Trudno wyobrazić sobie polskie święta bez „Kevina samego w domu”. Jednak choć jest to amerykański film, to tamtejsza popkultura od ponad stu lat zna dzieło znacznie słynniejsze, które już dawno wrosło w świąteczny folklor za oceanem. Chodzi o odpowiedź na list, jaki wysłała do redakcji popularnego dziennika dziewięcioletnia dziewczynka.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Choć „Kevin sam w domu” od ponad dwudziestu lat prawie rokrocznie emitowany jest w telewizji i wszyscy ten film widzieli, wiele osób nie wyobraża sobie nie obejrzeć go ponownie w świąteczny wieczór. Gdy kilka lat temu telewizja Polsat uznała, że tym razem „Kevina” na święta nie będzie, bo ile przecież można, oburzeni fani masowo domagali się przywrócenia słynnej komedii. Święta bez Kevina? I co, może jeszcze bez karpia i choinki?
List Virginii do “The Sun”
W USA podobną popularnością cieszy się pewien list do redakcji gazety “The Sun”, napisany przez dziewięcioletnią Virginię w 1897 roku. Dziewczynka skarżyła się w nim na znajomych, którzy uważali, że św. Mikołaj nie istnieje. Postanowiła więc napisać do popularnego dziennika, pytając, jak to w końcu jest naprawdę. Co prawda listy do gazet od małych dziewczynek nie są codziennością, jednak stanowią co najwyżej drobną ciekawostkę. Jak to się więc stało, że akurat ten jest rokrocznie drukowany w mediach, pojawił się w filmach i piosenkach oraz wszedł do amerykańskiego folkloru co najmniej tak bardzo jak Kevin do polskich domów?
Przyczyny należy szukać w odpowiedzi, której udzielił redaktor Francis Church. Zdaniem wielu specjalistów od mediów spisał się doskonale, a jego tekst znany jako „Yes, Virginia, there is a Santa Claus!” jest pokazywany młodym adeptom dziennikarstwa jako wzorcowy w swoim gatunku. Autor miał wbrew pozorom trudne zadanie: nie bardzo wypadało ordynarnie uciąć dziecięce marzenia, zaś ich potwierdzanie sprawiłoby, że dorosły czytelnik mógłby zacząć odbierać autora jako osobę niepoważną. Co więc zrobił Church? Podszedł do sprawy iście filozoficznie.
Metafizyczny traktat o Mikołaju
Autor, choć odpowiadał dziecku, zwrócił się tak naprawdę do dorosłego czytelnika, a Mikołaja potraktował jako symbol marzeń, w które czasami warto wierzyć, choć nie mamy na ich istnienie dowodów. W drugim akapicie pokazuje, że na tle wielkiego Wszechświata umysły dorosłego człowieka, dziecka czy nawet mrówki są tak samo malutkie. W trzecim, który zaczyna właśnie słynna fraza „Yes, Virginia…” mówi, iż Mikołaj istnieje na takiej samej zasadzie, jak istnieje miłość czy wiara, i że jest on duchem dzieciństwa. Powiedzieć, że nie ma Mikołaja – to jak powiedzieć, że nie ma samej Virginii. W końcu przedstawia swoiste rozumowanie, że nawet gdyby tata Virginii obstawił swoimi ludźmi wszystkie kominy na świecie i ci nie złapaliby Mikołaja, to ciągle nie jest to dowód, że Mikołaj nie istnieje. Po prostu, jego istnienie nie jest udowodnione, co nie oznacza, że nie wolno w niego wierzyć.
“Yes, Virginia…”
Ważna jest również forma – „Yes, Virginia…” to chwytające za serce arcydzieło retoryki, absolutna maestria publicystycznego warsztatu. Church w niecałych 500 wyrazach przeszedł od trywialnego problemu małego dziecka do poważnych kwestii metafizycznych – choć zazwyczaj takie próby kończą się kiczowatym komunałem, tutaj wyszło to znakomicie. Dowodem niech będzie to, że obecnie w języku angielskim zwrot „Yes, Virginia…” jest idiomem stosowanym w potocznych sytuacjach, gdy chcemy komuś podkreślić, że coś naprawdę się wydarzyło.
Choć tekst doczekał się tłumaczenia na ponad 20 języków, ciągle nie ma wersji polskiej. Tu znajdziemy list Virginii i odpowiedź „The Sun” w angielskim oryginale: Kliknij tutaj.
Czytaj także:
5 dowcipów o mikołaju i dzieciach. Poprawa humoru gwarantowana!
Czytaj także:
Św. Mikołaj (ten prawdziwy) mówi nam o wiele więcej niż tylko o prezentach
Czytaj także:
Gdzie jest prawdziwy grób św. Mikołaja?