Jako Niemiec ma się poczucie, że tu najlepiej zamilknąć. W Polsce szczególnie towarzyszyło mi uczucie, że mamy za sobą historię, w której Niemcy bardzo zawinili. W tym miejscu chciałbym prosić Ciebie i Twój kraj o wybaczenie za krzywdy wyrządzone przez naszych przodków.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Dla wielu Taizé we Francji jest miejscem wyciszenia i modlitwy. Natomiast Spotkania Młodych – corocznie organizowane w innym mieście europejskim – to nie tylko przestrzeń do kontemplacji. To także okazja do bardzo żywej wymiany doświadczeń i poglądów.
Właśnie podczas tegorocznego spotkania Taizé we Wrocławiu rozmawiam z Martinem (26 lat) i Svenem (26 lat) z Niemiec. Kiedy widzę Martina po raz pierwszy, trzyma w ręku polską książkę o papieżu Janie Pawle II, zadaje pytania. Svena interesuje już od lat historia II wojny światowej. Właśnie w takiej atmosferze rozmawiamy – o doświadczeniu Taizé w Polsce, we Wrocławiu i o polsko-niemieckiej historii.
Zuzanna Raczkowska: Jakie są wasze dotychczasowe doświadczenia z Taizé? Byliście już kiedyś w Taizé? Czy braliście udział w innych europejskich spotkaniach?
Martin: W europejskich spotkaniach uczestniczę już od spotkania w Strasburgu (czyli od roku 2013). A więc po kolei: byłem w Strasburgu, Rydze, Bazylei, we Wrocławiu i jeszcze w Walencji. Rzeczywiście jest to z jednej strony duchowe przeżycie, a z drugiej okazja do wymiany międzynarodowej i pojednania. Dwa w jednym.
Sven: Pierwszy raz biorę udział w Europejskim Spotkaniu Młodzieży. Przedtem trzy razy byłem w Taizé we Francji. To ciekawe, że Martin mówi właśnie o wymianie. Ponieważ Wrocław to moje pierwsze międzynarodowe spotkanie i pierwsze spotkanie z tak dużą grupą ludzi z innych krajów, przeżywam je inaczej niż pobyt w Taizé we Francji.
Taizé jest dla mnie miejscem duchowego wyciszenia i modlitwy. Niemcy tworzą tam zawsze naprawdę silną grupę. W naszej grupie biblijnej w Taizé było chyba osiem osób, ale tylko dwie nie pochodziły z Niemiec. A teraz jest na odwrót. W naszej grupie we Wrocławiu tylko trzy osoby są z Niemiec. Reszta pochodzi z Polski, z Czech… a więc z krajów Europy Wschodniej.
Czytaj także:
Z Taizé do Wrocławia – czyli skąd się wzięły Europejskie Spotkania Młodych?
Mieszkacie razem u polskiej wrocławskiej rodziny, prawda? Jak wam się podoba?
Martin: To rodzina, która mieszka ze swoim autystycznym synem. Porozumiewamy się z pomocą translatora. Matka napisała nam dzisiaj, że wierzy we fragment Pisma Świętego, w którym Jezus mówi, że wszystko, coście temu najmniejszemu uczynili, mnieście uczynili. I miała na myśli właśnie nas, gości.
Powiedziała nam od razu, że mamy czuć się tak, jakbyśmy byli u siebie i robić wszystko to, co normalnie robilibyśmy w domu. Mimo że znajduje się w tak trudnej sytuacji, a jej syn wymaga stałej opieki, okazała nam tak wielką gościnność.
Czy Taizé towarzyszy wam również na co dzień? Czy głównie uczestniczycie w spotkaniach wyjazdowych?
Martin: Tak, raz w tygodniu w miejscowości, z której pochodzę, we Freising koło Monachium, odbywa się modlitwa małej grupy w duchu Taizé. Czasami idę tam, by pomodlić się z innymi, ale bywa, że przygotowuję też sam teksty modlitwy.
Sven: Studiuję we Freiburgu i chociaż modlitwa Taizé odbywa się co tydzień około południa w kościele uniwersyteckim, nigdy tam nie byłem. Wziąłem jednak udział w modlitwie Taizé w duszpasterstwie akademickim.
A czy jakiś aspekt spotkania we Wrocławiu okazał się dla ciebie szczególnie wyjątkowy, Martin?
Martin: Przy tym spotkaniu towarzyszyła mi mocno myśl, która dla nas Niemców jest bardzo ważna – że w społeczeństwie wciąż istnieje granica na Wschodzie. Przejście do krajów zachodnich jest łatwiejsze niż do krajów wschodnich.
Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to deprymująco, ale w Niemczech wciąż istnieje niewidzialna bariera na Wschód, którą ze względu na tak odmienny język czy być może strach przed własną przeszłością, trudno jest pokonać.
O tegorocznym spotkaniu we Wrocławiu opowiedziałem mojemu dobremu przyjacielowi, który ma 75 lat i był małym dzieckiem, kiedy wojna dobiegała końca. Odparł, że to dosyć ryzykowne przedsięwzięcie i że w ten sposób wyraża się jakieś oczekiwanie względem Polaków. Tak mocno pracowało w nim doświadczenie napaści Niemiec na Polskę, że sam fakt, iż jedziemy tam jako Niemcy wydawał się mu nie do pomyślenia.
Coraz mocniej docierało do mnie to, że to spotkanie nie będzie takie jak poprzednie. Wówczas myślałem: dobrze, po prostu tam pojedźmy. Ale jako Niemiec ma się poczucie, że tu najlepiej zamilknąć. Trzeba trochę się wycofać, bo Niemcy wszędzie prowadzili wojnę i najazdy na i poza Europę. W Polsce szczególnie towarzyszyło mi uczucie, że mamy za sobą historię, w której Niemcy bardzo zawinili.
Czy waszym zdaniem Taizé może stać się miejscem pojednania między Niemcami i Polską?
Martin: Myślę, że tak. W tym miejscu chciałbym jednak tak jak tylko potrafię prosić ciebie i twój kraj o wybaczenie za krzywdy wyrządzone przez naszych przodków, za te bardziej i mniej świadome. Przepraszam za to, że w 1939 r. z różnych stron najechaliśmy Polskę i zabiliśmy tysiące ludzi i kontynuowaliśmy nasze działania, i to nie tylko wobec żołnierzy ale także kobiet i dzieci, księży i rzemieślników i wszystkich tych, którzy nie pasowali nazistom. I także za to, że Niemcy systematycznie zabijali, zgładzili w Auschwitz 1,5 milionów Żydów.
Czytaj także:
„Dzięki Taizé odkryłem Boga, który jest dobry i prawdziwy”. Wrocław to szansa na twoje duchowe odkrycia
Czasy, w których żyjemy są jednak zupełnie inne. Teraz jesteście tutaj, we Wrocławiu. Jak wygląda wasz kontakt z Polakami?
Sven: Bardzo cieszy mnie rozmowa z tobą, ponieważ mój angielski nie jest najlepszy. To wspaniałe, że możemy porozmawiać po niemiecku. Z innymi młodymi Polakami rozmawiam po angielsku, co też mniej więcej zdaje egzamin. Jednak dużo trudniej jest mi nawiązać relację z generacją naszych rodziców czy dziadków.
Myślę, że twoje pokolenie zdążyło już usłyszeć od swoich dziadków te okropne historie, ale być może nie gra to tak wielkiej roli. Jednak w kontakcie ze starszą generacją mam wyrzuty sumienia i jest mi przykro z powodu II wojny światowej.
Co chcielibyście zabrać do Niemiec z tego spotkania?
Martin: Myślę, że bardzo, bardzo wiele. Na początku chciałbym wymienić oczywiście polską gościnność, o której wiele mówi się w Taizé. W Niemczech powinniśmy się tego znowu nauczyć.
Kolejnym obrazem Polski, który mnie urzekł w naszej małej grupie były nasze rozmowy o uchodźcach. Bardzo mnie ujęła otwartość tej grupy. Również w Bazylei spotkałem Polaków i dyskutowaliśmy na temat napływu uchodźców. Wówczas wyczułem ogromny strach. Obawa i wstręt do uchodźców są mi obce.
Myślę, że rozmawialiśmy wtedy ze studentem prawa. Chłopak powiedział, że ma nadzieję, że Polska nie przyjmie żadnych uchodźców. Nie mogłem tego zrozumieć. Dostrzegłem również duży strach przed islamem.
Dzisiaj, w naszej małej grupie odebrałem to zupełnie inaczej. Dzięki temu zmienił się mój obraz Polski. Teraz widzę wielką otwartość tutejszej młodzieży. Bardzo mnie to urzekło.
Sven: Trudno to ocenić. Dla mnie był to dopiero początek tej drogi. Musiałbym jednak bardziej zgłębić temat polsko-niemieckiego pojednania. Może warto byłoby stworzyć małe polsko-niemieckie grupy i dać im możliwość dyskusji na temat wspólnej historii?
Chciałbym nawiązać więcej kontaktów z Polakami i porozmawiać z nimi o pojednaniu i o moim doświadczeniu. Kto wie, może spotkam polskich studentów Erasmusa i nadarzy się ku temu okazja?
Czytaj także:
Br. Wojciech z Taizé: Nasza wspólnota już poprzez samo istnienie jest znakiem jedności