Kiedyś wyznał, że do aktywności inspiruje go pragnienie Niepokalanej przekazane podczas objawień w Fatimie: „Powodem mego smutku jest utrata tak wielu dusz”. On był w przedziwnej wewnętrznej komunii z tym „smutkiem” Maryi. To dlatego wszędzie było Go pełno. Kilka dni temu w nieszczęśliwym i niezawinionym wypadku zmarł ks. Wojciech Wójtowicz.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ks. Piotr Kot, rektor seminarium duchownego w Legnicy:
Ks. Wojciech był niezastąpiony w przystosowaniu teologii do sytuacji człowieka żyjącego w skomplikowanym świecie. Był niezwykle oczytany i aktualny. W dodatku przygotowywał doktorat z eklezjologii Josepha Ratzingera.
Te dwa czynniki: profetyzm Ratzingera i wyczucie znaków czasu, w połączeniu z niesamowitą zdolnością do syntetycznego myślenia, sprawiały, że ks. Wojciech rozumiał świat i Kościół jak mało kto. Potrafił pobudzać do myślenia realnego, do odrywania się od niepoprawnego sentymentalizmu i schodzenia na ziemię.
Czytaj także:
Odeszła Alicja Mazurek, 19-letnia ewangelizatorka
Sądzę, że te cechy, ale też otwartość na drugiego człowieka i zdolność do dialogu, skłoniły rektorów seminariów w Polsce do powierzenia mu w 2017 roku funkcji przewodniczenia temu gremium (Konferencja Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych).
Ks. Wojciech był ciągle w coś zaangażowany. Kiedyś wyznał, że do aktywności inspiruje go pragnienie Niepokalanej przekazane podczas objawień w Fatimie: „Powodem mego smutku jest utrata tak wielu dusz”. On był w przedziwnej wewnętrznej komunii z tym „smutkiem” Maryi. To dlatego wszędzie było Go pełno.
Gdybym chciał posłużyć się językiem papieża Franciszka, to powiedziałbym, że był przykładnym ordynatorem tego «szpitala polowego», jakim był świat wokół niego i Kościół, w który wrósł tak mocno.
Pamiętam z naszych wspólnych wyjazdów wiele rozmów telefonicznych, których byłem mimowolnym świadkiem, z osobami poważnie chorymi, uzależnionymi, wątpiącymi. Ks. Wojciech nigdy nie pouczał, tylko pytał czy ta osoba ma jeszcze lekarstwa, czy ma coś w lodówce do jedzenia, czy jeszcze wytrzyma w samotności i cierpieniu. Zawsze oferował swoją obecność, dyskretną, ale bardzo serdeczną.
Marta Titaniec, członkini zarządu Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie:
Poznałam go przy okazji szkolenia kleryków w seminarium koszalińskim. Był jednym z nielicznych rektorów, który zgodził się przyjąć wspólnoty schronienia, by opowiedziały jakie zadania ma Kościół wobec uchodźców.
Ksiądz Wojtek tryskał radością i odwagą. Nie bał się wyzwań, bo był naprawdę wierzącym kapłanem. Miał tyle planów… W telefonie został mi jego SMS „ze smakiem kawy dla ukojenia kofeinowej delirki”.
Czytaj także:
„Był duchownym najwyższych lotów”. Wiele mówiące pożegnanie ks. Jacka Pietruszki
Ks. Marcin Kowalski, biblista z KUL:
Wojtka poznałem podczas moich studiów w Rzymie. Przez kilka lat mieszkaliśmy razem w Kolegium Polskim przy Piazza Remuria. Wojtek emanował ciepłem i dobrocią, potrafił naturalnie zjednywać sobie ludzi i ich sympatię. Dwukrotnie wybierany był na seniora, czyli głowę studenckiej wspólnoty naszego Kolegium.
Był świetnym, bardzo sprawnym teologiem, który żywo interesował się także bieżącymi sprawami Kościoła. Swoją pracę doktorską pisał z wizji Kościoła jako komunii u kard. Ratzingera. Znał doskonale jego nauczanie i publikacje. Podobnie jak Ratzinger znał się także na Biblii, którą studiowałem i na temat której prowadziliśmy w Kolegium dyskusje.
Wspólne spotkania, rozmowy, dyskusje teologiczne to przede wszystkim momenty, w których powraca do mnie postać Wojciecha. Był bardzo otwartą osobą, bardzo dobrze prowadziło się z nim dialog. Kazania mówił poważnie, z namaszczeniem, podobnie jak poważnie traktował powierzone sobie funkcje.
Po studiach rzymskich spotkaliśmy się w Polsce na sympozjum teologicznym w Drohiczynie i na Jasnej Górze, w Częstochowie. To dobrze streszcza jego zaangażowanie w życie Kościoła, które było zarówno naukowe, jak i pełne autentycznej pobożności, duchowości.
Funkcja rektora seminarium w Koszalinie na pewno zabierała mu sporo czasu, które mógłby poświęcić na studiowanie. Pasja naukowa ustąpiła jednak miejsca ludziom. Klerycy stali się pasją, troską i misją Wojtka. Pamiętam, z jakim przejęciem o nich mówił. Będzie nam go bardzo brakowało, jego dobroci, serca i wiedzy.
Bardzo liczymy na jego niebiańskie wsparcie modlitewne w budowaniu Kościoła jako komunii; komunii, dla której pracował i którą kochał.
Dariusz Bruncz, redaktor naczelny ekumenizm.pl:
Wojtek był gigantem i nie chodzi o jego słuszną posturę, ale niesamowitą ciekawość świata, bezpretensjonalną serdeczność, ale i konstruktywną otwartość. Częściej się nie zgadzaliśmy niż zgadzaliśmy i to momentami dość radykalnie – był uparty, ale nie ślepo uparty, miał ideowy kręgosłup i dar teologicznej dociekliwości, która nie zasklepiała się pod monowyznaniowym kloszem.
Czytaj także:
Tragiczna śmierć w seminarium duchownym. Prokurator ujawnił okoliczności
Połączyło nas zainteresowanie ekumenizmem w kontekście teologii Josepha Ratzingera – on pisał doktorat o eklezjologii Benedykta XVI, ja o tożsamości duchowej Europy. Pierwszy raz spotkaliśmy się w Rzymie ponad 10 lat temu – Wojtek zupełnie bezinteresownie i z zaangażowaniem pokazywał mojej mamie i mnie najważniejsze zabytki miasta.
Mieliśmy bardzo mało czasu, a Wojtek starał się i tak pokazać najwięcej i jeszcze przepraszał, że nie udało się wszystkiego zobaczyć. Mieliśmy też zawsze mało czasu, by się znów spotkać – ostatnio, prawie 3 miesiące temu, prawie się udało. Nie mieliśmy czasu. Żałuję. Za ten czas, który był dany, dziękuję Bogu i Tobie, Wojtku! Chrystus zmartwychwstał! Do zobaczenia!
Dawid Gospodarek, Katolicka Agencja Informacyjna:
Do ks. Wojciecha Wójtowicza zadzwoniłem, przygotowując materiał o powołaniach. Okazało się, że od dłuższego czasu obserwował mnie w social mediach i to spotkanie pozwoliło poznać się i rozpocząć dyskusje na wiele tematów.
Szybko „kupił mnie” umiejętnością życzliwego wysłuchiwania i sensownego dialogu. Tym, że potrafił polemizować czy zwracać uwagę na pewne błędy nie tylko konstruktywnie, ale z odczuwalną troską. Nie bagatelizował emocji, sam też potrafił mówić o swoich.
Był krytyczny. Również wobec tego, co dzieje się w Kościele, w polskiej kościelnej rzeczywistości, jak działają pewne struktury. O osobach, z którymi się nie zgadzał, a nawet których działanie czy słowa uważał za szkodliwe, mówił zawsze z szacunkiem.
Modlił się, zapraszał do modlitwy, a w jego duchowości wyraźnie ważną rolę odgrywała Maryja. Potrafił sam spontanicznie pochwalić, był bardzo naturalny. Dużo czytał, był na bieżąco z najważniejszymi publikacjami teologicznymi czy religijnymi, polecał dobre ale i warte dyskusji książki.
Gdy wiedział, że nad czymś pracuję albo coś dzieje się w moim życiu – pamiętał, z wyczuciem okazywał zainteresowanie, wspierał. Ostatnio dyskutowaliśmy o filmie „Dwóch papieży”. Widziałem też, jak dużo miejsca w jego sercu zajmują powierzeni mu klerycy, ich sprawy. Był bardzo oddany.
Czytaj także:
Ksiądz Michał z onkologii. Dzielny wojownik, który odszedł w opinii świętości