Temat koronawirusa zdominował wszystko. Przy okazji przypominamy sobie o jakże prostej, a jednocześnie cennej praktyce, by uniknąć epidemii, czyli… częstym myciu rąk i odkażaniu. Ten katolicki lekarz położył podwaliny pod antyseptykę.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Trudno sobie wyobrazić, że mycie rąk było opcjonalne (nawet pośród chirurgów), ale tak – jeszcze dwieście lat temu tak było. Dziś, w dobie pandemii koronawirusa, wszyscy pamiętamy o częstym myciu rąk, a w sieci krążą porady, jak to poprawnie robić (i jakie piosenki nucić, by mycie trwało odpowiednią ilość czasu). Polecenie komuś, by umył ręce jest jak współczesne błogosławieństwo. Dlatego może być zaskakujące (i smutne!), że człowiek, który był pionierem mycia rąk i odkażania, by zapobiec rozprzestrzenianiu się chorób, dr Ignaz Semmelweis, za swe przełomowe odkrycie był prześladowany do tego stopnia, że przedwcześnie zmarł.
Ten katolicki lekarz zalecał częste mycie rąk
Wszystko zaczęło się w 1847 roku, kiedy urodzony na Węgrzech Semmelweis podjął pracę w Wiedniu. Tam przeprowadził szereg badań, które zaowocowały wprowadzeniem obowiązkowego mycia rąk w szpitalach. Zajmował się bowiem m.in. badaniem przyczyn gorączki połogowej, która powodowała wówczas wiele zgonów kobiet na oddziałach położniczych.
Przełom nastąpił, kiedy Semmelweis porównał odsetek zgonów wśród matek z powodu gorączki połogowej w klinice położniczej, gdzie zjawiali się studenci medycyny oraz w klinice dla studentów położnictwa. Liczba zgonów w tej pierwszej była uderzająco wyższa niż w drugiej. Semmelweis ustalił, że studenci położnictwa nie brali udziału w sekcjach zwłok i nie przenosili na rękach zarazków. Zalecił więc obowiązkowe mycie rąk i dezynfekowanie po opuszczeniu prosektorium, a przed pójściem na oddział położniczy. W efekcie śmiertelność znacznie spadła, co dowiodło prawdziwości twierdzeń Semmelweisa.
Jeśli jednak sądzicie, że odkrycie spotkało się z pochwałą, to jesteście w błędzie. Wielu kolegów nie zgodziło się z jego wnioskami i zlekceważyło nowy obowiązek. Skrytykowali badania Semmelweisa jako nienaukowe, twierdzili, że jego „przesądy” związane z myciem rąk to efekt katolickiej wiary…
Polecenie komuś, by umył ręce – w dobie koronawirusa jak błogosławienie mu
Szpitale szybko zaczęły skarżyć się na koszty zapewnienia odpowiednich warunków sanitarnych, a Semmelweis został w końcu wykluczony ze środowisk zawodowych.
Czas mijał, a szpitale, w których początkowo wprowadzono zmiany, wróciły do starych, niehigienicznych praktyk. Semmelweis był tak poruszony ponownym wzrostem śmiertelności, że popadł w obłęd. Ale zamiast przypomnieć sobie o jego odkryciu na temat higienicznych praktyk, koledzy uciszyli lekarza. Ostatecznie trafił do szpitala psychiatrycznego.
Można mieć nadzieję, że wiara Semmelweisa, katolicyzm obfitujący w historie świętych i męczenników, którzy za wszelką cenę bronili prawdy, dały mu ukojenie w ostatnich dniach, kiedy umierał z powodu tych samych bakterii, które starał się zwalczyć. Choć w jego osobistych dziennikach nie ma śladu, który byłby tego potwierdzeniem, to jednak całe życie Semmelweisa, jego praca i troska o tych „najmniejszych” są świadectwem miłosierdzia i inspiracją na dziś.
Czytaj także:
Nie panikuj. Fakty i mity o koronawirusie z Wuhan [WIDEO]
Czytaj także:
Koronawirus: modlitwa za chorych ułożona przez lekarkę
Czytaj także:
W Polsce wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego. Sprawdź, co to oznacza w praktyce