separateurCreated with Sketch.

Nic tak nie wyzwala w życiu religijnym, jak te dwa słowa

WZRASTANIE W DÓŁ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Człowiek zamiast doświadczać, że staje się coraz lepszy i mądrzejszy, doświadcza przeciwnie, że robi się coraz gorszy. A winna jest pomyłka.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Regres duchowy?

Św. Benedykt nazwał klasztor szkołą służby Pańskiej. I niewątpliwie jest to jakaś szkoła, tylko że w bardzo istotnym aspekcie niepodobna do innych. W normalnej szkole uczeń zdobywa pewne wiadomości i sprawności, i widzi, że je zdobywa. Kiedy już umie dodawać i odejmować (i wie, że umie), to uczy się tabliczki mnożenia. Sam widzi, jak mu tego wszystkiego przybywa.


ASCEZA PRAWDZIWA I POZORNA
Czytaj także:
Asceza prawdziwa i pozorna. Siostra Borkowska wyjaśnia

A w klasztorze jest dokładnie odwrotnie. Człowiek wstępując był przekonany, że jest z natury spokojny i zrównoważony, a w klasztorze łapie się na tym, że krzyczy w poduszkę (i jeszcze dobrze, jeśli tylko w poduszkę).

Myślał, że jest wesoły, niezależny i wolny od względów ludzkich, a w klasztorze znajduje w sobie ogromną potrzebę ludzkiej aprobaty i zazdrości o aprobatę okazywaną innym. Myślał, że nie przejmuje się byle czym, a tu od jednego niemiłego słówka już się zapłakuje i rozczula nad sobą.

Inaczej mówiąc, zamiast doświadczać, że staje się coraz lepszy i mądrzejszy, doświadcza przeciwnie, że robi się coraz gorszy. (Pamiętam, jak sama w nowicjacie myślałam, że to całe szczęście, że kontakt ze światem zewnętrznym jest tak ograniczony. Bo przynajmniej moi znajomi zapamiętają mnie taką, jaka byłam wśród nich, a nie taką, jaka się „tutaj” zrobiłam…).

No i wysnuwa się z tego wniosek: Ja nigdy taki nie byłem, to tu mnie takim zrobili! To „oni” są temu winni!

 

Czy to moja wina?

A winna jest pomyłka. Mówiąc obrazowo, myślał, że idzie na szczyty, gdzie sam blask, a oddech szeroki i łatwy – a znalazł się w komorze ciśnień, gdzie mu wciąż dodają atmosfer. Pod tym ciśnieniem wyłazi z niego to wszystko, co w nim naprawdę siedzi i zawsze siedziało.

Tylko ani on, ani inni o tym nie wiedzieli, bo było dobrze schowane. Ale było tam w środku, a teraz się tylko ujawnia.

I biedny nowicjusz ma wybór: zaakceptować prawdę o sobie (a przynajmniej ten jej kawałeczek, który mu już pozwolono zobaczyć) jako punkt wyjścia do dalszej drogi – albo nie zaakceptować, duchowo pozostać w miejscu, a z klasztoru wiać, co sił w nogach.

To dlatego abba Teodor mówił, że nie wtedy należy się dziwić, kiedy ktoś z pustyni odchodzi, ale wtedy, kiedy ktoś jednak zostaje. (Oczywiście są i tacy, którzy nie akceptują prawdy o sobie, a jednak w klasztorze zostają. Są tam potem przez całe życie zawodowymi poszukiwaczami cudzych win.)


MODLITWA JEZUSOWA
Czytaj także:
Jak praktykować modlitwę Jezusową?

 

Prawda nas wyzwoli

Dobrze jest w takiej sytuacji przypomnieć sobie słowa Pana Jezusa o tym, że prawda wyzwala. Jeśli się ją uznaje i w razie potrzeby wyznaje, nie mamy już pokusy, żeby tracić mnóstwo czasu, uwagi i nerwów na staranne konstruowanie całych gmachów swojej ułudy. Na uczenie się na pamięć wszystkich argumentów, dowodzących, że winni są inni…

Dobra rada, którą przekazują sobie od początku pokolenia mnichów, brzmi: ilekroć złapiesz się na takim budowaniu argumentów, uderz się w piersi. Umysł trudno od takich myśli odczepić, więc niech przynajmniej gest ręki będzie jakimś początkiem twojego nawrócenia.

Nic nas tak nie wyzwala, jak jedno krótkie: „Moja wina!”. Ojcowie uważali branie winy na siebie za jedną z podstawowych cnót mnicha.

Nie w tym sensie, aby kłamliwie podstawiał się jako rzekomy winowajca, kiedy opat szuka sprawcy jakiejś szkody. Ale w tym, żeby stale przeciwstawiał się tym swoim myślom, które jego samego wybielają, a oczerniają innych. (A jeśli to on właśnie zrobił tę szkodę, w tym jego wyzwolenie, że się zgodnie z prawdą przyzna i poniesie konsekwencje.)

Spokojną akceptację własnej słabości nazywamy pokorą. Łatwo w takim razie zrozumieć, dlaczego św. Benedykt właśnie pokorę omawia tak szczegółowo, jak żadną inną cnotę, wyliczając wszelkie jej przejawy i zastosowania.

Fragment z książki „Materiały do monastycznej formacji zakonnej w zgromadzeniach żeńskich”. Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl. 


NABOŻEŃSTWO
Czytaj także:
S. Borkowska OSB: któregoś dnia zamiast konferencji było nabożeństwo „uwolnienia”

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.