Był dla mnie legendą! Prawy i niepokonany wojownik, dla którego przezwyciężyłem swoją dziecięcą niemoc czytania grubszych książek. Czy mogłem nie być pełen obaw, gdy własnym dzieciom zaproponowałem poznanie przygód dzielnego wodza Apaczów? Obawiałem się, czy to co dla mnie ważne, dla nich nie okaże się po prostu przestarzałe.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Słaby PR Karola Maya
Kim był Karol May, autor Winnetou? Powszechnie krąży na jego temat kilka opinii. Pisał niezwykle popularne książki o Indianach, ale na dziki zachód pojechał dopiero pod koniec swojego życia. Pisaniem parał się w więzieniu, gdzie siedział za długi. Jego książki bardzo lubił… Adolf Hitler. Czy słysząc takie fakty, można ze spokojem przyjąć, że dzieła ich autora kształtowały prawe charaktery polskiej młodzieży od lat dwudziestych aż po współczesność?
Można! A to dlatego, że w obiegowych opiniach rzeczywistość miesza się z fikcją. Że pisał o tym, czego nie widział, to prawda. Tak samo i to, że miał na sumieniu konflikt z prawem i więzienie. Może nawet uznanie Hitlera dla jego pisarstwa jest prawdziwe. Na początku XX wieku rzesze młodych Niemców czytały Maya. Do dziś w samych Niemczech rozeszło się 80 mln jego książek, co czyni go najlepiej sprzedającym się niemieckim pisarzem w historii. Ważniejsze jednak od tego, kim Karol May był, jest to, kim zawsze pragnął być.
Poruszanie czułą struną
Gdy jako dziecko czytałem książki Maya, ekscytowały mnie przygody dzielnych bohaterów. Nie rozumiałem wtedy, że autor swoją twórczością porusza we mnie czułą strunę. Strunę, którą miał ona sam i cała rzesza jego czytelników. Strunę pragnienia bycia kimś na wskroś dobrym, odważnym, miłosiernym, sprawiedliwym, przebiegłym, mądrym, silnym i opanowanym. Kimś większym od nas samych. Kimś takim pragnął być Karol May pomimo swoich grzechów, słabości i życiowych meandrów.
Z tego pragnienia narodzili się oni: Winnetou i Old Shatterhand. Związani przymierzem krwi bracia Dzikiego Zachodu. Biały brat Old Shatterhand – Westman w sile charakteru i mięśni niedościgniony przez żadnego białego. Czerwony brat Winnetou – wódz plemienia Apaczów, za którego sławą nawet Old Shatterhand nigdy nie mógł nadążyć. Obaj o nieposzlakowanej opinii, zawsze starający się ocalić od śmierci nawet największego wroga. Niedoścignione ideały. Ale czy na nasze czasy?
Przewspaniały czy przestarzały
Winnetou fascynował mnie – chłopca i dziecko ostatniej dekady PRL-u. Czy jego przygody spodobają się dziewczynkom wychowywanym w realiach drugiej dekady wieku XXI? Pomyślałem, że nie dowiem się, jeśli tego nie sprawdzę. W czasie dłuższej podróży samochodem nieproszony włączyłem audiobook. Pół godziny później już wiedziałem, że „Skarb w srebrnym jeziorze” moje dzieci chcą odnaleźć równie mocno jak bohaterowie książki.
Byłem zaskoczony. Archaiczny język i nieznane słowa wcale ich nie odstręczały. Sceny przemocy nie przerażały, choć we współczesnych filmach dla dzieci bardzo je przeżywają. Indianie, kowboje, złoczyńcy, góry, lasy, pustynie, rzeki, parostatki, miasteczka, hacjendy. Bohaterskie czyny i odwieczna walka dobra ze złem. Okazało się, że to wszystko jest ponadczasowe. Było tam coś jeszcze, co zupełnie mnie zaskoczyło.
Odkrycie po trzydziestu latach
Z przyjemnością razem z dziećmi wsłuchałem się na nowo w książki Karola Maya. Choć nico infantylna fabuła dorosłemu każe ich słuchać z przymrużeniem oka. Słuchając kolejnych rozdziałów, zacząłem odkrywać coś, czego z dzieciństwa zupełnie nie pamiętam. Najwspanialsi z książkowych bohaterów wprost przyznają się do wiary w Boga. A zawsze (nawet gdy chodzi o indiańskiego Dobrego Manitu) jest to Bóg w rozumieniu chrześcijańskim.
Old Shatterhand (alter ego Karola Maya) nie rzadko sam prowokuje rozmowy o wierze, stawiając rozmówcom pytania o sens życia. On i Winnetou są niezwyciężeni nie tylko dzięki zręczności, ale przede wszystkim dzięki przekonaniu, że czuwa nad nimi Boża Opatrzność. Nie obawiają się śmierci, bo mają pewność, że Dobry Duch ma dla nich zadanie i będzie ich prowadził tak długo, jak to zadanie będzie aktualne.
Wracając po trzydziestu latach do książek swojego dzieciństwa, odkryłem coś niezwykłego. Mówią one o tym, jak ważna są siła charakteru, wewnątrzsterowność, powściągliwość, świadomość swoich słabości i swojej wartości oraz wiele innych cech potrzebnych w dorosłym życiu. Mówią, że coś lepiej można zrozumieć dopiero w dorosłym życiu, a czego wartość czujemy gdzieś głęboko w sobie. Może właśnie dlatego te nieco przestarzałe książki są takie wspaniałe?
Czytaj także:
8 koncepcji Janusza Korczaka, które powinien znać każdy rodzic
Czytaj także:
(Bez)stresowe wychowanie? Jest coś ważniejszego
Czytaj także:
Nie istnieją „wychowawcze klapsy”