Kiedy urodziło się kolejne dziecko, przybyło obowiązków, dzieci stawały się coraz bardziej ekspresyjne i momentami trudne, to wszystkie dotychczasowe plany i teorie na wychowanie często leżały pod gruzami zniecierpliwienia, podniesionego tonu czy też najzwyczajniej w świecie bezsilności.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ostatnio na naszym blogu wrzuciłam post o trudnościach w macierzyństwie. Zaskoczyła mnie liczba komentarzy i odpowiedzi na niego. Jak bardzo my – mamy – potrzebujemy usłyszeć o tym, że przeżywamy dokładnie to samo.
Plany vs. rzeczywistość
Pamiętam, jak miałam jedno dziecko. Nawet nie śniło mi się, żeby podnieść na nie głos. Nie powiem już, co myślałam o kobietach, które krzyknęły na swoją pociechę.
Czytałam artykuły i książki o rodzicielstwie bliskości i zakochałam się w tej teorii… Być blisko emocji swojego dziecka, dawać mu je wyrażać, nie tłumić, okazywać wyrozumiałość, szacunek. Wszystko to jest bardzo OK i dalej jestem za tym, ale kiedy urodziło się kolejne dziecko, przybyło obowiązków, dzieci stawały się coraz bardziej ekspresyjne i momentami trudne, to wszystkie dotychczasowe plany i teorie na wychowanie często leżały pod gruzami zniecierpliwienia, podniesionego tonu czy też najzwyczajniej w świecie bezsilności.
Wtedy zobaczyłam, że nie jestem wcale lepsza od mamy, którą jakiś czas wcześniej oceniłam, kiedy usłyszałam, jak podniosła głos na swoje dziecko. Dziś jak widzę zniecierpliwioną mamę, po prostu jej współczuję, bo wiem, że za tym kryje się zmęczenie, brak zadbania o swoje potrzeby i wiem, najzwyczajniej w świecie, że jak położy dzieci spać, będzie płakać, że znowu nad sobą nie zapanowała…
Surowa mama
Coraz częściej jednak dochodzę do wniosku, że jako mamy jesteśmy zbyt surowe. Ale nie surowe dla naszych dzieci, tylko dla siebie samych. Nie dajemy sobie zbyt dużego przyzwolenia na margines błędów, gorszy dzień… Jak możemy być blisko emocji swoich dzieci, kiedy jesteśmy daleko od swoich? Jak możemy zaopiekować się ich emocjami, kiedy nie troszczymy się o swoje? I w końcu, jak mamy być wyrozumiałe dla dzieci, jeśli nie jesteśmy wyrozumiałe dla siebie?
Tu nie chodzi o przyzwolenie na krzyki czy jakąś agresję w stosunku do swojego dziecka, tylko o to, by nie linczować się tygodniami, jeśli jednak zdarzy się nam potknięcie. Warto wtedy bardziej przyjrzeć się przyczynie swojego zachowania i zadać sobie pytanie: “Dlaczego wybuchłam?”.
W pędzie życia rodzinnego i często dodatkowo zawodowego czasem można zapomnieć o sobie, ale prędzej czy później nasze ciało i nasza psychika upomni się o swoje.
Przepraszam
Złe czy nieadekwatne potraktowanie drugiego człowieka, także tego najmniejszego, nie oznacza wcale, że mamy usprawiedliwiać się na zasadzie “mam prawo, bo jestem zmęczona. Kropka”. Tak – często powodem naszego nerwowego zachowania w stosunku do dzieci jest nasze zmęczenie, gorszy dzień, jakiś problem, który wciąż odbija się echem z tyłu głowy… I faktycznie, mamy prawo być rozdrażnione czy poirytowane.
Pamiętajmy jednak o tym, że jeśli nasze samopoczucie sprawia, że przekraczamy granice naszych dzieci, to one powinny o tym wiedzieć. Powinny wiedzieć, że dziś źle się czujemy i wreszcie powinny usłyszeć “przepraszam”. Ile razy przepraszam moje dzieci i proszę je o wybaczenie, tyle razy widzę, jak bardzo jest to dla nich ważne. Co więcej, jak mogę wymagać od nich, żeby przepraszały rodzeństwo, koleżankę, kolegę czy babcię, jeśli sama tego nie robię w stosunku do nich? Dzieci uczą się przecież przez naśladowanie.
Zadbajmy o siebie
Apeluję do was drogie mamy, ale do siebie też… ZADBAJMY O SIEBIE! Znajdujmy czas na drobne przyjemności, wypad na kawę z koleżanką, na zakupy, jakiś fajny film, jogging, rozwijanie pasji… Tak, wiem, nie mamy na to dużo czasu, ale naprawdę nie wierzę, że nie uda się wygospodarować choć chwili. Ta inwestycja na pewno zaprocentuje!
Dla mnie 2-3 godziny samotnego wypadu poza dom są jak tlen. Kocham bardzo swoje dzieci, ale kiedy wszędzie je zabieram, całymi dniami z nimi jestem i biorę na siebie zbyt dużo, to nie służy to nikomu. Ani mnie, ani mojemu mężowi, a już na pewno nie dzieciom.
Zbliża się nasze święto. Kochane mamy, może to dobry czas na podsumowanie i jakieś może nie noworoczne, ale “nowomamine” postanowienia? Zaplanowanie jakichś regularnych aktywności tylko dla siebie… Co o tym myślicie? Ja w to wchodzę! A wy?
Czytaj także:
Dobra mama? Ekspertka od WŁASNEJ rodziny! Porady mam lam są jak lekarstwo na macierzyńskie bóle
Czytaj także:
Czy mama może wziąć wolne?