„Wolałbym, aby ktoś od razu strzelił mi w głowę, niż przechodzić jeszcze raz postępowanie z oskarżenia o gwałt”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Oskarżenie o gwałt
Czyny pedofilskie i molestowanie seksualne ze strony duchownych to dzisiaj najbardziej palący, a jednocześnie przerażający grzech obecny w Kościele katolickim. Na fali masowego ujawniania takich przestępstw, nawet po wieloletniej zmowie milczenia, mamy jednak również do czynienia z fałszywymi oskarżeniami lub pomyłkami ze strony policji lub organów wymiaru sprawiedliwości.
Media zazwyczaj z dużo mniejszą intensywnością reagują na takie wydarzenia. A ofiary takich posądzeń, podobnie zresztą jak ofiary pedofilii i wykorzystywania płciowego, przeżywają również straszliwe doświadczenia, a ich życie często w krótkim czasie obraca się w gruzy.
Czytaj także:
List pisany dynamitem: Franciszek pisze tak, że aż boli. Jak wyjść ze skandali seksualnych?
Bezpodstawnie oskarżony przed kilkunastoma laty o gwałt na pierwszkomunijnym dziecku kapłan z parafii w Killeagh we wschodniej części drugiego co do wielkości miasta Irlandii oszacował, że w ostatnim ćwierćwieczu nawet dziewięciu duchownych rzymskokatolickich na Zielonej Wyspie mogło popełnić samobójstwo, nie radząc sobie ze straszliwym ciężarem nieudowodnionych oskarżeń o gwałty i pedofilię.
Fałszywe oskarżenie o takie czyny to chyba jedna z największych krzywd, które można uczynić nie tylko duchownemu, ale również mężczyźnie.
W jednej chwili atmosfera zrobiła się gęsta
Jeszcze kilkanaście lat temu życie ks. Tima Hazelwooda, zwykłego, szarego wikarego w jednej ze zwyczajnych irlandzkich parafii w zasadzie niczym nie wyróżniało się od tysięcy innych duchownych na całym świecie. Eucharystia, rekolekcje, spowiedź, chrzty, śluby i katecheza.
Ta zwykła dla duchownego codzienność została nagle brutalnie przerwana. Policja poinformowała księdza, że na jednym z miejskich posterunków pojawiła się osoba, która złożyła zeznania. Jej personalia zostały utajnione, więc ks. Tim poznał imię oskarżyciela dopiero podczas przewlekłego, bo trwającego ponad 6 lat procesu sądowego.
Jak się później okazało, mieszkaniec Killeagh Paul Anderson zeznał wówczas na policji, że pomiędzy lutym a majem 1981 roku, w czasie przygotowań do Pierwszej Komunii, młody wówczas ks. Tim (była to jego pierwsza parafia, do której skierował go biskup po przyjęciu święceń kapłańskich) miał dopuścić się na nim nakłaniania do obcowania płciowego, a następnie dokonał na nim gwałtu.
Ksiądz zdecydowanie odrzucił oskarżenia, twierdząc, że są kłamstwem, a jego działalność duszpasterska w parafii i z dziećmi nigdy nie prowokowała do nawet najmniejszych posądzeń o czyny nierządne.
Oskarżenia szybko przedostały się do opinii publicznej dzielnicy. Ks. Hazelwood wspominał, że praktycznie z dnia na dzień atmosfera w parafii zaczęła wokół niego „gęstnieć”. Ludzie zaczęli dziwnie się na niego patrzeć, unikali spowiadania się u niego i odprawianych przez niego mszy. Szybko zaczął dostawać anonimowe maile i wiadomości SMS z groźbami i zapowiedziami „rozliczenia” za zgwałcone dziecko. Drzwi mieszkania duchownego zaczęto regularnie obrzucać fekaliami, pojawiały się obraźliwe napisy.
Po kilku miesiącach, pomimo że miejscowy wymiar sprawiedliwości wciąż prowadził postępowanie w sprawie i kapłan nie miał jeszcze postawionych formalnych zarzutów prokuratorskich, atmosfera stała się na tyle nieznośna, że ks. Tim musiał opuścić parafię. Został również zawieszony w czynnościach kapłańskich.
Najgorszy jest wstyd i bezsilność
Gdy odchodził z parafii, był już powszechnie uznany za pedofila i wierni przestali podawać mu rękę.
To, z czym najtrudniej jest ci się wtedy poradzić, jest straszny wstyd. Wiesz dobrze, że jesteś niewinny, a nagle twoje imię zostaje zszargane i zaliczone do najgorszych zbrodniarzy. Nie masz pojęcia, co robić, jak odzyskać zaufanie ludzi, którym kiedyś pomagałeś w życiu duchowym. Zostajesz zupełnie sam – w sensie ludzkim. Znikają przyjaciele, nie wiesz, co powiedzieć rodzinie. No i także nie masz pojęcia, w jaki sposób publicznie udowodnisz, że jesteś niewinny, bo ludzie już poznali „prawdę” i twoja wersja ich nie interesuje – wspominał kapłan.
Ks. Tim zwrócił równocześnie uwagę, że najbardziej bał się o życie swojej matki, schorowanej i dobiegającej dziewięćdziesiątego roku życia. Bojąc się o jej stan, nie powiedział jej ani słowa o całej sprawie aż do zakończenia postępowania przed sądem.
Duchowny przyznał także, że doskonale rozumie samotność i opuszczenie wszystkich niesprawiedliwe posądzonych o karygodne czyny. Przypomniał również, że sam w pewnym momencie poczuł się opuszczony nawet przez Kościół i biskupów, którzy zmagając się z falą potwierdzonych zarzutów o pedofilię kapłanów nie mieli już czasu na wsparcie fałszywie oskarżonych. „Przez rok byłem praktycznie nie do życia, cały czas łykałem środki nasenne” – dodał.
Czytaj także:
Franciszek: dopuścić świeckich ekspertów. 21 kroków w walce z nadużyciami w Kościele
Nadzieja w przebaczeniu
Mimo tych strasznych przeżyć osamotniony kapłan nie rezygnował z modlitwy brewiarzowej i codziennej lektury Biblii. Szczególnie zatrzymywał się na słowach Chrystusa o przebaczaniu siedemdziesiąt siedem razy.
Wiedziałem, że Chrystus miał w sobie nieskończone miłosierdzie i wybaczał każdemu, a ja byłem w porównaniu z Nim strasznie słaby. Ale jednocześnie powiedziałem sobie, że muszę znaleźć w sobie siłę do przebaczenia oszczercy, inaczej wszystko będzie skończone” – opowiadał ks. Tim.
Krzyż ks. Hazelwooda jednak nieoczekiwanie się skończył. Po kilku latach oskarżyciel nagle wycofał swoje zeznania, przyznając, iż były zupełnie bezsensowną konfabulacją. Sąd skazał oszczercę na kilka lat więzienia, biorąc pod uwagę olbrzymią szkodliwość społeczną jego czynu i gigantyczne szkody psychiczne oraz moralne, które zostały zadane wikaremu z Killeagh.
Dość duże odszkodowanie, które otrzymał ks. Tim, zostało przeznaczone na cele charytatywne. Sprawca publicznie przeprosił, ale również takiego publicznego gestu – wybaczenia swojemu oprawcy, dokonał kapłan, który po kilku latach wrócił do posługi na parafii.
Dzisiaj ks. Hazelwood wzywa, aby w żaden sposób nie bagatelizować oskarżeń duchownych o pedofilię i przyznaje, że takie grzechy są ogromną raną na ciele Kościoła. Niemniej, zwraca uwagę, że tak jak w każdym postępowaniu sądowym, tak również w przypadku takich haniebnych czynów, oskarżeni powinni mieć prawo do obrony i ludzkiego traktowania.
Wzywa również media i zwykłych wiernych, aby – o ile nie mają żadnych dowodów – wstrzymali się z wydawaniem wyroków, zwłaszcza w internecie i mediach społecznościowych, bo szkody które mogą uczynić swoim postępowaniem mogą być równie wielkie, jak te poniesione przez rzeczywiste ofiary duchownych-przestępców seksualnych.
Na podstawie: rte.ie, irishnews.com
Czytaj także:
„Mamy tu do czynienia z ohydnymi przestępstwami”. Zdjęcia i podsumowanie szczytu