separateurCreated with Sketch.

Jestem „ocaleńcem”, a moja mama uciekła przed aborcją spod drzwi szpitala

Fundacja Jeden z nas
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Małgorzata Bilska - publikacja 22.12.19, aktualizacja 08.03.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jak to się stało, że prężną fundację pro-life założyło pięciu facetów? „Zawsze mnie drażniło, że o aborcji mówi się tylko w kontekście kobiety. Gdzie jest ojciec (zabijanego) dziecka?” – mówi prezes Fundacji „JEDEN Z NAS” i jednocześnie prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia i Rodziny.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Małgorzata Bilska: Zaangażowanie mężczyzn w ruch pro-life nie dziwi, ale Fundację "Jeden z nas" założył team aż pięciu chłopaków. Tylko i wyłącznie chłopaków! Dlaczego chcieliście ratować dzieci nienarodzone?

Jakub Bałtroszewicz: Jestem „ocaleńcem”, a moja mama uciekła przed aborcją spod drzwi szpitala. Powiedziała mi o tym, kiedy ukończyłem 18 lat. Od tego czasu jestem bardzo wrażliwy na sprawę ochrony życia. Zawsze mnie drażniło, że o aborcji mówi się tylko w kontekście kobiety, a zapomina o mężczyźnie, który w tworzeniu nowego życia ma przecież swój udział...

Gdzie jest ojciec (zabijanego) dziecka? Fundacja "Jeden z nas" powstała z potrzeby serca i w pewnym sensie jest odpowiedzią na kryzys męskości. Nasza diagnoza problemu jest dosyć prosta – gdyby faceci nie byli niedojrzałymi Piotrusiami Panami, którzy uciekają przed odpowiedzialnością, nie byłoby tylu aborcji.

Kobieta w ciąży doświadcza „burzy hormonów”. Ona nie potrzebuje haseł „Twój brzuch, twoja sprawa”, które ignorują rolę ojca a „rozwiązanie problemu” wkładają na jej barki. Potrzebuje mężczyzny, który ją obejmie, przytuli i powie: „Nie martw się! Nie planowaliśmy ciąży, ale kocham cię i jestem z tobą. Razem damy radę”. Tylko tyle i aż tyle potrzeba, by aborcje były zjawiskiem marginalnym.

Rozumiem tę motywację… A pozostali „ojcowie założyciele”?

To po prostu pięciu kumpli, których połączyła piękna idea ochrony życia. Faceci, którzy zrozumieli, że w prawdziwej cywilizacji życia to oni mają za zadanie chronić swoje ukochane i poczęte wspólnie dziecko. My, mężczyźni, musimy wziąć odpowiedzialność za czyjeś życie.

Bazujecie na archetypie opiekuna, a nie wojownika. Jak rozumiesz słowo „archetyp”?

Jako wzór. Od samego początku chcieliśmy być opiekunami. O aborcji mówi się często w kontekście… wojny: „tu giną ludzie, tu trzeba walczyć”. Uciekamy od tego typu narracji, bo naszym zdaniem nie da się narzucić społeczeństwu wartości w taki sposób.

Czy jeśli ustawą nakażemy ludziom poszczenie w piątki lub zdelegalizujemy rozwody, to problem zniknie? Prawdziwa zmiana społeczna w podejściu do aborcji polega na zmianie mentalności. Chcemy, żeby aborcja stała się nie do pomyślenia. Kobieta w ciąży, która będzie czuła pełne wsparcie,  jeżeli nie swojego mężczyzny, ojca swojego dziecka, to pełne wsparcie instytucjonalne, nie dokona jej. Bo nie zostanie „z brzuchem” sama.

Nawet jeżeli z jakichś przyczyn nie będzie mogła sama tego dziecka wychowywać i odda je do adopcji, zostanie to odczytane jako akt miłości, a nie na przykład zaniedbania. Skoro nie jest w stanie zapewnić mu opieki, z wielkiej miłości oddaje je ludziom, którzy będą je kochać i troszczyć się jak o własne. Może sami, z różnych powodów, nie mogą być biologicznymi rodzicami?

Czemu łatwiej dokonać aborcji niż dziecko urodzić i oddać kochającej parze?

Aborcja wydaje się bardziej akceptowalna, bo słyszymy o niej w mediach. Są tak zwani celebryci, którzy się nią chwalą. Choćby tym, że mieli za małe mieszkanie i kolejne dziecko zabrałoby im komfort przestrzeni. Jest to odczytywane jako akt wyzwolenia, wolności i nowoczesności.

Tymczasem mama, która urodzi dziecko i odda je do adopcji, staje się „wyrodną matką”. A przecież jest dokładnie na odwrót.

Wzorem opiekuna w Ewangelii jest św. Józef. Po dwóch tysiącach lat nadal nie jest uznawany za archetyp męskości, per analogiam do Maryi – ideału kobiet. Dlaczego?

Jako wzór funkcjonuje w środowiskach wierzących i praktykujących katolików. Ale zgadzam się z tym, że nie jest nim w tak zwanym mainstreamie. Tymczasem dorastającym chłopakom z pokolenia „Z” bardzo potrzeba wzoru męskości. Nie mają się od kogo uczyć, co to znaczy być mężczyzną...

To przede wszystkim umiejętność brania odpowiedzialności za swoje czyny, w tym za kobietę, która jest matką dziecka. Dzisiejsi ojcowie, którzy w dorosłość weszli jako pierwsze pokolenia po upadku komunizmu są albo nieobecni (za dużo pracują „bo lepsze życie, bo kredyt, bo nowe auto” i nie mają czasu dla swoich dzieci), albo - co gorsza - nie ma ich w ogóle.

Ostatnio Rzecznik Praw Dziecka podał dane, z których wynika, że co 5 dziecko w Polsce nie wychowuje się w pełnej rodzinie. Wskaźnik ten podwoi się w ciągu jednego pokolenia. Walka z kryzysem męskości musi stać się priorytetem i odpowiedzią na dramat nie tylko aborcji ale i kryzysu demograficznego.

Niektórzy zarzucają wam, że jesteście za mało radykalni. Za mało agresywni a przez to - za mało skuteczni. Co Pan Jezus myślał o skuteczności? Czy dobrem da się zwyciężyć zło, jak uczy doświadczenie twórców Ewangelii?

Jako Prezes Polskiej Federacji Obrony Życia i Rodziny patrzę na organizacje skupione w Federacji. Widzę domy samotnych matek, okna życia, tysiące rozdanych pieluch; paczki świąteczne dla ubogich rodzin. Są telefony zaufania, grupy wsparcia, grupy modlitewne, duchowa adopcja życia poczętego.

W naszej krakowskiej Poradni Bioetycznej w ostatnim roku udzieliliśmy wsparcia prawie 4000 osobom! Naprawdę ilość działań można by wyliczać bez końca. Te wszystkie organizacje, które bazują na wspomnianym już archetypie opiekuna, robią niesamowitą wręcz robotę chroniącą życie! Moim zdaniem to olbrzymie dobro jest jedyną skuteczną i trwałą drogą dla prawdziwej walki z aborcją.

Dobro nie interesuje mediów i czasem mamy poczucie zachwianej równowagi. Na co dzień dostrzegasz więcej dobra czy zła?

Zdecydowanie dobra! Oczywiście dostrzegam ogrom zła, ale każdego dnia spotykam w swojej pracy wspaniałych ludzi, którzy bezinteresownie dzielą się miłością i dobrem. Nasza Fundacja działa od lat jedynie dzięki pomocy prywatnych darczyńców. Nigdy nie korzystaliśmy z dotacji czy środków publicznych.

Wierzę głęboko, że dobro wraca do tych, którzy się nim dzielą - wielokrotnie się o tym przekonałem. Czasem udaje nam się pomóc nawet w najbardziej trudnych czy beznadziejnych sytuacjach, a ludzie odzyskują wiarę i nadzieję. Powtarzam sobie: gdyby cały ten wysiłek, gdyby wszystko co w życiu zrobiłem, uratowało nie tysiąc, nie stu, nawet nie dziesięciu ludzi, ale tylko jednego, to było warto.

To znaczy, że nie zmarnowałem życia. Ocaliłem jeden wszechświat. A to więcej, niż byłem w stanie kiedykolwiek sobie wyobrazić.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.