Obok maleńkiego Jezusa i kołyszącej Go Maryi będzie stał on. Gotowy, by interweniować. Ostro i bez zbędnych skupów. Zdecydowanie. Po męsku.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W taki dzień jak dziś nie sposób nie napisać kilku słów także i o nim. Najbardziej milczącej postaci z kart Nowego Testamentu. Czuwającym nad brzemienną małżonką. Opiekującym się nowo narodzonym maleńkim Jezusem. Tym, którego głos jest nam tak obcy. Nieznany. Okazuje się jednak, że nie dla każdego. Są bowiem tacy, którzy usłyszeli głos świętego Józefa. I to głośno i wyraźnie.
Borysław. Godzinka jazdy samochodem na południowy zachód ze Lwowa. Kilkudziesięciotysięczne miasto ukraińskiego pogórza. Nieopodal dzisiejszej granicy z Polską. Jest rok 1930. Noc. Przy lokalnej parafii nie palą się już żadne światła. Wszyscy śpią. Pozamykane okiennice niewielkiego mieszkania na plebanii. Pogaszone lampiony. Cisza.
Wtem tę głuchą ciszę przerywa natarczywe pukanie. Wręcz walenie w okiennice. Kilkukrotne. Silne i głośne. Tak, aby przebudzić śpiącego wikarego.
“Proszę zaraz iść do chorego, który dogorywa w bloku przy ul. Sobieskiego nr 50 na drugim piętrze!” – słyszy niczym przez sen ksiądz Adam Sikora.
I tylko pustka i cisza
W pierwszej chwili wydaje mu się, że to tylko sen. Kto by budził go o takiej godzinie? Ale z drugiej strony… Przecież śmierć nie wybiera. Może faktycznie ktoś potrzebuje ostatniej posługi? Ksiądz wstaje więc i ubrawszy się, udaje się do drzwi. Otwiera. Zimny zew wiatru wytrąca mu klamkę z dłoni. Nie ma nikogo. Przenikliwa pustka. I ciemność.
– Dziwne… – szepcze do siebie.
Kładzie się na nowo spać. Nie pośpi jednak długo. Nie minie bowiem kilka minut, jak znów usłyszy to samo pukanie. Jednakowo natarczywe jak to poprzednie. „Kto wie? Może to Ukraińcy chcą mnie wypłoszyć przed ganek, aby tam następnie zamordować?” – po ostatnich nerwowych ruchach między Polakami a Ukraińcami taka myśl pojawia się w głowie księdza Adama zupełnie mimowolnie.
Przełamuje jednak strach i raz jeszcze wychodzi na spowity w nocnym mroku ganek. Nadal nikogo. Cisza. Wikary uważnie rozgląda się po podwórzu. Nikogo nie ma. Pustka. I tylko odgłos wiatru odbijającego się o strop chaty.
Kładzie się na nowo do łóżka. Tym razem już w ubraniu. Tak będzie bezpieczniej. Dzieje się przecież coś dziwnego. Lepiej być w gotowości. Jak tu jednak usnąć w takim stanie?
Rozkaz
Nie zdąży ponownie zasnąć, jak znów usłyszy hałas. Tym razem już nie pukania w okiennice. To odgłos stóp po podłodze! Przechyli głowę, by zobaczyć zbliżającego się doń mężczyznę. „Jak to?! Przecież na pewno ryglował drzwi! Sprawdzał to kilka razy! Jak tu mógł nie ktokolwiek dostać?”. Nie zdąży zadać pytania, gdy nie znoszący sprzeciwu głos odezwie się pierwszy:
“Natychmiast idź pod wskazany adres, bo ten człowiek umiera!” – wykrzykuje starszy wiekiem brodaty mężczyzna i ściskając wikarego za rękę, zrzuca go z łóżka.
Tego było już za wiele. Spanikowany ksiądz biegnie w te pędy do kościoła. Chwyta Najświętszy Sakrament, zabiera święte oleje i jak najszybciej biegnie na ul. Sobieskiego pod wskazany numer 50. Pilnujący kamienicy stróż jest jednak zdziwiony nadejściem kapłana.
– Nic mi nie wiadomo, aby tu ktoś chorował i wzywał w nocy księdza… – odpowiada ospałym głosem.
– Ktoś mnie trzykrotnie wybudzał, nakazując przyjść pod Sobieskiego 50. Na drugie piętro – wydusza z siebie zmęczony pośpiechem ksiądz Adam.
– A… No tak… Faktycznie. Na dwójce mieszka pewien schorowany lekarz – przypomina sobie nagle stróż. – Ale on przecież niewierzący. Nie wiem, czy by sobie życzył wzywać kapłana do ostatniej posługi.
Obraz i obietnica
– Kto księdza tu sprowadza o takiej porze? – drzwi do mieszkania otwiera starsza kobieta. – Przecież ani mąż ani ja nie prosiliśmy. Oboje jesteśmy niewierzący. Zbyteczna fatyga księdza…
– Szanowna pani – ksiądz łatwo nie odpuszcza. Nazbyt dobrze słyszał ten głos. Nazbyt wyraźnie widział tę postać. – Był u mnie ktoś. Tej nocy. I trzykrotnie wzywał pod ten konkretny adres. Proszę mnie wpuścić. Nalegam.
Zaskoczona odpowiedzią żona chorego lekarza pozwala ostatecznie wejść księdzu do męża. Ten jest nie mniej zaskoczony wizytą. Po krótkich wyjaśnieniach wikarego, lekarz popada w zadumę. Po chwili prosi małżonkę, aby ta przyniosła wiszący w przedpokoju obraz.
– To ten człowiek pana wybudził? – zapytuje księdza Adama, gdy żona przynosi portret świętego Józefa.
– Tak – odpowiada coraz bardziej przejęty ksiądz Adam, widząc znaną mu z tradycji twarz świętego Józefa. – Ten sam.
– No to wszystko już jasne… – wzrusza się lekarz.
– To znaczy? Szanowny panie, jak to „wszystko już jasne”?
– Dostałem ten obraz od umierającej mamy. Wraz z przepisaną na kartce modlitwą do świętego Józefa. Modlitwą o szczęśliwą śmierć. Poprosiła mnie, abym odmawiał te modlitwę do końca życia. I chociaż straciłem wiarę w Boga, to przez posłuszeństwo i słowo dane mamie, machinalnie ją odmawiałem. Teraz już wiem, dlaczego… Proszę księdza…
– Tak, słucham… – ksiądz Adam nadal nie może wyjść z szoku. To wszystko było nad wyraz niezwykłe.
– Proszę wysłuchać mojej spowiedzi i pojednać mnie z Bogiem.
Przerwa w milczeniu
Po spowiedzi lekarz przyjmie jeszcze Komunię Świętą oraz udzielone mu przez wikarego namaszczenie świętym olejem. Dziękując młodemu kapłanowi, że pomimo nocy pofatygował się do niego. Ksiądz Adam nie zdąży jednak dojść do windy, jak z mieszkania raz jeszcze wybiegnie żona. Tym razem z płaczem i rozpaczą w oczach.
– Księże, mój mąż kona!
Wikary zawróci więc i pomodli się za konającego. Za kilka dni odprawi też zmarłemu lekarzowi na prośbę jego żony katolicki pogrzeb. Dobrze wiedząc w duchu, że wszystko to zawdzięcza on pewnemu niezwykłemu świętemu. Patronowi dobrej śmierci. Patronowi męstwa. I ciszy, którą przerwał tylko raz, by wypowiedzieć to jedno zdanie. Wręcz rozkaz. Aby wikary jak najszybciej pobiegł do umierającego. Ten głos ksiądz Adam zapamięta do końca życia, opowiadając przeżytą historię kolejnym słuchaczom.
Warto o tym przenikliwym milczeniu i mówieniu krótko i dosadnie pamiętać, gdy będziemy się modlić przy żłóbku. Gdy obok maleńkiego Jezusa i kołyszącej Go Maryi będzie stał on. Gotowy, by interweniować. Ostro i bez zbędnych skupów. Zdecydowanie. Po męsku.
Opisana historia pochodzi ze zbioru świadectw zgromadzonych w Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu i jest autorstwa o. Dominika Buszty.
Czytaj także:
Betlejemska historia alternatywna: Udało się! Znaleźli miejsce!
Czytaj także:
Bożonarodzeniowe szopki z całego świata. Zobacz najpiękniejsze! [galeria]
Czytaj także:
Anna – „łaska Boża”, Krystyna – „chrześcijanka”. 10 imion, w których zakodowana jest modlitwa