Będąc mamą, naturalnie w pierwszej kolejności myśli się o dziecku i jego potrzebach. Ale trzeba czasem stanąć, przyjrzeć się sobie i zapytać – co dziś zrobię dla siebie?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Majowy numer polskiej edycji „Vogue” był zaskoczeniem. Oto na okładce pierś prężyła dumna matka Polka. A nawet więcej, nie tylko prężyła, ale karmiła nią bobasa. Stąd zaskoczenie, bo elitarny magazyn traktujący o modzie wziął na sztandary macierzyństwo, i to w takim prozaicznym jego aspekcie, jak karmienie piersią.
Zaskoczenie szybko ustąpiło oburzeniu. Jak to? Szukającym dziury w całym, nietrudno ją znaleźć. A to, że macierzyństwo tak nie wygląda, a to, że mama wystylizowana, a to, że w środku zdjęcia jak ćwiczy na rowerku. Podsumowując – okładka vs. real life… Tylko pytanie, czy ktoś oczekiwał od ekskluzywnego magazynu pokazywania prozy życia?
Dla mnie jest dość jasne, że jeśli wydaje się blisko dwie dyszki na pachnącą gazetę, kredowy papier, to trudno oczekiwać zdjęć kobiety z tłustymi włosami, workami pod oczami czy plamami mleka na bluzce.
Dbać o siebie czy nie dbać? Oto jest pytanie, matko!
Ale mleko – nomen omen – się rozlało, zastanówmy się więc, w czym problem. Mam wrażenie, że czas, kiedy media, wszelkiej maści blogerki i celebryci lansowali trend matki chwilę po porodzie w formie i pełni sił, zastępuje równie skrajny, co nieprawdziwy trend niedbania o siebie w imię wolności.
Domyślam się, że wynika to ze zdenerwowania, frustracji czy buntu wobec presji bycia piękną, obsesji na punkcie ciała. Po napatrzeniu się na macierzyństwo w instagramowym wydaniu można wpaść w kompleksy, bo #reallife tak nie wygląda, w domu nie jest czysto jak w muzeum, dzieci czasem jedzą mrożonki, nie mają zapewnionych zabaw edukacyjnych na każdy dzień, a mama? Ma nadprogramowe kilogramy, odrosty, a ostatnią jej lekturą były przygody Pucia (albo Świnki Peppy).
Presja, niekończące się oczekiwania wobec mam budzą złość i sprzeciw. Stąd bunt i chęć pokazania prawdziwego macierzyństwa. A jakie jest to prawdziwe? Łatwo popaść z jednej skrajności w drugą. I to właśnie miałam na myśli, pisząc o trendzie niedbania o siebie, w imię którego mama nie musi, a nawet nie powinna fajnie wyglądać, a jeśli pilnuje tego, co ma na talerzu to ulega presji, jeśli regularnie wpada na siłkę, ma mózg sprany przez influencerki.
Dbam o siebie – dla mnie i dla mojego dziecka
Macierzyństwo nie zwalnia z dbania o siebie – także w wymiarze cielesnym. Dla mnie samej to nie wymówka czy usprawiedliwienie, by objadać się słodyczami i zalegać na kanapie. Tak, jest trudno, czasem ciężko znaleźć chwilę na coś, co nie jest pracą albo obowiązkami domowo-wychowawczymi. Tak, czasem brak totalnie sił i chęci. Ale przecież nikt o zdrowych zmysłach nie oczekuje od mam, by chwilę po porodzie pędziły na siłownię i wbijały się w rozmiarówkę dla licealistki (ja z pewnością nie!).
Nie chodzi o to, by się mordować, ale by znaleźć balans pomiędzy zajeżdżaniem się, by sprostać społecznej presji a totalnym zaniedbaniem siebie samej, swego ciała (i zdrowia!) oraz potrzeb. Dwa lata po urodzeniu synka dojrzałam do decyzji, ale i znalazłam na nią w życiu przestrzeń, by dokonać rewolucji. Zaczęłam ćwiczyć i jeść zdrowo. Wiem, że modelką nie będę, ale wcale nie chcę. Robię to, bo o siebie dbam i czuję, jak to, co na talerzu plus aktywność fizyczna wpływa na moje samopoczucie i zdrowie. Nie czuję, że ulegam presji instagramerek, ale robię to dla zdrowia, mam więcej energii, a po przerwie od ćwiczeń czuję się połamana i bez sił (ach, ta starość! ;)).
Robię to też dla dziecka. Jak miałabym je uczyć, że kochanie siebie to też m.in. aktywność fizyczna i zdrowa dieta? Dziecko przegląda się w rodzicu jak w lustrze, jak oczekiwać od niego chęci na wypad do lasu, na rower czy nieobjadania się słodyczami, samemu zalegając na kanapie z pizzą? Daleko mi do skrajności i robienia afery z powodu cukierka, jasne, czasem rozpieszczamy się np. wypadem na lody, ale to nie reguła, raczej coś odświętnego.
Co zrobiłam dla samej siebie?
Skupiłam się na ćwiczeniach i diecie, bo w końcu okładka „Voque”, od której wszystko się zaczęło, dotyczyła piękna, ale muszę dopowiedzieć, że dbanie o siebie to nie tylko dbanie o wygląd. To też dawanie sobie czasu i przestrzeni na relaks, odpoczynek, dobrą książkę czy film, samotny spacer, weekendowy wyjazd z przyjaciółkami czy lepienie kotletów – jeśli to cię autentycznie relaksuje!
Bycie mamą jest trudne, a bycie mamą dbającą o siebie jeszcze trudniejsze i wymagające, stąd można, w ramach samousprawiedliwienia czy w imię wolności, zrobić z zaniedbywania siebie coś w rodzaju ideologii. Chyba kluczem w tym wszystkim jest nieustanne badanie samej siebie, swego serca. Czego chcę, potrzebuję, z czego mogę zrezygnować. Czy chcę czegoś sama z siebie, czy dlatego, że ktoś/coś mi to sugeruje.
Warto przyglądać się sobie samej z boku, od czasu do czasu pytając – co dziś zrobiłam dla samej siebie? Kupiłam bezinteresownie drobiazg, pogapiłam się w telefon, poszłam na spacer, do kina, na wino z przyjaciółką?
A ty, co dziś, z okazji Dnia Matki, zrobisz dla samej siebie?
Czytaj także:
Mamy w filmach. Najlepsze tytuły na Dzień Matki
Czytaj także:
Te kobiety mnie zainspirowały. Bardzo nietypowe zestawienie książkowe
Czytaj także:
Jak być matką w czasach zarazy?