Boże Narodzenie jest o tym, że bierze nas za rękę małe dziecko i mówi: choć, pokażę ci na nowo twoje własne serce.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zbyt skomplikowani
Jako dorośli bywamy oschli i nie mamy czasu. Boli nas głowa, ćmi w kręgosłupie, tracimy wspomnienia równie szybko jak marzenia, zajadamy stresy, utrzymując fasadę świetnego radzenia sobie ze wszystkim. Czasem wymagamy, by dzieci stawały się podobne do nas. Zawsze przygotowane i poukładane. A Boże Narodzenie jest o tym, że bierze nas za rękę małe dziecko i mówi: choć, pokażę ci na nowo twoje własne serce.
Znajomy zamieścił przed świętami zdjęcie pracy swojej 10-letniej córki, które przedstawiało kartę z poradnika. Rozdział nosił tytuł: „Jak zrozumieć dorosłych”. Dalej czytamy: „trzeba być wyrozumiałym”, „potrzebna jest cierpliwość”. „Dużo z nimi rozmawiać”. „Próbować zrozumieć”. „Pomagać im”.
Z dziecięcej perspektywy dorosły jest zbyt skomplikowany, zamknięty w swoim świecie i dlatego niekoniecznie szczęśliwy. Potrzebuje pomocy, potrzebuje mentora, mądrego terapeuty – i tu dziecko proponuje siebie w tej roli. Cierpliwa rozmowa w dużej ilości, wsparta pozytywnym nastawieniem i wytrwałością, może dać jakieś efekty. Zaprosić do bycia szczęśliwym i bliskości.
Najważniejsze sprawy
Plakat 10-letniej Julii opowiedział mi o drodze, jaką musi pokonać dorosły, by odnaleźć i przypomnieć sobie najważniejsze w życiu sprawy, o których dzieci wiedzą intuicyjnie. To droga od wszystkich rzeczy, które „się powinno” i „trzeba” – do własnego serca.
Droga od „dorosłego”, który żyje w trybie napiętego kalendarza, ambitnych celów, wyzwań i kłopotów, do „dziecka”, które ze wszystkich chwil najlepiej rozumie teraźniejszość. Choć przecież także ma marzenia i od najwcześniejszych chwil kolekcjonuje wspomnienia – te dobre i niestety także te złe. Wspierające i niszczące. Słyszy „kocham cię” albo „jesteś do niczego”. W swojej niewinności i podatności na doświadczanie – dowiaduje się, że życie jest piękne albo straszne.
Jako niemowlę
I o tym jest Boże Narodzenie. Jezus, którego tak wielu chciałoby widzieć w dorosłych rolach ministra, intronizowanego króla czy sędziego („teraz w końcu wszystkim pokaże, jak wygląda sprawiedliwość”) – przychodzi jako niemowlę. Potrzebuje, by go nakarmić, przytulić i zmienić pieluszkę. Przychodzi z łagodnością, jaką widać w pomysłach Julki. By nas zrozumieć, cierpliwie i dużo z nami rozmawiać, a jednocześnie nie po to, by nas zostawić w naszym skomplikowanym i smutnym świecie, z którego dawno zniknęły kolory. By wyciągnąć nas z mylnych przekonań o byciu dorosłym, które często utkane są z popiołu rozczarowania, zawiedzionego zaufania i goryczy.
Jakie jest dziecko? Zachwyca się tym, jak krople deszczu wpadają do kałuży. Dostrzega mrówkę, która niesie źdźbło trawy. Kiedy jest smutne, płacze, a kiedy się cieszy, podskakuje z radości. Wymyśla niezwykłe historie z pięknymi zakończeniami. Wierzy w to, że wszystko jest możliwe. Łapie rodzica za rękę, gdy się lęka. Prosi o zapalenie światła, gdy jest ciemno. I prosi o pomoc, gdy nie jest w stanie wnieść po schodach naręcza zaprzyjaźnionych zabawek. Ufnie zasypia wtulone w policzek mamy lub taty, by jutro zacząć nowy dzień.
Skacz i turlaj się po śniegu!
Mogło się w naszym życiu wydarzyć wiele spraw, które sprawiły, że to małe i ufne dziecko w nas zamknęliśmy w schowku pod schodami i nasze serce go nie widuje. Może gdy byliśmy mali, dorośli nie mieli czasu na nasze pytania. Może zapominali, że potrzebujemy się przytulić albo zawstydzali, gdy się baliśmy. Może krzyczeli i działali gwałtownie. I zapamiętaliśmy, że wszystkie delikatne, kruche i czujące części siebie trzeba ukryć bardzo głęboko. Tak głęboko, by odciąć od siebie ból zranienia.
Jezus przychodzi, by nas z tym małym dzieckiem w nas samych także spotkać. Zwłaszcza, jeśli ono płacze, czuje strach albo osamotnienie, bo tyle w życiu przeszło. Przychodzi go dotknąć i przywrócić mu zdolność skakania na jednej nodze i turlania się po śniegu. Przychodzi i prosi, by powierzyć Mu ciężar dorosłych spraw, które na ten moment wydają się nie do rozwiązania. Ocalić to, co w nas wrażliwe. By pomóc nam odnaleźć własne serce, które potrzebuje miłości i potrafi obdarzać nią innych. Przychodzi, byśmy dali sobie prawo stać się podobnymi do Niego także w tym, że On stał się dzieckiem.
Czytaj także:
Boże Narodzenie, czyli pęknięcie nieba. Ks. Tischner na święta
Czytaj także:
Twoje wewnętrzne dziecko: dbaj o nie, to ważne! Jak to zrobić?
Czytaj także:
Twoje życie jest ważne. O tym jest Boże Narodzenie