„Mówienie do dziecka w nienaturalny sposób hamuje normalny przebieg kształtowania się mowy, zmusza dziecko do podwójnego, zupełnie niepotrzebnego wysiłku; dziecko uczy się najpierw języka zniekształconego, a potem poprawnego”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Czy Oluś może?
Spotkanie rodzinne. Do stołu podchodzi czteroletni chłopiec i pyta mamę, wskazując na ciastko: „Czy Oluś może?”. „Może, proszę” – odpowiada mama. „A jaki Oluś, gdzie on jest?” – zapytałam w myślach, ale ugryzłam się w język. Od razu przypomniał mi się zahukany Zgredek z Harry’ego Pottera i jego zwroty typu: „Ach, sir, Zgredek od tak dawna pragnął pana zobaczyć. Cóż za zaszczyt”.
I choć słowa chłopca nie wynikały zupełnie ze strachu czy niepewności, czuć było w jego rozmowie z mamą pewną groteskowość i nienaturalność. Podobne dialogi można usłyszeć stosunkowo często. Skąd wynika to nadużywanie trzeciej osoby w mowie dziecka? Czy powinniśmy jako rodzice zwracać na to szczególną uwagę?
Kto jest kim?
Według psychologów i logopedów mówienie do dziecka w trzeciej osobie, np. „Jaś ma sam zapiąć kurtkę” (zamiast: „Jasiu, sam zapnij kurtkę”), jest nieszkodliwe w okresie mniej więcej dwóch pierwszych lat życia. Wówczas dziecko nabywa wiedzy o swojej tożsamości i tożsamości innych – uczy się, Jaś to on, że mama to mama, babcia to babcia, i tak dalej.
Taki sposób mówienia może wtedy pomóc mu uporządkować hierarchię osób otaczających go i poznawać swoje miejsce w rodzinie. Jestem zdania, że granica „dwóch lat” jest nawet stworzona na wyrost. Każdy znany mi dwulatek z łatwością potrafi wskazać siebie po imieniu i swoich najbliższych według roli, jaką pełnią w jego życiu.
Nie utrudniajmy dzieciom nauki
Mniej więcej w tym okresie (po 2. r.ż.) zaczyna się wzmożony przyrost słownictwa i dzieci uczą mówić się coraz lepiej; pojawiają się nie tylko pojedyncze słówka, lecz także pierwsze zdania. Gramatyka zaczyna odgrywać więc duże znaczenie.
I to jest właśnie ten moment, kiedy powinniśmy zwrócić uwagę na to, czy osoby przebywające często z naszym dzieckiem używają języka naturalnego czy sztucznego, jak właśnie formy trzeciej osoby zamiast pierwszej, typu „Ola jest dziś grzeczna” bezpośrednio do dziecka.
Dlaczego to takie ważne?
Mówienie do dziecka w nienaturalny sposób hamuje normalny przebieg kształtowania się mowy, zmusza dziecko do podwójnego, zupełnie niepotrzebnego wysiłku; dziecko uczy się najpierw języka zniekształconego, a potem poprawnego. (Leon Kaczmarek, „Nasze dziecko uczy się mowy”).
Mówiąc do dziecka w sposób swobodny, wykorzystując schematy komunikacji, które stosujemy w rozmowach z innymi dorosłymi, nie stwarzamy mu dodatkowych trudności w nauce mowy. Przeciwnie – naturalnie wprowadzamy je do „świata osób mówiących”. Bez wysiłku, bez podręczników i reguł, po prostu – rozmawiając z dzieckiem jak z każdym innym człowiekiem, kształtujemy w nim intuicję językową.
Rodzic – pierwszy nauczyciel
Niektórzy powiedzą: czepianie się. Nie mówmy tak, nie mówmy siak, może w ogóle nie mówmy do dziecka? Jasne, możemy podejść do tematu w ten sposób i zupełnie nie przejmować się tym, jak do dziecka mówimy. Musimy mieć jednak świadomość, że to my – rodzice jesteśmy dla niego pierwszym wzorcem nauki języka.
Podstawa językowa, którą mu damy, będzie czymś, co zabierze dalej – do przedszkola, do szkoły, do rozmów z innymi ludźmi. Będzie bazą, którą powinien doskonalić i rozwijać, nie – poprawiać. Dzieci są jak gąbka – chłoną nasze zachowania i nasze słowa. Niech nasiąka tym, co najlepsze. Jak się okazuje, czasami najlepsze oznacza zwyczajne, naturalne i nieudziwnione.
Czytaj także:
Pracujesz zdalnie przez koronawirusa a w domu dzieci? 10 porad, jak przetrwać
Czytaj także:
Co robić, kiedy kwestie wychowania dzieci dzielą małżonków?