Podejmowała się różnej pracy. Bardzo ciężko przeżyła samobójczą śmierć męża, spowodowaną przypuszczalnie postępującą utratą wzroku, co dla malarza było trudne do zaakceptowania. Aby utrzymać siebie i syna, została manicurzystką. Zmarła 6 lat później.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Czy Lena to Marlena?
Dynamiczna, pełna wdzięku i wszechstronnego talentu o wyrazistym, scenicznym charakterze. A także zjawiskowa aktorka o egzotycznej, ciekawej urodzie – tak rozpisywała się przedwojenna prasa filmowa o Lenie Żelichowskiej, nazywanej również przez krytyków filmowych polską Marleną Dietrich. Dlaczego?
Powodów zapewne było kilka: uroda i aura tajemniczości, w jakiej obie gwiazdy kina kreowały swoje filmowe bohaterki. Lena i Marlena grały też w filmach u boku amanta filmowego Igo Syma, polsko-niemieckiego aktora. I jeszcze jeden powód, chyba najważniejszy: obie aktorki grały role wyjątkowe, nietuzinkowe, skomplikowane charakterologicznie, które pomimo swoich życiowych zakrętów potrafią zmienić dotychczasowe życie.
Lena Żelichowska często mówiła, jakie role są jej bliskie: “Nie znoszę banalnych i szablonowych, naiwnych dziewcząt, jakie występują w prawie każdym polskim filmie. Są to, moim zdaniem, postaci papierowe. Nierealne już w samym założeniu i bardzo niewdzięczne dla ambitnej aktorki. Nie znoszę konwencjonalizmu, na jakie nieuchronnie są skazane takie role. Role charakterystyczne, jakie gram w filmie, dają mi dużą swobodę interpretacji! Pozwalają mi opracować sylwetkę bohaterki możliwie najwszechstronniej” – zwierzała się aktorka ówczesnej prasie filmowej.
Żelichowska komentowała, że zdarza jej się grać „szwarc charaktery”, jak choćby w filmie „Czarna perła”, „Ty co w Ostrej świecisz Bramie” czy w „Granicy”, ale nigdy jej bohaterki nie były jednoznacznie, moralnie złe. W filmach tych kobiety próbowały wyrwać się ze środowiska, które niszczyły nie tylko ich życie, ale rujnowały też życie najbliższych.
Jednakże można zawsze wyrwać się, nawet z największego, „życiowego zakrętu”, jak chociażby Irma, bohaterka filmu „Ty, co w Ostrej świecisz Bramie”. Zła i podstępna kobieta w przełomowej scenie filmowej zmienia się pod wpływem miłości i modlitw do Matki Bożej Ostrobramskiej, jaką wznosi Maria, (grana przez Marię Bogdę) w intencji porwanego narzeczonego Ryszarda (w tej roli Mieczysław Cybulski).
Lena Żelichowska doceniała role, w których grane przez nią kobiety nie były tylko postaciami „wyciętymi z papieru”. Jedną z najbardziej poruszających postaci, jakie stworzyła Żelichowska była rola Justyny Bogutównej w filmowej adaptacji powieści Zofii Nałkowskiej „Granica”.
Aktorka tak mówiła o tej roli do mediów: “Moje zwycięstwo jest zwycięstwem reżysera i wytwórni. Lejtes (reżyser „Granicy”) nauczył mnie rozumieć, czym jest kino. Prawdziwe kino. Sztuka filmowa. Praca przy „Granicy” będzie w mej pracy artystycznej najmilszym wspomnieniem. Wierzę, że „Granica” będzie tym, czego wszyscy się spodziewają: wielkim filmem polskim”.
Znakomite kreacje Leny Żelichowskiej można zobaczyć również w filmach „Jego wielka miłość”, gdzie zagrała u boku Stefana Jaracza, „O czy marzą kobiety” i „Sygnały” z Mieczysławem Cybulskim. W jeden z pierwszych filmów, wspomnianej „Czarnej perle”, aktorka zagrała Renę – niezapomnianą postać, która przeżywa swoistą metanoję.
Dla miłości warto żyć
Aktorka urodzona w 1910 roku już od najwcześniejszych lat, od 6. roku życia, pobierała nauki tańca w słynnej szkole baletowej Piotra Zajlicha, a także różnego rodzaju kursy przygotowujące ją do pracy w teatrze, rewii, a później i w filmie. Jej debiut filmowy to udział w sensacyjnym filmie „Szpieg w masce”, gdzie zagrała skromną, ale wyrazistą postać, razem z Hanką Ordonówną w głównej roli.
Ostatni film wszedł na ekrany już w czasie, kiedy rozpoczęła się II wojna światowa, był to obraz „Żołnierze królowej Madagaskaru”. W latach największych filmowych sukcesów Lena poznała Stefana Norblina, wnuka malarza Piotra Norblina, artystę plastyka, malarza, scenografa i plakacistę. Był też projektantem wnętrz, architektury i mody. Norblin tworzył modernistyczne i secesyjne plakaty oraz malowidła w stylu art déco połączonym ze sztuką Dalekiego Wschodu.
Lena i Stefan budowali swój dom na warszawskich Bielanach, ale wojna przerwała te rodzinne plany. Do dzisiaj można zobaczyć to miejsce na ul. Gdańskiej. Po wybuchu wojny małżonkowie przedostali się do Rumunii, później przez Turcję i Persję przyjechali do Indii, gdzie Norblin współpracował z królewskim dworem. Dla maharadży wykonał serię malowideł zdobiących piękne wnętrza pałacu Umaid Bhawan, a jego dzieła do dzisiaj są niepowtarzalną atrakcją dla zwiedzających turystów.
W Indiach urodził się ich syn Andrew. Pomimo dobrych warunków pracy i spraw materialnych małżonkowie postanowili wyjechać do Stanów Zjednoczonych w 1946 roku, prawdopodobnie ze względu na zdrowie syna. Stefan Norblin pracował jako portrecista. Lena już nie wróciła na scenę.
Podejmowała się różnej pracy. Bardzo ciężko przeżyła samobójczą śmierć męża, spowodowaną przypuszczalnie postępującą utratą wzroku, co dla malarza było trudne do zaakceptowania. Aby utrzymać siebie i syna, została manicurzystką. Zmarła 6 lat później, w wieku 48 lat, w San Francisco. Syn Andrew został sierotą, mając 14 lat.
Odziedziczył po matce talent muzyczny. To właśnie mama zainspirowała go do pasji muzycznej i pomogła chłopcu kupić pierwszą gitarę. Andrew został cenionym gitarzystą, a o życiu swoich rodziców opowiedział wiele lat później, w poruszającym filmie „Stefan Norblin”, wyreżyserowanym przez Roberta Ćwiklińskiego. Po wielu latach małżonkowie „powrócili” do ojczyzny – to było ich marzenie: spocząć we wspólnej mogile, w Warszawie.
Lena i Stefan Norblinowie pozostali w pamięci wielu miłośników ich talentu. Przyjaciele niezwykłej pary wspominali, że Lena zaraz po ślubie z ukochanym Stefanem powiedziała: “dusze artystyczne zawsze potrafią znaleźć wspólną drogę, porozumienie i miłość, dla której warto żyć”.
Czytaj także:
Mieczysław Cybulski – ten przedwojenny aktor zamiast fraka wolał zasmolone bluzy
Czytaj także:
Chciał przybliżyć skrawek nieba. Taki był Mieczysław Fogg