„O chłopcu, który poszedł za tatą do Auschwitz” to opowieść, która przedstawia okrucieństwa, jakie przeżył Gustaw Kleinmann i jego syn Fritz. Książka powstała w oparciu o zapiski Gustawa, które mężczyzna prowadził w ciągu 5 lat spędzonych w obozach koncentracyjnych m.in. w Buchenwaldzie i Auschwitz. Jest ważną powieścią o okrucieństwie Holokaustu, poświęceniu, odwadze i miłości między ojcem i synem.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Historia, którą opowiada Jeremy Dronfield dotyczy rodziny Kleinmannów, która żyje w Wiedniu. Gustaw był utalentowanym tapicerem, ożenił się z Tinii i mieli czworo dzieci. Od 1923 r. pracował jako tapicer, a do stolicy Austrii przybył jako 15-latek i tu pozostał. Na początku opowieści poznajemy 18-letnią Edith, 15-letnią Hertę, 14-letniego Fritza i 8-letniego Kurta tuż przed aneksją nazistów w Austrii.
Poszedł za tatą do Auschwitz. „Jeżeli chcesz żyć, musisz zapomnieć o ojcu”
Wraz z wkroczeniem Hitlera do Wiednia, rozpoczęły się donosy. Jedna ze starych koleżanek Edith poinformowała nazistów, że dziewczyna jest Żydówką. Kazano jej małym pędzelkiem w obecności innych ludzi czyścić chodnik. Odtąd nikt już nie czuł się bezpieczny. Po Nocy Kryształowej w listopadzie 1938 r., Gustaw i Fritz zostają aresztowani. Zostają jednak zwolnieni z więzienia, ze względu na wiarygodną i oddaną służbę Gustawa podczas I wojny światowej.
W 1939 r. ojciec i syn ponownie trafiają do niewoli. W Buchenwaldzie Fritz otrzymuje posadę murarza. Pomaga swojemu ojcu. Trzymają się razem, bo każdemu z nich ta więź dodaje sił i nadziei na przetrwanie. Od obozowego kapo, Roberta Siewerta, młodszy z Kleinmannów dowiaduje się, że jego ojciec znajduje się na liście więźniów przeznaczonych do wywiezienia do Auschwitz. Nazwa ta oznaczała jedno – śmierć w komorze gazowej. Jeden z więźniów powiedział kiedyś o tym miejscu następujące słowa: „Auschwitz można opisać, ale nie można go zrozumieć”.
Żyd proszący o wysłanie do tego obozu uznawany był za samobójcę. Dla Fritza jednak perspektywa rozstania z tatą była nie do zniesienia. „Mówiłem ci, że musisz zapomnieć o ojcu” – powtarzał Siewert. Ale chłopak nie zamierza się poddać. „Chcę być z moim tatą, bez względu na to, co się stanie. Nie mogę bez niego żyć” – powtarza. Praca pozwalała obu zapomnieć o miejscu, w którym się znaleźli i ukoić ból tęsknoty za bliskimi i wolnością.
Zabójstwa za kawałek chleba
Codziennie Gustaw i Fritz są świadkami masowej śmierci. W Buchenwaldzie dąb Goethego był regularnie wykorzystywany do wieszania więźniów, a pobliskie wzgórze, które było niegdyś wykorzystywane do polowań na jelenie stało się miejscem polowań na innych mężczyzn. Gestapo oszukiwało więźniów, by przekroczyli niewidzialną linię graniczną, rzucając w tamtym kierunku czapkę. Co niektórzy nie zdawali sobie sprawy z tej gry. Biegli do linii, zostali rażeni prądem. Dodatkowo naziści świetnie się bawiąc, oddawali w ich stronę wielokrotne strzały z broni. Każdego dnia tysiące ludzi palonych było w komorach gazowych, a smród ich zwłok sięgał aż do miasta.
Gustaw pisał swój dziennik, nie tylko jako historię dla potomnych, ale by zachować równowagę psychiczną. Ciało i tak było coraz słabsze. W pociągu do Mauthausen mężczyzna pisze: „Jeden człowiek zabija drugiego człowieka za odrobinę chleba. Jesteśmy prawdziwymi artystami głodu… łapiemy śnieg z kubkiem przywiązanym do sznurka zwisającego z wagonu”.
Fritz od samego początku bardziej martwił się ojcem niż sobą. Dbał o to, by Gustaw miał w miarę lekką pracę w obozie. Zależało mu na tym, by wyzwolić go z kamieniołomu, gdzie wraz z innymi 14 więźniami musiał podnosić ciężary ponad jego siły i pchać wóz ważący około 4,5 ton pod górę. Takie upadki kończyły się dla słabszych połamanymi głowami, rękami i nogami. Poszkodowani, jeśli byli Żydami, trafiali do bloku śmierci. Ojciec i syn nawzajem sobie pomagali.
„Podróż” na śmierć i życie
Opowieść o piekle, które przeszli Gustaw i Fritz nie była znana od ponad 70 lat. W końcu ich „podróż” na śmierć i życie ujrzała światło dzienne. Jeremy Dronfield daje głos właśnie im, by opowiedzieli swoją historię. To, co przeżyli, pozostało z nimi przez wiele lat po opuszczeniu obozu, w zasadzie aż do ich śmierci.
„A jeśli chodzi o koszmar – cóż, on też nie mógł dobiec końca, dopóki trwają życie i pamięć. Martwi pozostają martwi, żywi wciąż są poranieni, a ich numery i historie pozostają na wsze czasy jako pomnik tamtych lat”. Książka Dronfielda jest potwierdzeniem tych słów.
* Jeremy Dronfield, „O chłopcu, który poszedł za tatą do Auschwitz”, Znak
Czytaj także:
Położna z Auschwitz. Historia kobiety, która przyjęła w obozie ponad 3 tys. porodów
Czytaj także:
Poszła do Auschwitz zamiast męża. Niezwykła historia Stefanii Budniak [wywiad]
Czytaj także:
Przez 50 lat milczał o Auschwitz. Po wylewie zaczął rysować. Zobacz wstrząsającą wystawę! [galeria]