Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
AKTUALIZACJA: 27 maja 2020 roku papież Franciszek upoważnił Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do opublikowania dekretu dotyczącego uznania cudu dokonanego za przyczyną Pauliny Jaricot, co oznacza, że możemy spodziewać się jej szybkiej beatyfikacji.
Kim była mieszkanka Lyonu, której życie przypadło na burzliwy okres I połowy XIX stulecia: wojen, rewolucji i burzliwych zmian cywilizacyjnych? O służebnicy Bożej Paulinie Jaricot (czyt. Żariko) wspominał Episkopat Polski w Liście pasterskim z okazji Nadzwyczajnego Miesiąca Misyjnego – października. Podkreślono w nim znaczenie założonego przez Francuzkę Żywego Różańca – globalnego wsparcia modlitewnego i materialnego misjom i dziełom miłosierdzia.
Żyjącym w nowoczesnej cywilizacji cyfrowej, portali społecznościowych, serwisów w rodzaju Patronite, rozwiniętego crowfundingu i urodzinowych zbiórek funduszy na Facebooku trudno sobie wyobrazić, jak można stworzyć sprawnie funkcjonujący globalny system wsparcia jakiegokolwiek przedsięwzięcia.
Dzisiaj to już nie tylko kwestia oczywistej i nieodzownej techniki i narzędzi komunikacji, ale bardzo często także konieczność nabycia szeregu umiejętności. Takich jak zarządzanie projektami, pisanie wniosków o granty, prowadzenia księgowości czy też swobodnego poruszania się w gąszczu przepisów i urzędniczej biurokracji.
Jak więc jest możliwe, że kobieta, która większość swojego życia spędziła w rodzinnym mieście, rzadko podróżowała i nie była zazwyczaj bywalczynią elitarnych salonów – stworzyła tak gigantyczne, i co najważniejsze – tak trwałe dzieło? W chwili jej śmierci w 1862 roku w dzieło Żywego Różańca w samej Francji było już zaangażowanych blisko 2 mln osób. Odpowiedź jest banalnie prosta. Paulina robiła wszystko, zdając się na wolę Bożą, metodą najmniejszych choćby kroków.
Gdy przychodziły problemy i nieszczęścia, nie tylko nie załamywała rąk, ale starała się znaleźć i wykorzystać choćby minimalną szansę na uczynienie dobra nawet w najmniejszej skali. Mieszkanka Lyonu nie podejrzewała też zapewne, że założony przez nią ruch stanie się tak popularny także w Polsce.
Paulina przyszła na świat w 1799 roku w rodzinie przedsiębiorcy prowadzącego fabrykę jedwabiu. Była siódmym, ostatnim dzieckiem, wychowanym w dość religijnej rodzinie. Jej ojciec każdy dzień zaczynał od mszy świętej, a jeden z braci, z którym prowadziła ożywioną, duchową korespondencję, wstąpił do seminarium duchownego w Paryżu.
Początek XIX wieku to czas intensywnego rozwoju przemysłu włókienniczego, związana z ogromną, globalną koniunkturą na sprowadzany z Azji jedwab. W Europie powstają setki dużych fabryk włókienniczych w nowych ośrodkach miejskich: rodzinnym dla Pauliny Lyonie, Manchesterze, a na ziemiach polskich – w szybko rozrastającej się Łodzi.
Wydawać by się mogło, że Paulina miała duże szczęście - przedsiębiorcy włókienniczy szybko dochodzili do ogromnych pieniędzy, budowali bogate domy, a niekiedy wręcz pałace podobne do tych, w których mieszkała wpływowa arystokracja.
Niestety, bardzo często fortuny te były budowane kosztem masowego wyzysku pracowników, o czym Paulina szybko się przekonała i pragnęła ten stan zmienić. Niemniej, młoda mieszkanka Lyonu miała zapewniony bezproblemowy start życiowy i gdyby nie obrała innej drogi – zostałaby zapewne żoną kogoś z wpływowych rodzin potentatów jedwabnych.
Źródła biograficzne mówią nawet, że 17-letnia Paulina miała już nawet swoją sympatię i rodzice zaczynali myśleć o jej zbliżającym się ślubie. Pewnego dnia jednak dziewczyna doznała wypadku, spadając z wysokości. Tylko szczęśliwy traf sprawił, że nie złamała kręgosłupa lub doznała innych bardzo poważnych obrażeń. To wydarzenie spowodowało jednak u niej przełom – zaczęła bardziej interesować się życiem duchowym, czytać Biblię i regularnie uczestniczyć w Eucharystii, nawet w dni powszednie.
Bardzo poruszyło ją kazanie, które w jej parafii wygłosił pewien jezuita. Dotyczyło ono próżności. Po mszy Paulina poszła do zakrystii i odbyła długą rozmowę z duchownym. Wkrótce odbyła też spowiedź generalną.
Jak sama wielokrotnie mówiła, zrozumiała wtedy, że życie w materialnym dobrobycie nie może dać szczęścia i przynieść osobistej realizacji. Tym bardziej, gdy wokół widzi się ludzi, którzy żyją w uwłaczających godności warunkach bytowych, wykorzystywanych i pozbawionych pomocy, którzy nie mieli tyle szczęścia, aby urodzić się w rodzinach bogaczy.
Gdy Paulina ukończyła 18. rok życia, była już kimś zupełnie innym niż kilka lat wcześniej. Złożyła śluby czystości i wstąpiła do dominikańskiego zakonu świeckich. Nie czuła bowiem powołania do życia kontemplacyjnego lub klasztornego i chciała połączyć głębokie życie duchowe z pomocą potrzebującym.
Francuzka miała z pewnością istotny talent, ważny dla każdej osoby pragnącej działać publicznie. Potrafiła gromadzić ludzi wokół swoich prostych pomysłów i inicjatyw. Na początku wraz z kilkoma koleżankami stworzyła małą grupę, aktywną na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, na stałej modlitwie przed Najświętszym Sakramentem i Eucharystią, po drugie: na stałym kontakcie i pomocy z biednymi i zagrożonymi wykluczeniem młodymi kobietami.
Najczęściej były to pracownice zakładów włókienniczych, żyjące w bardzo złych warunkach, ale także kobiety żyjące na ulicy, zagrożone prostytucją i alkoholizmem. Odwiedzała także biedne lyońskie rodziny, przekazując im paczki żywnościowe i najpotrzebniejsze artykuły.
Te działania nie miał w sobie nic z hojnych, okolicznościowych gestów bogatej filantropki – Paulina cały czas myślała, jak stworzyć stały, systemowy sposób pomocy lyońskim robotnikom.
Wtedy po raz pierwszy wpadła na pomysł, że pomoc dla innych można sfinansować za pomocą nawet najmniejszych, ale zbieranych regularnie i od większej liczby darczyńców sum pieniężnych. Wpadła więc na podobny pomysł, który w XXI wieku zainicjował popularny crowdfunding.
W tym czasie jej grupa modlitewna przekształciła się w oficjalne, zatwierdzone przez Kościół Stowarzyszenie Wynagrodzicielek Najświętszego Serca Pana Jezusa. Prowadząc korespondencję z bratem uczącym się w seminarium, po raz pierwszy zainteresowała się problemem misji.
Wpadła na pomysł, aby rozwinąć podobną, dwukierunkową strategię ich wsparcia. Z jednej strony – pomocy modlitewnej, z drugiej – stałego zbierania choćby niewielkich sum finansowych. Z jej inicjatywy w całym Lyonie powstały małe, kilkuosobowe koła, które przeznaczały niewielką część swoich dochodów na rozwój misji Kościoła na całym świecie. Koła takie powstały nawet w lyońskich fabrykach.
„Szukałam pomocy u Boga. (…) Dana mi została jasna wizja tego planu”: dziesięć osób, z których każda znajduje następną dziesiątkę, i tak dalej – 1 sou (ówczesna popularna nazwa 1/20 franka francuskiego – przyp.) od jednej osoby” - takim prostym wzorem matematycznym Paulina scharakteryzowała sposób finansowania pomocy.
Dzieło stworzone przez Paulinę, które przybrało nazwę Związku Lyońskiego, bardzo szybko się rozrosło. Władze kościelne nie zawsze jednak patrzyły na działalność młodej kobiety z pełną akceptacją. Być może górę wzięły zakorzenione wówczas mocno stereotypy i lęki wobec aktywnych kobiet, które nie prowadziły życia za murami klasztorów. Możliwe też, że przeważył strach przed radykalnymi poglądami społecznymi młodej mieszkanki Lyonu.
Były to zresztą szczególny czas tzw. restauracji po Kongresie Wiedeńskim, gdy Francja próbowała powrócić do czasów przedrewolucyjnych i prowadzić dość konserwatywną politykę społeczną. Zarówno władze, jak i Kościół obawiały się, że ruch stworzony przez Paulinę może wyrwać się spod kontroli i zbliżyć się do popularnych wówczas wśród młodzieży tajnych stowarzyszeń o charakterze demokratycznym.
Związek Lyoński przeszedł pod zarząd specjalnej rady zarządzającej, a tercjarka została praktycznie odsunięta od kierowania i wpływu na jego rozwój. Według wielu relacji bardzo boleśnie to przeżyła. Nie popadła jednak w rezygnację, tylko zaproponowała, aby bardziej skupić się na aspekcie duchowym i modlitewnym.
Stosując podobną co do tej pory metodę, utworzyła szybko rozrastająca się sieć modlitewną, opartą na odmawianiu różańca i otoczeniu misji takim właśnie rodzajem wsparcia. Związek Lyoński wkrótce został przemianowany na Dzieło Rozkrzewiania Wiary.
Po wielu latach jego siedziba została przeniesiona do Watykanu i stała się wielką organizacją, noszącą dzisiaj nazwę Papieskich Dzieł Misyjnych.
Prosząc o światło Ducha Świętego, Paulina opracowała więc podobny do zbierania pieniędzy system modlitwy. Tworzą go już nie grupy dzięsięcio-, ale piętnastoosobowe, odzwierciedlające dawny układ różańca złożony z piętnastu tajemnic. Każdy z członków tej grupy, nazwanej Różą Różańcową, zobowiązuje się do codziennego rozważania jednej dziesiątki różańca. Każdy też ma za zadanie znalezienia pięciu nowych członków ruchu, którzy z kolei znajdują następnych.
„Podczas gdy ktoś zobowiązany do uczczenia tajemnicy Wcielenia Syna Bożego prosi o cnotę pokory dla grzesznika, za którego modli się cała piętnastka, ktoś inny, komu przypada rozmyślanie nad misterium śmierci Zbawiciela, prosi dla tego samego grzesznika o żal za grzechy, jeszcze inny – o ducha pokuty (…). I tak wszyscy członkowie, mając udział w dziele nawracania grzesznika, cieszą się wspólnie z jego powrotu. (…) Stajemy się w ten sposób zjednoczeni w modlitwie ze wszystkimi ludźmi świata” - tak podsumowała swoją akcję Paulina.
Paulina zaproponowała także, aby modlitwę uzupełnić propagowaniem idei misji, odpowiedniej literatury i broszur. Ruch Żywego Różańca oficjalnie pobłogosławił i zatwierdził papież Grzegorz XVI. Z Lyonu rozwinął się na Francję, Europę, w końcu – stał się ruchem globalnym.
System stworzony przez Paulinę przetrwał w swojej zasadniczej części do dzisiaj. Pewnych drobnych zmian dokonano w nim za czasów pontyfikatu Jana Pawła II i dodania do modlitwy różańcowej tajemnic światła. Dzisiaj dominują już nie piętnastoosobowe, ale dwudziestoosobowe koła Żywego Różańca.
Początek lat trzydziestych XIX wieku przyniosło w Lyonie wielkie bunty robotników fabryk włókienniczych, zwany powstaniami tkaczy. Robotnicy protestowali przeciwko nędzy, wyzyskowi ze strony pracodawców i złym warunkom bytowym. Wojsko i policja przystąpiły do krwawej pacyfikacji protestów, śmierć poniosło wiele osób.
Paulina widząc tragedię współmieszkańców miasta, postanowiła stworzyć projekt zupełnie wówczas nowatorski, który występował tylko w marzeniach myślicieli propagujących tzw. wówczas socjalizm utopijny. Postanowiła założyć fabrykę całkowicie zarządzaną przez samorząd robotników, ze sprawiedliwymi płacami, brakiem wyzysku i pomocą socjalną dla pracowników i ich rodzin.
„Wydaje mi się, że zło, które przeżera społeczeństwo, należy obnażyć i coś mi nakazuje szukać środków, aby temu złu zaradzić” - tak wyjaśniła ideę budowy fabryki.
Nie dysponowała jednak odpowiednim kapitałem dla sfinalizowania inwestycji i nawiązała kontakt z bankierami. Ci niestety wykorzystali dobre zamiary Pauliny dla własnych korzyści, wpędzając kobietę w ogromne zadłużenie, które musiała spłacać praktycznie do końca życia.
W tym czasie Francuzka poważnie zachorowała. Zdołała jednak odbyć jedyną w swoim życiu pielgrzymkę do Rzymu. Paulina spotkała się wówczas z papieżem, który poprosił ją o modlitwę, a także o orędownictwo w niebie po śmierci.
Stan jej zdrowia uległ jednak poprawie, niemniej już do końca będą ją prześladować problemy finansowe oraz bytowe, jak również kosztujące majątek procesy sądowe z wierzycielami. Mimo faktu, że kontaktowała się z wieloma wpływowymi osobami ówczesnej epoki, zmarła w biedzie i zapomnieniu.
„Kochałam Jezusa Chrystusa ponad wszystko na ziemi i z miłości ku Niemu bardziej niż samą siebie kochałam wszystkich, którzy byli obciążeni pracą lub cierpieniem” - kartkę o tej treści znaleziono przy zmarłej Paulinie. Dekret o heroiczności jej cnót ogłosił papież Jan XXIII w 1963 roku.
Na podstawie: Cécilia Giacovelli, Pauline Jaricot, Mame, Paris 2005.