Maryam Kurda jest z pochodzenia Irakijką, od kilku lat studiuje w Krakowie. Była świadkiem ucieczki chrześcijan przez Państwem Islamskim. Opowiada o tym, co się wydarzyło i tłumaczy, dlaczego nawet w obliczu śmierci nie chcieli wyrzec się wiary.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ewa Rejman: Jak to się stało, że studiujesz w Krakowie?
Maryam Kurda: Dzięki ustaleniom pomiędzy rządem kurdyjskim a polskim grupie chrześcijan z Iraku udało się przyjechać tutaj na studia. Zawsze chciałam mieć możliwość zdobycia wyższego wykształcenia, chociaż muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że język polski okaże się tak trudny.
Cały czas rozmawiamy po polsku, mówisz świetnie!
Dziękuję, najtrudniej było na początku, kiedy i kraj, i język wydawały mi się jeszcze obce.
Co działo się w Iraku, z którego wyjeżdżałaś?
Mieszkałam na północy, we względnie bezpiecznym regionie. Ale kiedy ISIS przemieszczało się coraz dalej i dalej bardzo się baliśmy, nie wiedzieliśmy, czy i kiedy dotrą do nas. Było blisko. Bojownicy zniszczyli bibliotekę i zatknęli tam swoją flagę. Widziałam, jak wielu ludzi uciekało w naszym kierunku, bardzo trudno było znaleźć dla nich jakiekolwiek miejsce. Ich domy oznaczano literą „n” od słowa „Nazarejczyk”. To miało znaczyć, że mieszkają tam chrześcijanie, których można zabić.
Ucieczka była jedynym rozwiązaniem?
Dostawali wybór – mogli zmienić wiarę, uciec albo zginąć. Ci, którym udało się uciec, musieli zostawić wszystko co mieli, przychodzili bez niczego. Arcybiskup otwierał kościoły, aby mogli się tam schować, niektórzy zostawali w ogrodzie. Próbowaliśmy im pomóc, jak tylko się dało, ale sytuacja była bardzo trudna. Teraz liczba chrześcijan w Iraku znacząco spadła, nie wiemy, jak to się dalej potoczy.
Gotowe recepty na rozwiązanie problemu pewnie nie istnieją…
W tamtym najtrudniejszym okresie po pewnym czasie zaczęły spływać dary organizacji międzynarodowych, mogliśmy pomóc materialnie niektórym osobom, dać im jedzenie albo znaleźć miejsce do spania. Ale pamiętam moją rozmowę z pewną kobietą, którą spytałam o to, czego potrzebuje. Myślałam, że wspomni o pieniądzach albo żywności, ale okazało się, że ISIS porwało jej córkę. Nie chciała niczego innego, tylko ją odzyskać. Inni mówili, ze chcą tylko żyć w pokoju, nie musieć się bać. Jak mogliśmy im pomóc?
A jednak ci ludzie nie wyrzekali się wiary, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo?
Nie, woleli zostawić za sobą wszystko, co mieli, ale zabrać Jezusa w sercu. To ich zachowanie umocniło także moją wiarę. Kiedy jest bezpiecznie, łatwo jest stać się zimnym, ale gdy w pewnym momencie musisz wybierać, cierpisz prześladowania, to już wiesz jak ważny jest dla ciebie Bóg.
Wiara chrześcijan w Iraku jest silniejsza niż groźba śmierci?
Tak, ale w jakiś sposób dla nas nie ma śmierci. Jeśli nosimy na szyi krzyż, to on ma dla nas bardzo konkretne znaczenie. Wierzymy, że jeśli nas zabiją z powodu Chrystusa, to i tak zwyciężymy, bo przecież nasz Bóg żyje. Istnieje zmartwychwstanie i ono jest naszą nadzieją.
Planujesz zostać w Polsce? Tutaj byłoby ci łatwiej.
Pewnie byłoby łatwiej, ale myślę, że chciałabym po studiach wrócić do siebie. To będzie trudne, bo poczułam się już jak w domu, podoba mi się wasza kultura, wasza religijność… Znam trochę waszą historię, przeszliście wiele trudnych momentów, z których wyszliście silni. Cieszę się z tego czasu, kiedy jestem w Polsce, ale jednocześnie czuję, że w po skończeniu studiów w Iraku pewnie będę bardziej potrzebna…
Czytaj także:
Torturowany przez muzułmańskich terrorystów nie wyrzekł się Chrystusa. Wywiad z porwanym w Iraku o. Saadem Siropem Hanną
Czytaj także:
„Cierpimy prześladowania, ale przebaczenie jest esencją chrześcijaństwa”. Rozmowa z Irakijką