Najnowszy film Jana Komasy „Sala samobójców. Hejter” nie bez przyczyny nazywany jest polskim „Jokerem”. To miażdżący obraz tego, jak łatwo dzielić ludzi i do jakich tragedii mogą te podziały prowadzić.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
“Sala samobójców. Hejter”, najnowszy film Jana Komasy, wchodzi do kin jako polski „Joker”. I nie jest to porównanie na wyrost. To miażdżący obraz tego, co dzieje się z człowiekiem odrzuconym, w którym narasta gorycz i żal. Człowiekiem, który z różnych powodów czuje się gorszy, ma mniej pieniędzy, pochodzi ze wsi, wciąż musi udowadniać, że coś znaczy. Człowiekiem, który czuje jedynie brak – miłości, akceptacji, godności. Brak drugiego człowieka w pobliżu.
Samotność i odrzucenie – podatny grunt na „Hejtera”
Tomek studiuje prawo. Wiele zawdzięcza finansowemu wsparciu Krasuckich. Nowobogacka rodzina, najpewniej przez wzgląd na sentymenty, daje mu nieco grosza. To śmieszne kwoty, ale Krasuccy zachowują się, jakby fundowali Tomkowi prestiżowe stypendium. Chłopak czuje się przy nich niezręcznie, nie wie, o czym rozmawiać. A oni nie robią wiele, by ten dystans zmniejszyć.
Tomek podkochuje się w córce Krasuckich, ale Gabi odrzuca jego uczucia. On nie pasuje do jej świata, nie nadąża za wielkomiejską młodzieżą – top jego marzeń (studia i mieszkanie w Warszawie), to dla nich podłoga. Oni się tu duszą, ich ambicje sięgają Nowego Jorku albo Londynu. I obnoszą się z tym bez poczucia żenady. Kiedy Tomkowi wydaje się, że udało mu się zbliżyć do Gabi, ta wydaje powierzony jej sekret.
Tak wychodzi na jaw, że Tomek wyleciał ze studiów. Poczucie straconej szansy, życiowego „przegrywu”, te wszystkie braki to dobre podłoże do wyhodowania… hejtera. Ziarno trafia na podatny grunt i kiedy Tomek znajduje pracę w agencji marketingowej, polegającą de facto na hodowaniu internetowych trolli, którzy niszczą innych na zlecenie, świetnie się w niej odnajduje. Z początku okazja do udowodnienia swojej wartości, „odkucia się”, staje się dla niego czymś znacznie więcej…
„Niektórzy ludzie są stworzeni, żeby ich kopać”
„Hejter” bezlitośnie obnaża prostą prawdę – walcząc z prymitywizmem i prostactwem bardzo łatwo jest przekroczyć granicę, za którą… samemu staje się prostakiem. Ci, którzy walczą z nacjonalizmem, agresją, przemocą i nienawiścią, zaczynają sami stosować przemoc i nienawiść. Majstersztykiem jest scena, kiedy Tomek zaczyna operować tymi samymi hasłami po obu stronach „frontu”, sprawnie nimi manipuluje. Bo „ciemność zalewająca Europę” będzie dla jednych objawiała się w gejach i imigrantach, dla drugich – w „nacjonalistycznym bydle”. I jedni i drudzy chcą od tej „ciemności” uwolnić Europę. I jedni i drudzy z nią walczą, choć inaczej ją definiują.
Ale najgorsze jest to, jak walcząc z nienawiścią można samemu stać się nienawistnikiem. “Niektórzy ludzie są stworzeni, żeby ich kopać” – mówi jeden z bohaterów, co pokazuje, jak łatwo przychodzi usprawiedliwianie nienawiści. W imię miłości, wolności i równości oczywiście. I dotyczy to wszystkich, bez wyjątku. Należący do elit Krasuccy wyśmiewają Tomka, który nie poradził sobie przy stole z krewetkami, a słowami, których używają na opisanie politycznych oponentów, można wybrukować rynsztoki.
„Hejter” Komasy – „tylko” fikcja czy już rzeczywistość?
Oglądając „Hejtera”, trudno oprzeć się wrażeniu, że ogląda się… migawki z codzienności. Od manifestacji skrajnych nacjonalistów, wykrzykiwania nienawistnych haseł wobec uchodźców, straszenia zalewem „ciapatych”, którzy odbiorą Europejczykom pracę, przez polityczne gry, jakie znamy od lat (wyciąganie przeszłości polityków, dziadka z Wehrmachtu i ojca z partii), wojen na populistyczne hasełka, aż po brutalny mord na polityku.
Niby Komasa nie pokazuje nic nowego, a jednak to wszystko skumulowane w kilkudziesięciu minutach robi wrażenie. I sprowadza na ziemię. Widz może sobie przypomnieć (albo uświadomić), jak banalnie powstają internetowe manipulacje, jak bezmyślnie ludzie łykają fake newsy, jak prosto zniszczyć blogerkę, influencerkę. A to zaledwie „pryszcz”, bo prawdziwa „zabawa” zaczyna się, kiedy w grę wchodzą zlecenia nie na celebrytów, ale polityków.
„Hejter” Komasy. Mieczem wojujesz, od miecza giniesz
Może fabuła „Hejtera” bywa momentami grubymi nićmi szyta, może to wszystko zbyt proste, może jest tu wiele uogólnień…. W końcu nie każdy odrzucony czy biedny idzie na barykady z hasłami anty (tu wpisz dowolnie: uchodźcy, LGBT…). I nie tylko będąc w butach odrzuconego, biednego zrozumiemy jego potrzeby. Ale za to trudno zarzucić Komasie jednostronność, bo po równo dostaje się wszystkim – nacjonalistom, prawicowym konserwom, „elytom” i pseudointelektualistom, „warszawce”, orędownikom pokoju i tym, co wiodą na barykady w imię obrony wartości.
Poza tym film ma uniwersalne przesłanie, bo w końcu każdy z nas na co dzień obcuje z drugim człowiekiem. I każdym gestem, słowem możemy go zranić, pozbawić energii, odebrać nadzieję.
Po obejrzeniu „Hejtera” wychodzi się z kina zmiażdżonym, wręcz rozjechanym walcem. Film siedzi w głowie jeszcze długo po seansie i nie daje spokoju. Prowokuje do stawiania pytań, także wobec samego siebie. Jest jak swoisty rachunek sumienia – i to nie tylko z internetowej aktywności.
Czytaj także:
„Joker”. Człowiek bez miłości szaleje
Czytaj także:
Z poprawczaka na plebanię. Historia z filmu „Boże Ciało” wydarzyła się naprawdę
Czytaj także:
Jak być (nadal) chrześcijaninem w internecie?