Tak się jakoś złożyło, że od dziesięciu już chyba lat w każde niemal ferie i wakacje wyjeżdżam na wyjazd (sic!) rekolekcyjno-wypoczynkowy z dzieciakami i młodzieżą. Zwykły, parafialny.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Modlitwa rano, modlitwa wieczorem, w ciągu dnia msza święta. Dekada takiej aktywności pozwoliła nabrać nieco doświadczenia i poczynić kilka refleksji w temacie towarzyszenia młodym w budowaniu i rozwijaniu ich wiary. Tu podrzucam cztery z nich (dla mnie najważniejsze).
1Mówić do młodych
Zaskoczyli mnie, gdy odkryłem, że nagrywają nasze kazania (i ponoć potem do nich wracają). „Dlaczego to robicie?” – „Bo one są inne niż w kościele” – „Jak to inne?” – „Bo są do nas”. Wiem, Ameryka. Ale rzeczywiście. Zupełnie inaczej się mówi do ludzi na niedzielnej mszy w parafii, których zasadniczo nie znam, a inaczej do tych młodych, którzy kilka lat temu sięgali mi do pasa, a teraz ja muszę zadzierać do nich głowę. Siłą rzeczy już trochę ich znam. Znam ich sposób myślenia, wrażliwość, poczucie humoru, trudności, nadzieje i zmartwienia. I kiedy głoszę lub po prostu z nimi gadam, to mam szansę mówić rzeczywiście do nich i o nich, zamiast poruszać się w sferze ogólników.
2Nie bać się trudnych tematów
Druga rzecz, jakiej się nauczyłem, to nie uciekać od tematów trudnych. Od niewygodnych pytań, wątpliwości, buntów. Dać im czas, by wątpili i się buntowali. Zrozumieć, czego nie potrafią zrozumieć i na co nie chcą się (z całą młodzieńczą pasją) zgodzić. Nie idzie o to, by przytakiwać im we wszystkim, bo tego nie potrzebują i tak naprawdę wcale nie cenią. Ale o to, by wejść w świat ich myślenia i odczuwania, poznać ich wrażliwość. Nieraz było tak, że stwierdzenie „Ja też w t a k i e g o Boga nie wierzę” albo „Mnie też się to nie podoba” okazywało się początkiem ścieżki do dojrzalszej już wiary dla niejednego z nich.
3Nie iść na łatwiznę
Trzecie – moim zdaniem szalenie ważne – to nie iść na łatwiznę. Łatwiej jest „olśnić” dzieciaki tym, że „tu (podobno) ukazuje się Matka Boża” albo nawet potwierdzonymi przez Kościół stygmatami ojca Pio, niż pomóc im odkryć mszę świętą i osobistą modlitwę jako fundament życia wiary, ale to na dłuższą metę do niczego nie prowadzi, a przynajmniej może okazać się dość „chybotliwym” fundamentem. Ale nauczyć ich sięgać po Biblię, regularnie żyć sakramentami, wiernie i szczerze się modlić – to jest to, co przynosi zaskakujące „efekty”.
4Nie budować na sobie
I ostatnie – o co ciągle staram się starać i z czego robię nieustający rachunek sumienia – nie budować ich wiary na mnie. Na „fajnym księdzu”, który idzie z nimi przez kilka lat ich młodego życia. Jasne, że ta osobista relacja (jak pisałem wyżej) jest ważna i pomocna. Ale oni mają mieć przede wszystkim relację z Jezusem. Bo ja – jeszcze szybciej niż prawdopodobne objawienia tu czy tam – mogę okazać się zawodny, rozczarowujący czy po prostu grzeszny. I co wtedy będzie z ich wiarą? Szlag ją trafi, bo „fajny ksiądz” okazał się „niefajny”? I ta nauka – jak to robić, jak być wobec nich mądrze szczerym i przejrzystym jest chyba najtrudniejsza. Ale i najbardziej „formacyjna” dla mnie samego. Bo – choć to zabrzmi straszliwie banalnie – oczywiście jest tak, że „dając, otrzymujemy” i to naprawdę owo ewangeliczne „stokroć więcej”.
Czytaj także:
Dlaczego młodzi mają problem z Kościołem?
Czytaj także:
Co wyjątkowego jest we wspólnocie, do której należysz? Dlaczego jest dla ciebie dobra?
Czytaj także:
CBOS: polska młodzież coraz mniej religijna. „Jest to zjawisko systematyczne”