś, gdy byłem jeszcze w seminarium, jeden ze współbraci, starszy już kapłan, powiedział: „Przemek, pamiętaj, że nadejdzie w życiu taki czas, gdy nawiedzi cię demon południa. On przychodzi tak mniej więcej w połowie życia. I uwierz mi, nie tylko nie będzie ci się chciało różnych rzeczy, ale nie będziesz widział sensu tego, co robisz”. I gdzieś w okolicach czterdziestki złapałem się na tym. Był taki rok, przynajmniej jeden, kiedy czułem taki trochę bezsens ruchów, które wykonuję. To zbiegło się z remontem klasztoru, zacząłem zajmować się bardziej budowlanką niż Ewangelią.
Księża, którzy zajmują się budowlanką, są raczej przez wiernych doceniani. Ludzie mówią: „Jaki to dobry ksiądz, tyle wyremontował”.
Niestety, ale tak to trochę działa. Czułem się tym zmęczony. Robiłem różne rzeczy – konsekwentnie, bo tak trzeba – ale nie odczuwałem przy tym żadnego wewnętrznego pocieszenia. Żadnej radości, satysfakcji.
Miał ksiądz takie poczucie, że inwestuje energię nie w te miejsca, w które powinien?
Tak. Miałem takie poczucie, że idę do przodu, wszyscy wokół klaszczą, że kroki, które robię, są wielkie, ale w sercu czułem, że one są jakby obok drogi, którą powinienem iść.
Czy człowiek lubi siebie w takiej sytuacji? Ma dla siebie wyrozumiałość?
Powiem, że nie do końca, bo to jest bardzo trudny stan. Dlatego kiedy zapytałem samego siebie, co tak naprawdę mnie w życiu przekonuje, to doszedłem do bardzo prostego wniosku – że bardziej niż budowniczym wolałbym być głosicielem słowa Bożego. Że zamiast poświęcać czas na spotkania z projektantami, chociaż to są bardzo mili ludzie, wolałbym spędzać czas przy lekturze słowa Bożego czy nad jakimiś fajnymi książkami teologicznymi, które uwielbiam, a następnie dzielić się tą wiedzą z wiernymi. Kiedy mam na przykład tydzień na to, żeby posiedzieć w ciszy, poczytać, pomodlić się, rozpisać sobie konferencje, przygotować jakieś fajne zajęcia warsztatowe, wtedy mam poczucie, że to, co robię, ma sens. I chociaż tej pracy na zewnątrz nie widać – bo kogo to interesuje, ile osób wyspowiadałem, co im powiedziałem – to daje mi to poczucie wewnętrznego ładu. Cały czas uczę się selekcjonować wydarzenia, sprawy, w które muszę się angażować i w które chcę się angażować.
Ks. Kawecki: Cisza i czas z Bogiem zmienia perspektywę
Wspomniał ksiądz, że w życiu duchowym i w ogóle w życiu najlepiej się czuje, gdy ma czas na ciszę i modlitwę. Wielu ludzi wychodzi dziś z założenia, że czas poświęcony na ciszę, a tym bardziej na modlitwę, to najmniej produktywny czas w naszym życiu.
Często traktujemy modlitwę jako najmniej produktywny czas w naszym życiu – to prawda. No bo siedzisz w tej ciszy albo na modlitwie i teoretycznie nic się nie dzieje. Sam często daję się oszukać, że godzina mojej pracy jest ważniejsza niż godzina mojej modlitwy. Że zamiast modlić się, mogę zrobić jeszcze to i tamto. Tymczasem finalnie zawsze się okazuje, że jeśli poświęcę czas na modlitwę, to wszystkie sprawy, które zaplanowałem, załatwiam sprawniej, z większą gracją, lekkością, niż kiedy tej modlitwy w moim życiu brakuje. Cisza i czas spędzony z Bogiem naprawdę zmieniają perspektywę, podejście do samego siebie. Do wysiłku, który podejmujemy.
Metrykalnie jest ksiądz po czterdziestce. A na ile lat ksiądz się czuje?
Na jakieś dwadzieścia pięć (śmiech). Tak czuję, że Przemek Kawecki to już nie jest chłopiec, ale chłopak, który trochę w życiu przeżył, trochę zrobił. Niemniej jednak ta czterdziestka uświadomiła mi, że my często w życiu się łudzimy – po osiągnięciu jakiegoś wieku myślimy, że cały czas możemy funkcjonować jak wtedy, gdy mieliśmy osiemnaście lat. A to nieprawda. Kiedy byłem w seminarium, mogłem zarwać noc, a nawet dwie, aby uczyć się do egzaminów, i nie odczuwałem z tego powodu zmęczenia. A dziś, nawet jeśli zarwę tylko pół nocy, to potem przez dwa dni wracam do siebie. Ciągle staram się być w miarę fit w wielu przestrzeniach życia, jednak z upływem czasu człowiek zaczyna zauważać, że ma mniej siły niż dawniej.
Nasz wiek wpływa na stan naszego ducha?
Tak jesteśmy skonstruowani – duch i ciało to jedno, tutaj nie ma rozwodu. Często widzimy staruszków, którzy mają w sobie więcej wigoru, więcej ognia w oczach niż niejeden młody człowiek. A wielu młodych ma dziś piękne ciało, a mimo to są wewnętrznie zgaszeni, jakby po osiemdziesiątce. Warto więc zadbać o siebie, żeby się nie zestarzeć, nie zdziadzieć zbyt szybko zarówno fizycznie, jak i duchowo.
Ks. KAWA: Czasem muszę być spionizowany
Co jest księdza siłą jako mężczyzny i kapłana?
Przede wszystkim nie rozdzielam tych dwóch rzeczywistości. Jestem Przemek Kawecki – facet, który jest księdzem, i to jest, że tak powiem, w jednym pakiecie. Co jest moją siłą jako mężczyzny? Myślę, że stałość i konsekwencja. Jeżeli podejmuję się jakiegoś zadania, staram się je odpowiedzialnie realizować. Mam świadomość, że ze względu na mój styl bycia – to, że słucham takiej, a nie innej muzyki, że nie zawsze chodzę w sutannie itp. – wiele osób uważa, że jestem freakiem. Często nie traktujemy takich ludzi poważnie.
Traktujemy poważnie gościa, który przychodzi na spotkanie w garniturze, w koloratce, w sutannie…
...a nie na przykład w dżinsach. I część ludzi – też w środowisku, z którego pochodzę – traktuje mnie czy też traktowała, jak freaka. Fakty życia natomiast przemawiają za tym, że Przemek Kawecki, chociaż jest freakiem, to potrafi być też konkretnym gościem i robić konkretne rzeczy.
Trudno jest być freakiem w Kościele?
Trzeba mieć mocny charakter i gotowość brania na klatę wszelkiej krytyki i cynicznych uwag. Jednocześnie chodzi o to, aby będąc oryginałem, dbać nie tylko o swoje samozadowolenie, ale również o to, by inni czuli się przy nas bezpiecznie. Aby też mogli poczuć się wyjątkowi, zauważenie, docenieni. Kiedyś mój przełożony z Niemiec powiedział, że jestem trochę jak taki dziki pies, który lubi chodzić swoimi drogami, dlatego dobrze jest złapać czasami za łańcuch, potrząsnąć i w ten sposób postawić mnie do pionu (śmiech). Zgadzam się z tym stwierdzeniem, ono mnie nie obraża. Wiem, że co jakiś czas muszę być spionizowany – oczywiście przez osobę, którą szanuję, która jest dla mnie autorytetem.
*Fragment książki „Nigdy się nie poddawaj. Ks. Przemek Kawecki w rozmowie z Katarzyną Szkarpetowską”, Salwator 2020
**Tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl