„Kocham nieprzewidywalnych bohaterów. Kocham ludzi, którzy mało mówią, a dużo robią” – mówi odtwórca roli Józka „Wieży” w „Legionach” Sebastian Fabijański.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Sebastian Fabijański po roli Józka „Wieży” w „Legionach” Dariusza Gajewskiego już został okrzyknięty polskim Leonardem di Caprio. Nam aktor opowiada, czym kieruje się, wybierając filmowe role, a także o przygotowaniach do odtworzenia bohatera-legionisty.
„Legiony”, epicka opowieść o pokoleniu lat 1914-1916, które wywalczyło Polsce niepodległość, wchodzi na ekrany kin. Postawieni wobec sytuacji granicznej młodzi ludzie rzucają się w wir walki. Kreowany przez pana bohater jest jednak sceptyczny.
Sebastian Fabijański: Józek, pseudonim „Wieża”, jest zwykłym złodziejaszkiem, pochodzi z miasta Łodzi i tam też chce dotrzeć z powrotem. W kompletnie nieznanych mi okolicznościach trafił jednak do carskiej armii i postanowił stamtąd uciec. Tak właśnie zaczyna się film, a że ludziom, którzy uciekają widzowie zazwyczaj od razu kibicują, mieliśmy ułatwione zadanie. Józek ma swoje sprawy do załatwienia na tym świecie i obce mu są ideologie oraz obowiązek walki o niepodległość.
Sebastian Fabijański o roli Józka „Wieży” w „Legionach”
W pewnym momencie w życiu Józka następuje jednak przełom. Chwyta za broń i decyduje się walczyć po stronie legionistów. Co wywołało w nim taką przemianę?
To jest człowiek, który patrzy sercem. Kiedy widzi czyjąś krzywdę, tak jak w filmie – gdy przypadkowo znalazł się obok umierającej matki, trzymającej na ręku niemowlę, postanawia się zemścić. Za nią. Mimo że nawet nie zna tej kobiety, poczucie krzywdy jest ogromne. Budzi się w nim też poczucie obowiązku, uświadamia sobie, że tak nie można żyć, a tych, którzy dopuścili się zbrodni, trzeba eliminować. Nie zastanawia się nad tym, nie analizuje. Postępuje niejako zero-jedynkowo.
Ludzie zazwyczaj poznają samych siebie w skrajnych okolicznościach. Wcześniej mogą uważać się za takich czy innych, ale to czyny, gesty i zachowania w skrajnych sytuacjach, definiują ich. Józka też zdefiniowały okoliczności. Sam zaczyna poznawać siebie. Po brawurowej akcji na wieży, w efekcie której unieszkodliwił żołnierzy strzelających do bezbronnych cywilów, otrzymał pseudonim „Wieża”.
Czy miało dla pana znaczenie obsadzenie w roli charakterystycznej, takiej której widz kibicuje? Czy czytając scenariusz, w ogóle jest miejsce na takie rozważania – bohater pozytywny-negatywny, którego widz nie polubi? Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni pokazano też drugi film z pańskim udziałem, gdzie gra pan zgoła odmienną postać…
Nie myślę o swoich rolach w takich kategoriach, żeby widz mi kibicował. To nie jest kryterium mojego wyboru. Ważne jest raczej to, czy ja sam jestem ciekaw tej postaci. Czy jest to bohater w jakiś sposób nieprzewidywalny? To dla mnie ważne, ponieważ kocham nieprzewidywalnych bohaterów. Kocham ludzi, którzy mało mówią, a dużo robią.
Józek jest przeciwieństwem Mariana z „Mowy ptaków”, erudyty, człowieka słowa. Jest zamknięty w sobie, introwertyczny i przez pierwszą połowę filmu jawi się raczej jako antybohater, który nie chce mieć nic wspólnego ze zrywem narodowościowym. Dopiero później to się zmienia.
Fabijański: Nadzieja, marzenia, miłość. O to warto walczyć
Czy rola w „Legionach” wymagała od pana jakiegoś szczególnego przygotowania – pod względem historycznym, militarnym?
Wraz z reżyserem Dariuszem Gajewskim wykonaliśmy ogromną pracę również przed filmem. Zastanawialiśmy się, jaki cel chcemy osiągnąć i jaki powinien być kreowany przeze mnie bohater. Nie przygotowywałem się natomiast do roli w rozumieniu historycznym czy militarnym, ponieważ Józek nie jest chłopakiem, który na co dzień obcuje z bronią. Ma z nią niewiele wspólnego, więc nie chciałem obarczać się dodatkową wiedzą historyczną, a skorzystałem z niej na tyle, na ile było to konieczne. Nie musiałem „wiedzieć więcej”, tym bardziej, że mój bohater nie umie czytać i pisać. Musiałem natomiast nauczyć się „nie czytać” i „nie pisać”. A to było trudne.
Oglądając film, uświadomiłam sobie, że minęło zaledwie sto lat, od kiedy Polska znów jest na mapie, a w ciągu tego czasu tak wiele się zmieniło. Czy perspektywa bohatera historycznego-legionisty skierowała pańskie spostrzeżenia na inne tory? Nie każdy przecież będąc „tu i teraz”, ma możliwość cofnąć się w czasie i zmierzyć z wydarzeniami sprzed lat…
Józek niesie za sobą wartości, ponieważ z nieufnego, nastawionego wyłącznie na atak i obronę wilka staje się ciepłym, potrzebującym miłości psem o ufnym spojrzeniu. Początkowo jest nastroszony i przyczajony, rozglądając się, czy dookoła nie czyha zagrożenie.
Wydaje mi się, że teraz trochę tacy jesteśmy. Ludzie, którzy zewsząd dopatrują się zagrożenia, czy to płynącego od władzy, czy od innych, czy nawet z telefonu komórkowego, który codziennie funduje nam tony strachu.
Powinniśmy raczej wychodzić z tego kręgu, otwierać się na innych. Dawniej, aby móc porozmawiać z drugim człowiekiem, trzeba było się do niego pofatygować, pójść osobiście. Teraz można się skontaktować na Facebooku. To wyzwala refleksję. Gdyby jednak wyjąć Józka z 1916 r. i włożyć w nasze dzisiejsze realia, chyba wiele by się nie zmienił. No poza tym, że jako drobny złodziejaszek, miałby dziś większe możliwości (śmiech). Warto było jednak upomnieć się o jego marzenia. „Legiony” to historia o takich właśnie ludziach, żyjących w poczuciu zagrożenia, którzy w każdej chwili mogli zostać ograbieni z marzeń, z nadziei, z miłości. A o to na pewno warto walczyć.
Czytaj także:
„Legiony” – spektakularna opowieść o miłości na tle wielkiej historii
Czytaj także:
Nikt nie zrobił dla Piłsudskiego tyle, co… kobiety!
Czytaj także:
Posłuchaj jednego z najstarszych wykonań Mazurka Dąbrowskiego