Daje poczucie siły i przynależności, zarazem pozbawiając tego, co głęboko ludzkie, wrażliwe, pozwalające na budowanie więzi.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jeśli coś jest „toksyczne”, znaczy, że kryje w sobie wiążącą podwójność. Z jednej strony coś ci to daje, z drugiej jednak – więcej odbiera. Drzwiami od frontu przynosi kolorowy prezent, ale tymi od garażu wynosi po kolei cały dobytek. Nie inaczej jest z toksyczną męskością. Daje poczucie siły i przynależności, zarazem pozbawiając tego, co głęboko ludzkie, wrażliwe, pozwalające na budowanie więzi.
Toksyczna męskość
Toksyczny model męskości opiera się na idei walki i dominacji. Mężczyzna w tej koncepcji walczy ze sobą i wszystkimi wokół siebie. Agresja, jak pisał ks. Krzysztof Grzywocz, jest potrzebna każdemu do działania i zmiany, jeśli zostanie zrozumiana w sobie, a jej energia wykorzystana konstruktywnie. W tym modelu staje się ona jednak wartością nadrzędną, choć często w kamuflażu „zdecydowania”, „skuteczności”, „przywództwa”. W praktyce znaczy to, że wolno traktować innych bezwzględnie, stosować przemoc, oczekując przy tym szacunku i uległości.
Kolejnym elementem portretu w tym ujęciu męskości jest pogarda dla kobiet. Otwarta albo zawoalowana. Może więc mieć postać stwierdzenia: „Baby są głupie” – i wtedy nie mamy wątpliwości, jak jest. Często jednak wybrzmiewa w wypowiedziach typu: „Nie będzie mi kobieta mówić, jak mam robić”, „a co kobieta może mieć mądrego do powiedzenia”. Z tą potrzebą górowania nad kobietami paradoksalnie łączy się pragnienie podziwu i podporządkowania z ich strony.
W tej wizji nie ma też miejsca na uczucia – chyba że chodzi o te dające poczucie mocy, jak gniew, determinacja czy euforia. Wszystkie inne odcienie, od smutku zaczynając, przez współczucie, a kończąc na bezsilności, otrzymują etykietę „niemęskich”. Dlatego synom nie wolno płakać (ponieważ ojciec także nosi w sobie zakaz bycia z własnym bólem i przeżycia go). Kobiety, z ich skomplikowanym światem emocji, można co najwyżej obdarowywać kwiatami i jakoś żyć z ich nieracjonalnością pod jednym dachem. Frustrację zaś spowodowaną nieradzeniem sobie z ich odmiennością – kanalizować w niewybrednych dowcipach.
Cena toksycznej męskości
Podejrzewam, że wielu mężczyzn odczuwa presję tego toksycznego modelu, nawet jeśli go nie realizują. Ci zaś, którzy uwierzyli, że celem ich życia jest dowiedzenie własnej męskości poprzez odcięcie się od siebie, płacą tego wielką cenę. Ciała nie da się oszukać i ono prowadzi skrzętny rejestr wszystkich nieprzeżytych emocji. Wysyła sygnały poprzez ból i napięcie albo sprawia przykrą niespodziankę, nagle odmawiając współpracy – organizuje strajk w postaci przewlekłej choroby, zawału czy innych dolegliwości. Te są często właśnie podatkiem od nieprzeżywania swoich trudnych uczuć, braku kontaktu ze sobą przy dokonywaniu życiowych wyborów, brania na siebie zbyt wiele. Psychika płaci za to nie mniej.
Piętnowanie toksycznej męskości nie jest orędowaniem zlania płci, natomiast nie da się rozwijać żadnej dojrzałej koncepcji „bycia mężczyzną” bez akceptacji dla tego, co głęboko ludzkie i wspólne dla obu płci. Możemy zachowywać odrębność i nasze różnice, jednak nie kosztem wyparcia fundamentalnych potrzeb, wspólnych dla wszystkich ludzi. Mężczyzna też ma potrzebę bezpieczeństwa, wsparcia, kontaktu i bliskości. Ma potrzebę więzi, opłakania strat i świętowania życia. Miłości, przyjaźni, bycia w kontakcie z sobą samym.
Prawdziwy człowiek
Tymczasem na pierwszy plan, opisując mężczyznę, mówi się o potrzebie szacunku i uznania. Ona w modelu „toksycznej męskości” ma pełne uzasadnienie. Jeśli od małego chłopcy uczą się, że ich potrzeby i uczucia są nieważne, a celem życia jest się wykazać, to rzeczywiście od najmłodszych lat łakną jak chleba szacunku i uznania. Których nie otrzymali. Potem w tej roli mają się sprawdzić ich żony i dzieci – w końcu stać się dumnymi z nich ojcami, których ci nie mieli.
I tak zamyka się błędne koło walki ze sobą i odcinania się od swojego delikatnego świata przeżyć. Ewangelia zaś mówi, że „dom wewnętrznie skłócony nie ostoi się” (Mt 12,25). Te odrzucone części potrzebują, by je odnaleźć w sobie i przyjąć. I jako prawdziwy człowiek, podatny na zranienie i doświadczający słabości, wchodzić w kontakt ze światem i w nim tworzyć więzi.
Czytaj także:
Autorefleksja – dzięki niej lepiej poznasz siebie i swoje potrzeby
Czytaj także:
Patryk Vega: Myślę, że Pan Bóg nie grozi nikomu palcem
Czytaj także:
Jak w świecie kobiet mężczyźni mogą odnaleźć swoją tożsamość?