Teresa Kmieć w sierpniu rozpocznie swój pierwszy wyjazd na misje. Jej siostra Helena Kmieć zginęła w nocy z 24 na 25 stycznia 2017 r. w wyniku ugodzenia nożem w czasie napadu w Cochabambie w Boliwii.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zofia Świerczyńska (Stacja7.pl): Działalność misyjna Helenki miała wpływ na podjęcie decyzji o twoim pierwszym wyjeździe na misje?
Teresa Kmieć: Jadę do Afryki, także dlatego, że Helenka jeździła na misje, to prawda. Misje są mi bliskie właśnie dzięki niej. Ale to była moja świadoma decyzja. Nie zrodziła się po śmierci Helenki, lecz już dużo wcześniej. W styczniu okazało się, że jest taka możliwość, więc podjęłam decyzję, że jadę. Pomyślałam, że jeżeli mam czas i pracę, w której mogę pozwolić sobie na dwumiesięczny wyjazd, to może właśnie Pan Bóg chce mnie tam posłać dokładnie w tym momencie mojego życia.
Dlaczego nie zdecydowałaś się wyjechać wcześniej, razem z Helenką, która na misjach była m.in. na Węgrzech, w Zambii, Rumunii?
Razem z Helenką przez dwa lata byłam w Wolontariacie Misyjnym Salvator, to ona mnie tam „wciągnęła”. Zawsze kiedy były wyjazdy wakacyjne na misje, nie mogłam na nie jechać, bo miałam w tym czasie rekolekcje oazowe. I już wtedy pomyślałam sobie, że chciałabym jakoś połączyć te dwie rzeczy – oazę i misje. Wiedziałam, że są takie wyjazdy z oazą na misje do Chin czy Afryki, ale wtedy tego nie szukałam.
Jak tę decyzję przyjęli twoi rodzice?
Nie zabronili mi wyjazdu. Dali mi wolność decyzji. Kiedy powiedziałam o wyjeździe, moja mama miała raczej podejście, że jestem w takim wieku, że powinnam mieć stałą pracę na etat, a nie myśleć o wyjeździe do Afryki. Przekonywała, że przeżyłam już tak wiele rekolekcji oazowych tu, w Polsce, więc po co jeszcze tam jadę. Patrzy na to z perspektywy ustatkowania się; uważa, że tego mi potrzeba.
Czytaj także:
Jak skutecznie wspierać misje? Odpowiada misjonarz z Zambii
Ruch Światło-Życie w Kenii i Tanzanii
Wraz z Diakonią Misyjną Ruchu Światło-Życie wyjedziesz do Kenii i Tanzanii. Ile osób pojedzie wraz z tobą do Afryki i jakie będą wasze zadania?
Jedzie nas w sumie 25 osób w różnych terminach. Jedna osoba pojedzie na pół roku, a reszta na okres miesiąca lub dwóch. Ja jadę na prawie dwa miesiące – od 2 sierpnia do 24 września. Nasze zadania będą różne. Jeśli chodzi o mnie, w Kenii będę współprowadzić rekolekcje oazowe dziesięciu kroków ku dojrzałości chrześcijańskiej. Takie rekolekcje w Polsce normalnie odbywają się jako formacja roczna, w Kenii będzie to miało postać 15-dniowych rekolekcji. Natomiast do Tanzanii pojadę na trzeci stopień Oazy Nowego Życia.
Inne osoby będą pomagać w szkole SHALOM, w której dzieci ulicy, sieroty, spędzają czas na nauce i zabawie. Część osób będzie organizować kilka turnusów rekolekcji ewangelizacyjnych, które potrwają pięć dni. Będą też rekolekcje dla tamtejszych katechistów – nam nie uda się wszędzie dotrzeć, a dzięki nim ewangelizacja rozprzestrzeni się dużo szerzej. Będą też rekolekcje Oazy Nowego Życia – pierwszy stopień, a także rekolekcje o Namiocie Spotkania. Tej pracy i różnych rekolekcji będzie bardzo wiele.
Początki formacji twojej i Helenki w Ruchu Światło-Życie zaczęły się od wyjazdu na rekolekcje oazowe, na który wysłali was rodzice. Czym dziś jest dla ciebie ta wspólnota i ten rodzaj formacji?
To jest mój sposób na chrześcijańskie życie. Jestem w oazie już tak naprawdę przez ponad pół swojego życia. Modlitwa w oazie jest moją modlitwą – tak jak sposób rozumienia Eucharystii, muzyki w liturgii, Matki Bożej, Ducha Świętego…
Oaza mnie ukształtowała, dzięki temu przeżywam swoją wiarę głębiej, nauczyłam się podstaw teologicznych. Każdy aspekt życia chrześcijańskiego jest w tej formacji na swoim miejscu. To także w dużej mierze praca indywidualna, wiele zależy od nas samych, bo wiadomo, że różnie bywa z naszą modlitwą, szczególnie z tą indywidualną – czasem jest trudniej, czasem łatwiej. Połowę tego co wiem o Bogu, zawdzięczam oazie.
Bycie animatorem, przeżywanie rekolekcji, kolejnych stopni – to wszystko cały czas otwierało mnie na kolejne etapy rozwoju duchowego, zbliżało do Pana Boga, pokazywało mi Kościół. I, co ważne, to nie kończy się wraz z zakończeniem formacji podstawowej. Choć swoją zakończyłam już jakiś czas temu, teraz cały czas jeżdżę na rekolekcje, na których przypominam sobie treści z poszczególnych stopni. Odkrywanie Kościoła, wspólnoty, jej różnorodności, poznawanie Matki Bożej, Matki Kościoła – w tym wszystkim pomogła mi oaza i to w tej formacji zakorzeniłam swoją wiarę.
Myślę, że gdybym nie była w oazie, byłabym teraz zupełnie innym chrześcijaninem. Może trafiłabym na inny ruch, wspólnotę, tego nie wiem, ale wiem jak wiele zyskałam właśnie dzięki oazie.
Wyjazd na misje rozpoczyna nowy krok w twojej formacji?
Jest to jakiś krok dalej, bo Kościół w ogóle jest misyjny. Nie wszyscy mogą jechać na misje do dalekich krajów, choćby ze względów finansowych. Jest to w pewien sposób rozszerzenie działalności Ruchu Światło-Życie na świecie, i w ogóle chrześcijaństwa. Zawsze posługiwałam tylko tu, w Polsce, a teraz mam wyjechać łącząc ideę rekolekcji oazowych z ideą misyjności, głoszenia Pana Jezusa. Choć to też nie są takie typowe misje, o jakich często myślimy słysząc to słowo. To nie jest głoszenie do osób, które nigdy nie słyszały o Chrystusie. Oni już Go znają, ale potrzebują rozwoju. Choć oczywiście są także rekolekcje ewangelizacyjne, na które tak naprawdę nie wiemy kto przyjedzie – być może trafi na nie osoba, która nie znała wcześniej wiary chrześcijańskiej.
O samej specyfice misji dużo słyszałam od Helenki, która była w Zambii czy od animatorów posługujących w Afryce. Ale misje to jest pewnie zupełnie inna rzeczywistość, niż sobie wyobrażamy.
Poznaję Helenkę na nowo
Doświadczenie Helenki pomaga ci przygotować się do wyjazdu?
Helenka była dwa miesiące w Afryce, wyjechała tam razem z Wolontariatem Misyjnym Salvator, miała zupełnie inne zadania, niż ja będę miała. Ona zajmowała się przez dwa miesiące pracą z dziećmi ulicy, uczyła je angielskiego, matematyki. Więc to będą na pewno dwie zupełnie inne misje. Ale coś w tym jest, bo teraz przygotowuję się do wyjazdu od strony praktycznej, chodzę na wszelkie konieczne szczepienia – i czasem zastanawiam się, jak to się stało, że ten okres przygotowania do wyjazdów na misje Helenki jakoś mnie… ominął.
To trochę tak, jakbyś poznawała ją na nowo.
Trochę tak jest. Do mnie docierała tylko informacja o tym, że Helenka jedzie do Afryki. Mówiłam „okej, jedź”, ona jechała i potem wracała. Tylko tyle. I teraz zastanawiam się, że przecież ona też musiała to przeżywać podobnie albo nawet tak jak ja teraz! Może siedziało to w niej bardzo mocno, tylko jakoś ja w tym nie uczestniczyłam – miałam swoje życie w Lublinie, ona swoje w Gliwicach. Spotykałyśmy się rzadko, więc po prostu wiedziałam tylko, że jedzie. A teraz zastanawiam się, czy ona też naprawdę miała te wszystkie szczepienia? (śmiech) Te myśli wracają do mnie, kiedy przygotowuję się do wyjazdu.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że Helenka pojechała na misję nie dlatego, że chciała przeżyć przygodę, ale ze względu na Pana Jezusa. Tak jest też z twoim wyjazdem do Afryki?
Chciałabym, żeby tak było. Choć misje to też pewnego rodzaju przygoda. Prawda jest taka, że – tak jak mówi moja mama – tutaj w Polsce też mogłabym prowadzić takie rekolekcje i robić dokładnie to samo. Więc ta Afryka rzeczywiście jest pewnym aspektem przygody. Mogę robić to co kocham, ale jednocześnie mogę być w Afryce, to jest takie trochę obce, inne.
Czytaj także:
Teresa Kmieć wspomina Helenkę: Mówię do niej i wiem, że ona mnie słyszy
Chcę być dobrym narzędziem Pana Boga
Jak obecnie wyglądają przygotowania?
Teraz rozmawiamy głównie o praktycznych i organizacyjnych elementach, takich jak szczepienia, co ze sobą zabrać, jak się ustrzec przed malarią… Przez ostatnie cztery miesiące mieliśmy spotkania w języku angielskim, po to żeby praktycznie przygotować się do wyjazdu. Tam, na miejscu, mamy dobrze przekazać konkretną treść, wiedzę, umiejętności. Ale wierzę, że Pan Bóg poradzi sobie i z naszymi niedoskonałościami – szczególnie tymi językowymi, ale też generalnie w komunikacji. To jest zupełna przepaść kulturowa. Ja widzę tę różnicę w mówieniu i kulturze np. pomiędzy Lublinem i Wrocławiem, a co dopiero Afryka! (śmiech). Ale wierzę w to, że jeżeli zaufamy Bogu, to On nami pokieruje przez ten czas.
Jak można wesprzeć ciebie i pozostałe osoby, z którymi wyruszasz do Afryki?
Przede wszystkim modlitwą, bo te misje są dla mnie nowym doświadczeniem. Proszę o modlitwę za mnie, za animatorów, za rekolekcje, które poprowadzimy i ludzi z Kenii i Tanzanii, do których pojedziemy.
Można też wesprzeć nas materialnie poprzez zbiórkę Diakonii Misyjnej Ruchu Światło-Życie. Zbieramy przede wszystkim środki na ewangelizację wśród dzieci, młodzieży i dorosłych, a także na przeprowadzenie rekolekcji oazowych (7 turnusów rekolekcji 5-dniowych oraz 3 turnusy 15-dniowych). Dodatkowo pragniemy pomóc charytatywnie, wesprzeć kilka domów dziecka, w których działamy, opłacić szkołę i studia miejscowej młodzieży, pomóc uczestniczce rekolekcji chorej na raka. Zbiórka umożliwia także pokrycie kosztów naszego pobytu w Afryce.
Jakie są twoje oczekiwania w tej misji?
Chciałabym bezpiecznie wrócić. Nie wiem też, czego się spodziewać, więc staram się być otwarta na to, co tam zastanę. Na tej misji chcę być dobrym narzędziem Pana Boga. Chcę przydać się Panu Bogu tam, gdzie mnie potrzebuje. Wiem, jakie są moje zadania, i będę je realizować jak najlepiej, a jak mi pójdzie – czas pokaże. Chcę dobrze wypełnić zadanie, które Pan Bóg mi przydziela, posyłając mnie na misje. Chcę umieć się otworzyć na działanie Ducha Świętego podczas tych dwóch miesięcy.
Czytaj także:
Helena Kmieć. To miał być jej ostatni wyjazd. Potem chciała założyć rodzinę
Wyjazd na misje do Kenii i Tanzanii organizowany przez Diakonię Misyjną Ruchu Światło-Życie można wesprzeć poprzez wpłatę na konto:
52 1240 1574 1111 0010 9064 6190
Stowarzyszenie Diakonia Ruchu Światło-Życie
z dopiskiem: Na cele statutowe – misje w Kenii i Tanzanii
(kwotę można odpisać od podatku)
***
O działalności Diakonii Misyjnej Ruchu Światło-Życie:
Ponad 30 lat temu ks. Franciszek Blachnicki napisał w Liście z Boliwii takie słowa: „Ruch Światło-Życie ze swoim charyzmatem ewangelizacji i „Ewangelii wyzwolenia” ma do spełnienia w Boliwii oraz w innych krajach Ameryki Południowej wielką misję o kluczowym znaczeniu. W podjęciu tej misji leży przyszłość Ruchu!”. Diakonia Misyjna w Ruchu zrodziła się wraz z animatorkami i animatorami oazowymi, którzy zaczęli wyjeżdżać na posługi misyjne do różnych krajów i angażowali swoje wspólnoty do modlitwy i wsparcia.
rozmawiała Zofia Świerczyńska / Kraków
Śródtytuły pochodzą od redakcji.