separateurCreated with Sketch.

Witold Casetti: Moim życiowym bohaterem jest Jezus

Magdalena Galek - 01.05.19

Witold Casetti – dziennikarz i prezenter, biznesmen, mąż i ojciec opowiada o tym, dlaczego chciał zostać księdzem, co to znaczy być dorosłym dzieckiem i dlaczego musimy chronić nasze marzenia.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Magdalena Galek: Witoldzie, jesteś niezwykle optymistyczną osobą, skąd czerpiesz radość?

Witold Casetti: Jezus. Jezus, Ojciec i Duch Święty. Stąd radość. Często ludzie, którzy mnie poznają, mówią „ale pozytywny ten człowiek”. Np. pomimo, że nie wszyscy mnie lubią, bo nie zawsze jest chemia i nie zawsze się zgadzamy. Ale większość mówi: pozytywny człowiek, optymista, radosny.

Zawsze byłeś wierzący?

Jestem bardzo wdzięczny ojcu i mamie – tata Włoch, mama Polka – którzy od początku zabierali mnie ze sobą na mszę. Wtedy była dla mnie nudna, ale w kościele zawsze czułem się bezpiecznie. Pewnych rzeczy nie rozumiałem, z czasem dopiero zacząłem je czuć. Potem zacząłem chodzić na religię w szkole i podobało mi się. Poznawałem postać Jezusa, myślałem „o, jaki lider, dobry człowiek”.

Później byłem bierzmowany i to było jakby 5. bieg. Mając ok. 13 lat, podjąłem decyzję, że idę na „krucjatę”, bez broni oczywiście. We Włoszech mówi się, że po bierzmowaniu jestem „żołnierzem Jezusa”, że trzeba być apostołem wśród młodzieży, bo jak wiemy, młodzież uczy się bardziej od rówieśników niż od rodziców. Chciałem dać świadectwo swoim zachowaniem.

Kiedy miałem 17 lat, zostałem katechistą. Uczyłem religii w parafii, byłem też ministrantem. Angażowałem się.

Chciałeś zostać księdzem?

Był moment, gdzie widziałem taką możliwość i nie wstydzę się tego absolutnie. Myślałem: a może moje powołanie to duszpasterstwo? Zaślubić się z Kościołem, z Jezusem, być tylko dla Niego, pomagać ludziom.

Lubię księży. Lubię ich, pomimo różnych skandali, które odkrywają, że szatan jest też w Kościele, no niestety. Przeciwnicy Kościoła mówią, że wszyscy albo prawie wszyscy księża to pedofile, a ja mówię – mniejszość. Ale są, nie można mówić „nie, to nieprawda”. Jest to prawda i muszą ponosić konsekwencje. Ale wracając do mojego życia, był taki moment, gdzie myślałem, że ksiądz najwięcej oddaje: całe swoje życie, poświęcając rodzinę i dzieci.

Pociągało cię takie życie, a jednak założyłeś rodzinę.

Zrozumiałem, że każdy z nas może być święty, też jako świecki, jako ojciec rodziny. I moim powołaniem stała się rodzina. Ja jestem bardzo rodzinny! Rodzina jest dla mnie ważna. Mamy z żoną 4 dzieci.

 

Moim życiowym bohaterem jest Chrystus

To, że dziś jesteś blisko Boga, zawdzięczasz też swojej parafii z dzieciństwa.

Tak, to była piękna parafia we Florencji, gdzie dużo uwagi kładziono na młodzież. Był czas też żeby się pobawić, grać w piłkę, były letnie wyjazdy. Kiedy żyjesz w środowisku, gdzie są wartości chrześcijańskie, to trudno nie stawać się chrześcijaninem. Potem każdy żyje bardziej lub mniej świadomie, niektórzy nic nie rozumieją, praktykują z przyzwyczajenia. Rodzina i parafia mogą cię ukierunkować, ale wybór w pewnym momencie jest twój. Ja wybrałem świadomie, że moim życiowym bohaterem jest Jezus Chrystus.

Poznaliśmy się na spotkaniu wspólnoty, w środku tygodnia, gdzie jako głowa rodziny czy biznesmen miałbyś pewnie kilka innych ciekawych pomysłów na ten wieczór. A jednak poświęcasz go dla Jezusa, czyli nie jesteś tylko niedzielnym katolikiem, ale robisz coś więcej?

Chcę, staram się. Są lepsze i trudniejsze chwile w moim życiu, niemniej chcę. Jest pokarm duchowy – modlitwa, sakramenty. One są potrzebne codziennie. Więc nie można myśleć, że skoro jadłeś rok temu, to na całe życie ci wystarczy.

Nosisz różaniec na palcu. Jak odbierają cię ludzie w środowisku biznesowym czy też w show-biznesie, kiedy dowiadują się, że jesteś katolikiem? 

Przeważnie szanują. Albo się otwierają i chcą rozmawiać o Chrystusie, o religii, o wartościach. Nie miałem nigdy nieprzyjemności z tego powodu, że jestem katolikiem.

Jakie masz podejście do osób, które mają inny system wartości niż ty?

Nie mówię im „źle się zachowujesz”. Mówię: „będąc w twoich butach, zrobiłbym tak. To ty decydujesz, ja nie znam twojego życia, więc nie chcę się wtrącać. Ale z tego, co słyszę od ciebie, co widzę, na twoim miejscu wybaczyłbym twojej żonie, rozmawiałbym bardziej otwarcie i oddał to w modlitwach Jezusowi”. Niektórzy wtedy się dziwią. „Jak to Jezusowi? Jest 2019 rok! Jezus? Modlitwy? Co ty mówisz?!”. Ale mnie nie interesuje, że tak myślą. Trzeba siać dobro. Nie zawsze dobro wraca od tych ludzi, którym podałeś rękę, ale trzeba siać.

Oczywiście, nauczyłem się, że warto z niektórymi nie dyskutować o religii. Czasem jeden dobry uczynek jest ważniejszy niż tysiąc słów.

 

W każdym widzieć Jezusa

Szanujesz każdego, nawet jeśli macie różne poglądy?

W dzieciństwie nauczono mnie: „Witold w każdym musisz widzieć Jezusa”. I np. będąc przez ok. 10 lat wolontariuszem w pogotowiu ratunkowym we Włoszech jako kierowca karetki, pomimo, że nie nie pamiętam osób, którym pomagałem, wiem jedno, że pomagałem Jezusowi.

Co ci pomaga na codzień widzieć Jezusa w drugim człowieku?

Modlitwa i sakramenty.

Drugi człowiek to też obszar twojej pracy. Oprócz handlu, marketingu i dziennikarstwa prowadzisz szkolenia, wspierasz rozwój osobisty. Co dla ciebie znaczy, że czasem trzeba być dorosłym dzieckiem?

My, Włosi, podchodzimy z dystansem do wielu spraw. Niemcy, Anglicy, Polacy – za bardzo poważnie – w związku z tym stresują się. Dziecko rzadko się stresuje.

Kiedy najlepiej nauczyć się tańczyć, nauczyć się języka, gry na instrumencie? Jako dziecko. Dziecko się nie krępuje. Ja znam język polski, np. dlatego, że kiedy byłem mały, wysyłano mnie do dziadków w Gdańsku i wtedy nie zastanawiałem się czy dobrze mówię. Dziecko mówi głupoty, po prostu rzuca się na głęboką wodę. I właśnie tego brakuje często ludziom, żeby np. odnieść sukces.

Dlaczego uważasz, że marzenia musimy chronić i pielęgnować?

Dlatego, że one nadają sens życiu. Nawet jeśli ich nie osiągniesz, bo nie wszystko nam dano. Zawierzamy wszystko Bogu, ale nie wszystkie nasze marzenia będą zrealizowane. Ale to, że je mam i że idę świadomie w ich kierunku, daje mi motywację. Jestem szczęśliwy nie dlatego, że coś osiągnąłem, ale dlatego, że mam powód, żeby działać. Marzenia dają nam ochronę, kiedy są różne trudności. Kiedy masz cel, to chce ci się wstawać z łóżka!

 

Marzenia trzeba przekształcić w cel

Jest wiele osób, które porzuciły marzenia i nie chce im się wstawać rano do pracy, bo jej nie lubią, nie jest zgodna z ich wewnętrzną misją.

We Włoszech też to widać. Rano – autobus, smutne miny, ludzie idą do pracy, bo muszą. Mówią: „A kto zapłaci za rachunki?!”. Chwileczkę! Rachunki to jest jedna z wielu rzeczy, na które mogę sobie pozwolić, bo kocham to, co robię i jestem zmotywowany. Celem nie może być „żeby wystarczyło na rachunki”.

To idealna wizja, ale czy jest osiągalna dla wszystkich?

Być może ktoś będzie zmuszony pracować przez 2 lata w miejscu, gdzie nie czuje tej pasji. Np. Mandela był w więzieniu ponad 18 lat! Ale mówił, że wtedy zamiast umierać, zabić się, mówić „mam marzenie, a siedzę w więzieniu…”, on przygotowywał się do sukcesu! Tak samo Berlusconi, multimilioner, który grał latem na statkach na pianinie, żeby dorabiać. Nie trzeba się wstydzić niczego. Są okresy, które są dla nas trampoliną. Nie wolno się poddać, absolutnie.

Prawdopodobnie trzeba pójść na jakiś kompromis życiowy, żeby ustabilizować pewne rzeczy, bo też nie można być jak np. mój ojciec. Pianista, artysta. Nie spał w nocy, palił 4 paczki papierosów dziennie, żył tylko marzeniami… To jest niebezpieczne, tracisz kontakt z rzeczywistością. Nie wolno też przesadzać i być tylko marzycielem. Marzenia trzeba przekształcić na cel.

Jak to zrobić?

Musisz planować. Każdy wielki człowiek, nawet Kopernik zaczynał od marzenia, ale potem miał cel i plan. Cel jest jak weksel. Ma datę. I nawet jeśli to się przesuwa – rok później, pół roku później – ale masz datę, wtedy się uruchomisz. Wszystko uruchomi się w kierunku osiągnięcia celu.

I jeśli jest ktoś już zrealizował marzenie podobne do twojego, bywaj z nim, słuchaj go! Umów się na herbatkę, kawkę, pytaj: „jak to zrobiłeś?”. Kiedy podjąłem decyzję, że będę działał w dystrybucji handlowej i marketingu, byłem na szkoleniu u najlepszych. Po co uderzać głową w ścianę, kiedy jest ktoś, kto wie jak to robić. Każda dziedzina ma specjalistów.

Czyli uczyć się od najlepszych?

Tak. Nie np. od „szwagra” który wie najlepiej, ale jest spłukany. To jest kumpel, ewentualnie spowiednik, ale nie doradca, jeśli się nie zna. Bo on nie osiągnął tego, co chcesz osiągnąć.

Trudniej jest, kiedy ten doradca jest w domu i nazywa się mąż, mama, tata, brat, siostra. Miesza się uczucia i biznes. To jest bardzo trudne, bo często ci, co doradzają, bo osiągnęli już to, o czym ty marzysz, mówią właśnie przeciwieństwo tego, co mówi np. mama i najbliżsi. Moja mama, etatowiec, kiedy zobaczyła, że zaczynam sprzedawać w branży finansowej i nie zawsze szło dobrze, zwłaszcza na początku, nie znając się, mówiła mi, żebym znalazł „normalną” pracę. Teraz jest dumna ze mnie.

Trzeba brać przykład z odpowiednich osób. I wracając do początku naszej rozmowy – dlaczego Matka Boska, dlaczego Jezus? Bo oni są święci, oni są źródłem prawdy. Więc trzeba się na nich wzorować w miarę możliwości.

Jeśli chcesz być dobrym, to wzoruj się na Jezusie.

Witold Casetti – urodził się w 1969 r. we Florencji, gdzie spędził dzieciństwo i młodość. Biznesmen, szkoleniowiec, dziennikarz i prezenter, uczestnik telewizyjnych show „Europa da się lubić” i „Wyprawa Robinsona”. Autor książek „Moja Toskania” i „Moje Dolomity”. Mieszka w Warszawie, mąż i ojciec 4 dzieci.


Neal McDonough
Czytaj także:
Aktor odmówił zagrania scen erotycznych ze względu na żonę. Stracił pracę i duże pieniądze


PATRYK VEGA
Czytaj także:
Patryk Vega: Myślę, że Pan Bóg nie grozi nikomu palcem


NICOLE KIDMAN
Czytaj także:
Nicole Kidman: katolicyzm mnie prowadzi

Top 10
See More
Newsletter
Get Aleteia delivered to your inbox. Subscribe here.