Tony Halik lubił podkoloryzować to i owo. Do końca utrzymywał, że był pilotem RAF-u, kilkakrotnie zestrzeliwanym podczas bitwy o Anglię. Film odpowiada na pytanie, dlaczego to robił.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Od śmierci Tony’ego Halika, podróżnika, reportera, autora popularnych programów telewizyjnych i człowieka niezwykle ciekawego świata minęło ponad 20 lat. Reżyser Marcin Borchardt postanowił przypomnieć jego sylwetkę w filmie „Tony Halik. Urodzony dla przygody”. Dlaczego Halik tak zainteresował filmowca?
Nieznane oblicze Tony’ego Halika
W latach 80. i 90. ubiegłego wieku ogromną popularnością cieszyły się programy telewizyjne „Tam, gdzie pieprz rośnie” i „Pieprz i wanilia”. Prowadziła je para podróżników: Tony Halik i Elżbieta Dzikowska.
Studio, z którego nadawano audycje, mieściło się w domu Halików pod Warszawą. Po śmierci Tony’ego w 1998 r. jego archiwum filmowe, obejmujące kilkaset taśm, zdeponowano w Filmotece Narodowej, gdzie nietknięte, leżało na półkach dwie dekady. To wyjątkowe, niepublikowane, mało znane lub zapomniane zapisy. Jedne z najwcześniejszych pochodzą z lat 50. i są dokumentacją wyprawy Halika do Indian zamieszkujących dżunglę brazylijskiego Mato Grosso. Są też nieznane wcześniej ujęcia kręcone podczas strajków w Stoczni Gdańskiej w sierpniu ’80. Film skonstruowano z fragmentów rozmów i wspomnień, m.in. ostatniego wywiadu, którego udzielił na trzy miesiące przed śmiercią – wyjaśnia Borchardt.
Tony od dziecka fascynował się podróżami. Z kamerą zetknął się pierwszy raz w czasie II wojny światowej. To wtedy połknął filmowego bakcyla. W jego życiu fikcja mieszała się z rzeczywistością, bo słynął z poczucia humoru i gawędziarskiego zacięcia.
Po wojnie przyjęto go do zespołu NBC, co było potwierdzeniem filmowych umiejętności. Przez pracodawców uważany był za „człowieka od zadań specjalnych”, był perfekcjonistą. Niejednokrotnie ryzykował zdrowiem, a nawet życiem, żeby zrobić dobre ujęcie. Jego wczesne materiały z lat 50. i początku 60., nakręcone na taśmie filmowej, są niesłychanie efektowne. Niejednokrotnie kreował, po prostu reżyserując wydarzenia. Nie był dokumentalistą, lecz bajarzem zgrabnie mieszającym fakty i fikcję, a wszystko po to, by zaciekawić widza opowieścią.
Życiorys Halika jak przygody Indiany Jonesa
Tony dbał o to, by umieścić siebie w kontekście filmowanych wydarzeń, a jego perypetie życiowe są tak nieprawdopodobne, że można je śmiało porównać nie tylko do przygód Indiany Jonesa, ale również do woodyallenowskiego Leonarda Zeliga lub szalonego Barona Münchhausena. W pierwszych słowach książki „Urodzony dla przygody” (1991) Halik pisze:
Każdy jest kowalem swojego szczęścia, mówi stare porzekadło. Każdy urodził się pod jakąś gwiazdą – złą czy dobrą – gwiazdą przeznaczenia. (…) Ja urodziłem się, tak przynajmniej mi się wydaje, pod gwiazdą przygody.
Te słowa dobrze definiują ich autora.
Trudno nie dostrzec, że świat Halika był bardzo odmienny od naszego – pełen dramatycznych wydarzeń, ale niezwykle kolorowy i romantyczny.
Kiedy pierwszy raz odwiedziłem Elżbietę Dzikowską, nasze spotkanie rozpoczęliśmy od zwiedzania ich domu. Jego wnętrze to labirynt pokoi i pomieszczeń. Dosłownie każdy centymetr ścian zajmują artefakty przywiezione z niezliczonych podróży oraz dzieła polskiej sztuki współczesnej. Na poddaszu jest fantastyczna galeria. Natomiast pokój-studio położony tuż obok garażu teraz pełni rolę magazynu. Mnóstwo w nim wielkoformatowych fotografii oprawionych w ramy, książek, rozmaitych przedmiotów. Trudno uwierzyć, że kiedyś było tu domowe studio telewizyjne, do którego Tony Halik i Elżbieta Dzikowska zapraszali co tydzień miliony Polaków – mówi reżyser filmu.
„Wiara dla Halika była ważna, ale nigdy się nie afiszował”
Oczywiście, życie Halika w wielu aspektach wyglądało inaczej, niż to przedstawiał. Lubił podkoloryzować to i owo. Do końca swoich dni konsekwentnie utrzymywał, że był pilotem RAF-u, kilkakrotnie zestrzeliwanym podczas bitwy o Anglię. Film odpowiada na pytanie, dlaczego to robił.
Halik wiele razy otarł się o śmierć, kiedyś wyskoczył z płonącego samolotu, innym razem omal nie padł ofiarą zatrutej strzały Indian. Poznał wiele kultur i religii, znał wiele języków, ale pozostał wierny wierze katolickiej. Czy było tak pod wpływem szczególnych wydarzeń w życiu, czy też zostało mu to zaszczepione w domu?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Czasy dzieciństwa i wczesnej młodości są najbardziej tajemniczym okresem jego życia. Przypuszczam, że religijność wyniósł z rodzinnego domu. Wiara niewątpliwie była dla niego bardzo istotna, ale nigdy się z tym nie afiszował. W niedzielnych mszach uczestniczył nawet, gdy był już bardzo chory – odpowiada reżyser filmu o Haliku.
Na pytanie o jeden, najbardziej charakterystyczny kadr, najlepiej oddający postać bohatera, Borchardt pokazuje wspaniały portret Tony’ego z twarzą pomalowaną przez Indian ze szczepu Hinan, którego podobno był członkiem. Film o Haliku będzie można zobaczyć już wkrótce.
Czytaj także:
Elżbieta Dzikowska: Boję się tylko chamstwa i turbulencji
Czytaj także:
„Patrzeć i widzieć”. Zdjęcia Elżbiety Dzikowskiej z Etiopii [galeria]
Czytaj także:
Nad morze? Może do Rumunii?