„Urodziłam syna, który zabił człowieka, i muszę z tym żyć. Ale nigdy się go nie wyrzeknę. Będę z tym cierpieniem już do końca życia, choć syna straciłam na zawsze” – mówi, płacząc.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Skrzywdził także nas
“To najtrudniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Proszę zrozumieć, on skrzywdził także nas” – mówi w szczerej rozmowie z Katarzyną Włodkowską (dla “Dużego Formatu”), Jolanta, matka Stefana W., który zamordował prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
O wydarzeniu podczas finału WOŚP pani Jolanta dowiedziała się od jednego ze swoich synów. Zadzwonił i kazał natychmiast włączyć telewizję. Jak mówi w wywiadzie pani Jolanta – zaczęli z mężem płakać i mówić, że to, co się dzieje, jest niemożliwe. Przyznaje, że najpierw nie poznała swego syna – miał na sobie ubrania, których nigdy wcześniej nie nosił. Rozpoznała dopiero jego głos…
“Módlmy się, mówię do męża, żeby prezydent przeżył. Tylko o tym myślałam: żeby z tego wyszedł. Usiedliśmy na kanapie, modliliśmy się o życie prezydenta” – przyznaje pani Jolanta. Matka Stefana W. znała prezydenta osobiście, był kiedyś w miejscu jej pracy – w placówce oświatowej, widywała go też na mieście mówili sobie “dzień dobry”. Wspomina go jako ciepłego, dobrego człowieka.
O jego śmierci dowiedziała się także z telewizji: „I co teraz będzie?, zapytałam córkę. Zaczęłyśmy płakać”.
Pani Jolanta kilka dni przed wyjściem syna z więzienia poszła na policję, by ostrzec, że Stefan może zrobić coś nieobliczalnego. W więzieniu stwierdzono u niego schizofrenię paronoidalną. Brał leki, przebywał w izolatce jako niebezpieczny więzień. Mówił, że słyszy głosy, że widzi wychodzące z telewizora głowy.
Choć przyznaje, że bardzo trudne było “doniesienie” na własne dziecko, zrobiła to, bo chciała, by jej syn po wyjściu na wolność był pod stałą obserwacją. Jednak policja zgłosiła tylko jej wątpliwości do zakładu karnego.
Czy to moja wina?
Dziś pyta: “Czy to moja wina? Nasza?”. Pani Jolanta przyznaje, że po 6 latach pozbawienia wolności (Stefan W. odsiadywał wyrok za napady na banki), jej syn wrócił inny. Nie chciał nawet przyjść na jej ślub. Dzień przed zabójstwem pani Jolanta zawarła związek cywilny, wcześniej, 26 grudnia, miała ślub kościelny, na którym syn także się nie pojawił (ojciec Stefana W. zginął 12 lat temu).
Alienował się, najczęściej spędzał czas w domu, a jeśli wychodził, nikogo nie informował dokąd idzie. “Rozumiałam, że się wstydzi. Widziałam, że czuje się zagubiony” – tak odpowiada na pytanie o przyczyny jego nieobecności na ślubie.
Urodziłam syna, który zabił
“Ja cały czas myślę, że mi się to śni. Że zaraz się obudzę i wszystko wróci do normy” – przyznaje. Jak mówi, jako matka nadal go kocha, ale rozpacza, bo wie, że zrobił coś strasznego.
“Urodziłam syna, który zabił człowieka, i muszę z tym żyć. Ale nigdy się go nie wyrzeknę. Będę z tym cierpieniem już do końca życia, choć syna straciłam na zawsze. Na wolności najpewniej już go nie zobaczę” – mówi, płacząc.
“Wszyscy się boimy, że zostaniemy ukarani za Stefana” – powiedziała pani Jolanta, dodając, że jej dzieci wyprowadziły się z mieszkania, bo ciągle nachodzili ich dziennikarze, córka rozważa zmianę nazwiska i wyprowadzkę do innego miasta, a ona sama, choć chciała mieć dwuczłonowe nazwisko, zdecydowała, że będzie używać tylko tego po drugim mężu.
Proszę o wybaczenie
Przyznaje, że ciągle myśli o rodzinie prezydenta Adamowicza. Mówi, że rozumie, co przeżywają, bo sama doświadczyła tragicznej śmierci męża.
“Tak bardzo bym chciała prosić żonę, dzieci, rodziców oraz brata pana prezydenta o wybaczenie, ale wiem, że proszę o dużo i być może będę musiała na to długo poczekać. (…) Bardzo państwa przepraszam. Bardzo przepraszam za moje dziecko (szlocha). Proszę was o wybaczenie. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Przepraszam wszystkich” – wyznaje pani Jolanta.
Czytaj także:
Paweł Adamowicz nie żyje. Modlitwa za duszę zmarłego
Czytaj także:
Nie dajmy się napuszczać na siebie. Panujmy nad językiem!
Czytaj także:
Wiceprezydent u matki Stefana W. „Oni też przeżywają swój dramat”