„Wiara wymaga pokory. Tego, żeby przed Niewiadomą leżeć plackiem. I nie próbować nawet udawać, że coś się wie” – mówi Krzysztof Zanussi. Dziś reżyser obchodzi 80. urodziny.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Krzysztof Zanussi obchodzi 80. urodziny. Z tej okazji kultowy reżyser (m.in. „Eter”, „Obce ciało”, „Brat naszego Boga”, „Cwał”) opowiada o sztuce pobudzającej do duchowej regeneracji, świecie, który karmi nas fast foodem, a także o tym, dlaczego w ogóle zajął się filmem, skoro studiował fizykę.
Katarzyna Szkarpetowska: Panie Krzysztofie, żyjemy w czasach, w których poddać się jest łatwiej niż walczyć?
Krzysztof Zanussi: Na wielu ludzi napatrzyłem się w swoim życiu. Ludzi, którzy tonęli i już nie chcieli płynąć; którzy zamarzali i nie chcieli się ruszać; którzy zagłodzeni już nie szukali pożywienia. To w życiu materialnym. W sferze ducha jest podobnie. A przecież nikt nie rodzi się po to, żeby prowadzić bezmyślną egzystencję, opartą o używanie i spożywanie. Wszyscy w jakiś sposób zaproszeni jesteśmy do życia, które aspiruje do wieczności. Nie wolno się poddać – bez względu na czas, sytuację, okoliczności. Z takich samych powodów, z jakich nie wolno utonąć czy zamarznąć, kiedy jest szansa na przeżycie.
Krzysztof Zanussi: Sztuka pobudza ludzi do duchowej regeneracji
Tym, którzy toną i nie chcą płynąć, którzy zamarzają i nie chcą się ruszać, można pomóc?
Oczywiście. Jest to bardzo trudne, ale można pomóc, jeżeli chce się pomóc, ma się dobrą intencję, jeżeli wychodzi się z pomocną ręką. Nie znaczy to, że potrzebujący z naszej pomocy skorzystają. Czasem nie skorzystają, często ją odrzucą, ale jest jakiś imperatyw, że trzeba pomagać. I sztuka służy między innymi do tego. Sprawdza się i ma sens, kiedy pobudza ludzi do duchowej regeneracji.
Ożywia tęsknotę za ideałem?
Jeśli tego nie robi, jest nic niewarta. Oczywiście można to robić rozmaicie, również przez negację. Nie mam nic przeciw sztuce, która zaprzecza ideałom, bo ona czasem właśnie wtedy wywołuje za nimi tęsknotę. To jest już sprawa, którą trzeba odczuć w każdym utworze, ale autorzy – na pozór tak czarni jak np. Camus – wywołują ogromną tęsknotę za ideałem i to jest sztuka dla mnie bardzo budująca, choć czarna. Często autorzy dobrotliwych słodyczek, w których wszystko dobrze się kończy, są autorami wprowadzającymi ogromne przygnębienie. Podają krzyczącą nieprawdę, która nie spotyka się z doświadczeniem życia. Opowiastki o dobru nagrodzonym, o tym, że poczciwość popłaca, są nieprawdą. Niestety, dużo bardziej popłaca łajdactwo, nieuczciwość. Trzeba jednak pójść dalej, żeby zrozumieć, gdzie w tym wszystkim ukryty jest głębszy sens.
W jednym z wywiadów powiedział pan: „Wiadomo, że duszy sprzedać nie warto…”.
Myślę, że mit Fausta, który odnosi się do duszy sprzedanej, zachwiał się w chwili, kiedy tej duszy również nikt nie chce kupić. Ludzkie dusze po prostu się marnują. Niby są na sprzedaż, jednak diabeł zdaje się mieć wyczerpane nimi zainteresowanie. Dawniej, aby zdobyć duszę, musiał się namęczyć, dziś już nie. Nie musi ich kupować, one same gasną i więdną. Bardzo źle jest sprzedać duszę, jeszcze gorzej ją stracić, i o tym właśnie mówię na różne sposoby. Czasem żartobliwie, kiedy – szczególnie artystom – radzę, by włożyli całą siłę w to, aby zrobić karierę, ale jednocześnie duszy nie stracili. Bo jeżeli duszę stracą, sprzedadzą albo roztrwonią, to taka kariera stanie się nic niewarta.
https://www.youtube.com/watch?v=gU-JxfXZOlA
Krzysztof Zanussi: Dla sztuki każde ludzkie życie jest zagadką
Reżyser to ktoś, kto w sposób obrazowy opowiada innym o świecie, ale też ma swój świat przeżyć wewnętrznych, do którego zaprasza innych właśnie poprzez sztukę, którą tworzy.
Jako autor filmowy opowiadam historie, które przeżyłem i które w jakiś sposób są moimi historiami. Oczywiście nie cała reżyseria na tym polega. Istnieje jakieś kino gatunkowe, jakieś kino rozrywkowe, konfekcyjne, które nie zakłada tego, że dana historia jest opowiedziana przez filtr konkretnej osoby. Przykładem są seriale, które powstają dość anonimowo. Najczęściej nie czuje się w nich śladu reżysera czy autora tekstu. Ale mówimy o filmach, o sztuce z wysokiej półki, do której ja sam aspiruję. Nie znaczy, że się na nią zawsze potrafię wdrapać, ale interesuje mnie ta sztuka, która jest godna, by ją sztuką nazywać.
Czym karmi pana sztuka?
Tym samym, co próbuję w niej wyrazić. Pamiętam, komuś z moich znajomych pisarzy zrobiłem niespodziewany wyrzut. Otóż, ileś lat temu umarła moja mama, z którą byłem mocno związany. I w tamtym momencie czyjaś książka wydała mi się zupełnie niepotrzebna, tak banalna i głupia, że zapytałem jej autora: „Po co piszesz rzeczy, które są kompletnie niepotrzebne?”. Poszukiwałem rozmowy z autorem, spotkania z dziełem, które w tamtym momencie coś by mi w życiu rozświetliło, a tymczasem podsunięto mi gatunkową, pełną postmodernistycznych niedojrzałości, powieść. To tak jakby człowiek głodny dostał potrawę, której nie trawi.
Ma pan poczucie, że dzisiejszy świat karmi nas fast foodami?
Oczywiście. Niemniej jednak, trzeba pamiętać, że w obliczu głodu fast food jest osiągnięciem ludzkości. Że – po drodze od głodu – fast food jest etapem rozwoju. Serial, który jest odpowiednikiem myślowym czy artystycznym fast foodu, ludziom, którzy nic nie wiedzą o świecie, o życiu innych, też coś uświadamia.
Sztuka, o której rozmawiamy, z tzw. wysokiej półki, ma w sobie coś z dotykania tajemnicy. Czy obcując ze sztuką na co dzień, doświadcza pan tego osobiście?
Słowo „tajemnica”, którego pani użyła, jest tym, którego ja sam się boję, ale które również mam na końcu języka. Kiedy ktoś mnie pyta, jak to się stało, że zająłem się filmem, skoro studiowałem fizykę, odpowiadam, że wiem, co te sfery łączy. Łączy je właśnie tajemnica. W fizyce nie było żadnej wątpliwości, że obcujemy z niewiadomą. Dla sztuki każde ludzkie życie jest zagadką.
Można ją rozwiązać?
Nie można. Zresztą dobre zagadki nie mają rozwiązań. Niemniej jednak zdanie sobie sprawy z tego, co w życiu jest tajemnicą, stanowi wyższy stopień świadomości. Otwarcie na zagadkę sprawia, że lepiej rozumiemy swą ludzką kondycję niż ci, którzy uwikłali się w pewności. Kilka dni temu dostałem książkę mego przyjaciela, jezuity, który na pierwszej stronie pisze o wielkim sukcesie chrześcijaństwa przypadającym na wiek dwudziesty. Akcentuje mocno, że jak bańka mydlana prysły fałszywe pewności. Że już tych pewności dzisiaj chrześcijaństwo nie głosi, bo ich głosić nie wolno.
Nie wolno, bo to chrześcijaństwu szkodzi?
Bo szkodzi. Bo jest w tym bajkowa wersja Ewangelii, właściwie też rodem z fast foodu. Łatwo jest dramat Odkupienia, dramat krzyża zasmarować słodkim klajstrem, co zresztą w dużym stopniu robił wiek dziewiętnasty. Dzisiaj rozumiemy, że prawda jest tajemnicą, a tajemnica prawdą.
A wiara? Jest rezultatem duchowych wysiłków?
Wiara polega na wiecznej niepewności. Osobiście mam pewien rodzaj alergii na ludzi, których dosięgło złudzenie czy grzech pewności. Z bólem przeżywam fanatyzm, bigoterię, fundamentalizm, wąskość horyzontów. Wiara wymaga pokory. Tego, żeby przed Niewiadomą leżeć plackiem. I nie próbować nawet udawać, że coś się wie.
Czytaj także:
5 filmów Zanussiego, które zabiorą cię w intelektualną podróż
Czytaj także:
„Milcząca rewolucja”. Co może wydarzyć się z powodu dwóch minut ciszy?
Czytaj także:
Bartosz Konopka: Nie wierzyłem w Boga, a Bóg zaczął działać