O uśmiechu świętej Urszuli chodzą legendy. O jej cierpliwości wobec dzieci. O poświęcaniu im przez świętą czasu. Niewielu jednak zna historię, która wydarzyła się już po jej śmierci. W czasach zupełnie nam współczesnych. Nieopodal Warszawy.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Danielek ma 14 lat. Właściwie to jeszcze niecałe. Skończy w listopadzie. Mieszka wraz z rodzicami nieopodal morza. W stutysięcznym Koszalinie. Tegoroczne wakacje rodzina planuje dla synka w podwarszawskim Ożarowie Mazowieckim. W domu sióstr urszulanek. Bogobojna rodzina dobrze wie, że wysyłając Danielka pod opiekę sióstr, oddaje go w najlepsze ręce. Te żyjące charyzmatem swojej założycielki – słynącej przede wszystkim z niezwykłego stosunku do dzieci, poświęcenia się dla najmłodszych, cierpliwości i wiecznego uśmiechu na twarzy – zapewnią mu najlepszą opiekę pod słońcem.
A i sam Danielek skorzysta na tych wakacjach znacznie bardziej, aniżeli miałby to być kolejny jego rok na polskiej plaży.
W Ożarowie Mazowieckim Daniel nie tylko odpoczywa. Dobrze wychowany wie, że czas wolny to nie wszystko. Przyjaciele domu państwa Gajewskich dobrze wiedzą, że Danielek od małego lubił pomagać. Chętnie służył. Raczej nie zwykł odmawiać pomocy. Tak jest i tym razem, gdy ktoś z klasztoru poprosił go o skoszenie trawnika.
Po obiedzie Daniel ochoczo zabiera się do pracy. Burzliwa noc sprawiła, że trawa w ogródku przed domem nadal jest mocno wilgotna. Nie zdążyła jeszcze wyschnąć. Około godziny piętnastej, gdy siostry modlą się Koronką do Miłosierdzia Bożego, Daniel podłącza kosiarkę do gniazdka znajdującego się w kaplicy. Żeby jednak wyprowadzić prąd do ogródka, trzeba użyć przynajmniej dwóch przedłużaczy. Daniel nawet nie zastanawia się, że jeden z tych, które otrzymał, zakończony jest z obu stron dwoma bolcami. To niebezpieczna sytuacja. Normy bezpieczeństwa zakazują takiej praktyki. Daniel jednak nie ma o tym pojęcia. Łączy przedłużacze ze sobą i uruchamia kosiarkę.
Paraliż
Praca idzie raźno. Hałaśliwy terkot maszyny nie jest słyszalny ani w kaplicy, ani w domu klasztornym. Od reszty podwórza i gospodarstwa ogródek jest odgrodzony dość wysokim murem. Daniel uwija się z pracą bez większych przeszkód.
Gdy kończy, podchodzi do złączki od przedłużaczy, aby je rozłączyć. Wtedy – na skutek nieszczelności i niespełnienia norm bezpieczeństwa na końcówce przedłużacza – prąd o napięciu 220 V paraliżuje całe ciało nastolatka.
Daniel sztywnieje. Nie jest w stanie puścić kabla. Czuje, że jego ciało umiera. Upada na ziemię. Chce krzyknąć, ale sparaliżowane i zmrowiałe ciało nie pozwala wypowiedzieć mu nawet najmniejszego słowa. Chłopak pamięta, że podczas koszenia widział z daleka spacerujące w okolicy domu siostry. Odległość jednak była nazbyt duża, by teraz ktokolwiek miałby go usłyszeć. Nawet gdyby jakimiś siłami udało mu się krzyknąć.
Siostra znikąd
W pewnej chwili przy chłopcu pojawia się jedna z sióstr. Po szarym habicie Daniel wnioskuje, że to urszulanka. Nie widzi jednak dokładnie jej twarzy.
– Co się dzieje, co się dzieje?! Chłopcze, co ci jest? – odzywa się do Daniela.
– Proszę siostry! Poraził mnie prąd! Błagam! Niech siostra mi pomoże! – szepcze chłopiec ostatkiem sił, czując, jak powoli traci przytomność.
Siostra stanowczym ruchem pomaga Danielowi odłączyć się od przewodu, który trzymał. Chłopiec na chwilę traci przytomność. Gdy za moment ją odzyska, siostry już nie będzie. Skołowany uda się do kaplicy.
Nadal nie do końca rozumiejąc, co tu się przed chwilą stało…
Na widok Tabernakulum Daniel czuje niewysłowioną radość w sercu. Powoli zaczyna kojarzyć fakty. Czuje niewysłowioną wdzięczność wobec Boga. Podbiega czym prędzej do Tabernakulum i obejmuje czule ramionami miejsce przechowywania Najświętszego Sakramentu. Zaczyna śpiewać, cieszyć się, krzyczeć.
Dopiero po chwili dostrzega stojące nieopodal relikwie błogosławionej wówczas siostry Urszuli Ledóchowskiej.
“Pamiętam, że z bojaźnią spojrzałem na te relikwie” – wspomina dziś.
Po paru chwilach do kaplica wchodzi najmłodsza w całym klasztorze siostra Maria, która pracowała do tej pory w innej części domu. Daniel jest przekonany, że to jej zawdzięcza ratunek. Że to ją widział, z nią rozmawiał. Że to ona odłączyła go od paraliżującego go przedłużacza. Dopiero na Oddziale Chirurgii Dziecięcej Wojewódzkiego Szpitala w pobliskim Dziekanowie Leśnym dowie się od siostry Marii, że to nie ona. Oboje dochodzą do wniosku, że Daniel został uratowany poprzez nadprzyrodzoną interwencję błogosławionej założycielki zakonu.
Podobnego zdania jest dziś mama Daniela. Szybko uzmysłowiwszy sobie, że przecież sama powierzała go świętej. W dniu chrztu Daniela. Który nota bene zbiegł się niemal z beatyfikacją siostry Urszuli.
Ważne, by wiedzieć, komu zawierzyć
Cała opisana historia wydarzyła się 2 sierpnia 1996 roku. Nie tak dawno obchodziliśmy więc kolejną jej rocznicę. 37-letni dziś Daniel mieszka już poza krajem. Na życie wybrał Japonię. W Sapporo ma żonę Yumiko. Kobieta przyjęła katolicki chrzest. Na imię wybierając… Urszula. I chyba trudno się dziwić.
Historie bohaterskiej za życia siostry Urszuli pewnie można by zresztą mnożyć. Ta jednak ujmuje serce w sposób wyjątkowy. Pokazując, że nawet w tak dramatycznej sytuacji zagrożenia życia nie wolno tracić nadziei. Daniel pamięta, jak podczas porażenia prądem modlił się żarliwie w sercu, czując, że umiera. I właśnie wtedy zobaczył ją. Siostra Urszula przybyła w samą porę.
Mama wiedziała, komu powierza synka. I nie zawiodła się.
Czytaj także:
Bł. Maria Teresa Ledóchowska. Specjalistka od robienia wiele z niczego [Wszyscy Świetni]
Czytaj także:
Czy idealna katoliczka musi uznawać wyższość mężczyzn?
Czytaj także:
Brawurowa akcja św. Urszuli Ledóchowskiej na rzecz Polski, której nie było na mapie