Bardziej czuję się gospodynią świata, do którego zapraszam widzów, niż reżyserem, który ten świat kreuje – mówiła w rozmowie z Aleteia.pl Katarzyna Dąbkowska-Kułacz, reżyserka i scenarzystka poruszającego filmu dokumentalnego „Niebo bez gwiazd”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Film opowiada historię Roberta Zarzeckiego – masażysty, który wskutek genetycznych chorób oczu (retinopatii barwnikowej i zwyrodnienia plamki żółtej) niemal całkowicie stracił już wzrok. Korzystając z tego, że pozostało mu jeszcze kilka procent widzenia, chce nauczyć swojego kilkuletniego syna Gabrysia ważnych męskich umiejętności, które przydadzą mu się w dorosłym życiu. Gabryś z kolei zaczyna być dla swojego ojca przewodnikiem, jego oczami.
A. Gałka-Reczko: Wyznałaś, że pomysł na zrobienie „Nieba bez gwiazd” zrodził się, gdy w trakcie rejsu dla żeglarzy z dysfunkcją wzroku zmywałaś z Robertem naczynia podczas wachty. Od kiedy stanie przy zlewie jest tak inspirujące?
K. Dąbkowska-Kułacz*: Najlepsze pomysły przynosi rzeczywistość i spontaniczne sytuacje, które zaczynam obserwować. Mam wyczulone oko i ucho na sytuacje, na ludzi i wyłapuję smaczki życiowe. Myślę, że to jest właśnie esencją filmów dokumentalnych. Na rejsie byłam zafascynowana tym, że spotkałam tak fajnego, optymistycznego i wszechstronnie aktywnego człowieka. Jego sposób myślenia, ale i życia był bardzo inspirujący i pomyślałam, że może być to ciekawe nie tylko dla mnie.
Robert – bohater Twojego filmu – przyznał, że zgodził się na udział w tym dokumencie tylko przez wzgląd na Ciebie. Da się tak łączyć robienie filmów z przyjaźnią? Nie jest to ryzykowne?
Myślę, że nie ma reguły. Kilka lat temu robiłam film pt. „Między światami” o misjonarzu, który pracuje na misji w Arktyce z Eskimosami. Pojechałam do ks. Daniela w ogóle go nie znając. Spędziłam z nim miesiąc i nasze relacje wtedy się dopiero zbudowały. Z Robertem jest tak, jak chyba w każdym przypadku – najważniejsze jest zaufanie. Z tego zaufania wynika współpraca. Ja też musiałam mu zaufać. Że się nie wycofa, że będzie autentyczny i że dopuści mnie do różnych, czasem może trudnych dla niego sytuacji. Jestem bardzo wdzięczna bohaterom filmu, że podzielili się z nami swoją prywatnością. Są dokumentaliści, którzy bazują na tym, aby człowieka postawić w sytuacjach, które będą dwuznaczne i przez to emocjonalnie ciekawe. Ja takich sytuacji także w życiu nie lubię. Uważam, że są nieuczciwe. Robert od razu by to wyczuł, a ja czułabym się bardzo nie fair wobec niego. Ale masz rację. Łączenie życia zawodowego z przyjaźnią to jest cienki grunt. Mogę to nawet obserwować z innej strony: kiedy mój mąż komponuje muzykę (red.: Hubert Kułacz – autor muzyki do filmu „Niebo bez gwiazd”). Wiadomo, że przyjaźnię się z moim mężem, ale też czasami pojawia się i trudny czas, kiedy docieramy się w kwestiach wizji artystycznych.
Film o relacji ojca i syna
Powstawały już filmy o niewidomych, motyw miłości ojca i syna też jest dość wyeksploatowany. Co takiego wyjątkowego było w Robercie i Gabrysiu, że stwierdziłaś, że warto podjąć ten wątek po raz kolejny w kinematografii?
Gdy zobaczyłam ich razem, zafascynowała mnie ich więź. Moim głównym założeniem było to, by film opowiadał o relacji ojcowsko-synowskiej w kontekście choroby, dzięki której ich relacja jest właśnie tak czuła, bliska i niezwykle piękna. Wiem, że to się wpisuje w chrześcijańską wizję, ale tak – chciałam, żeby tak było. Bardzo nie chciałam robić filmu o tym jak, „mimo że” jest ciężko, ktoś stara się normalnie funkcjonować. Chciałam pokazać, jak ktoś „dzięki temu” co go trudnego spotkało, potrafi doceniać życie, cieszyć się nim, kochać i być kochanym. Rodzina bohatera jest szczęśliwa nie dlatego, że nie ma problemów, ale dlatego, że potrafi przez nie wspólnie przechodzić, widząc nowe perspektywy na coś nowego, dobrego, tam, gdzie inni widzą tylko przeszkody.
Po obejrzeniu „Nieba bez gwiazd” mam taką refleksję, że należałoby dodać do filmoznawstwa kolejny gatunek – komedia dokumentalna. Czy robiąc film o niewidomym ojcu i jego synu (temat idealny na wyciskacz łez), spodziewałaś się, że będzie tak zabawnie?
Miałam nadzieję, że film będzie pokazywał prawdę o bohaterach, bo Robert jest najbardziej optymistyczną osobą, jaką znam i można się od niego uczyć tego, jak żyć w sposób wartościowy i pełen pasji – szczególnie wtedy, gdy o wiele łatwiej byłoby się poddać. Jednakże pomysłodawcą najśmieszniejszych scen jest Gabryś, który jest bardzo niezwykłym dzieckiem, z jednej strony z ogromną fantazją, z drugiej – z dojrzałością wykraczającą ponad jego wiek. To jest na pewno zasługa Basi i Roberta, dzięki którym ich syn ma niezwykłą wyobraźnię dziecka analogowego, nie cyfrowego. Myślę, że to czyni go wyjątkowym człowiekiem w dzisiejszych czasach. Muszę dodać, że i moja ekipa filmowa tworzyła wspaniałą atmosferę. Jestem wdzięczna i kierowniczce produkcji: Ewie Żukowskiej i operatorowi: Grzegorzowi Hartfielowi, i dźwiękowcowi: Kajetanowi Zakrzewskiemu, i montażyście: Pawłowi Sławkowi. O, tak. Bardzo chciałabym tu podkreślić rolę montażysty, bo to jest taka postać, która nie uczestniczy w zdjęciach, nigdy nie poznała bohatera, a jednak Paweł Sławek idealnie uchwycił energię tego świata. Cieszę się także, że producenci (Telewizja Polska oraz Krzysztof Lang) dali mi taką otwartość i wolność twórczą, podkreślając, że to ma być przede wszystkim film o miłości.
Widzowie chwalą zdjęcia do tego filmu. Nie jest Ci żal, że Robert ich nie zobaczy?
Cały czas traktuję Roberta jako osobę widzącą. Myślę, że on przede wszystkim skupia się na tym, co widzi, co może robić, co jest wartością a nie brakiem. Dzięki takiemu podejściu jego szklanka jest zawsze pełna. I to nie do połowy, ale po sam brzeg. Może nabieram się na to, ale ja mam poczucie, że Robert widzi.
Wydaje Ci się, że jednak ściemnia z tym niewidzeniem?
Nie, ale potrafi tak dobrze odczuwać różnymi zmysłami. Nigdy nie podkreśla tego niewidzenia, więc ja czasami zapominam o tym. Wielokrotnie były takie sytuacje, że ja zapominałam, że on czegoś może nie zrobić, bo po prostu czegoś nie zobaczy.
Dziecięcy widz jest zawsze szczery
Obserwując reakcje widowni na premierze, można było odczuć, że film został przyjęty dobrze przez tych najostrzejszych krytyków – dzieci. „Dokument dla dzieci” – samo to sformułowanie brzmi osobliwie.
Nie spodziewałam się, że na premierze w Kinie Kultura będzie tylu młodych widzów i ich żywiołowe reakcje były cudowne! Faktycznie jest to najlepszy test na jakąkolwiek dziedzinę sztuki, bo dziecięcy widz jest zawsze szczery.
Każdy film reżysera zmienia i uczy. I nie mówię tutaj o doświadczeniu czysto technicznym. Spośród wszystkich filmów, które zrobiłaś, „Niebo bez gwiazd” na których strunach zagrało najbardziej?
Chyba Alfred Hitchcock powiedział, że „w filmie fabularnym reżyser jest bogiem, a w filmie dokumentalnym Bóg jest reżyserem”. Mam ogromną wdzięczność, że Bóg pozwolił mi być przy takich sytuacjach i w takich chwilach, które mogły się wydarzyć w czasie zdjęć do filmu. Od samego początku tego projektu zawierzałam Bogu, żeby On tym prowadził, żeby się tylko mną posługiwał w najlepszy sposób i pewnie w wielu sytuacjach Duch Święty dawał mi siłę, żeby wytrwać w wielu zwątpieniach i bezradności, której doświadczałam w tym kilkuletnim etapie produkcji. Film ten uczył mnie wdzięczności za to, że czasem to dobrze, że coś nie jest po naszej myśli, bo ostatecznie okazuje się, że ludzki opór bardzo ogranicza widzenie i dostrzeżenie nowych, lepszych scenariuszy rzeczywistości niż te tworzone przez nas. W reżyserii dokumentu chodzi o to, żeby nie przeszkadzać bohaterom, nie narzucać im czegoś pozornie atrakcyjnego dla filmu, a tak naprawdę dla nich nienaturalnego. Bardziej czuję się gospodynią świata, do którego zapraszam widzów, niż reżyserem, który ten świat kreuje. Bóg pozwolił nam doświadczyć wielu momentów, kiedy Robert i Gabryś obdarzyli nas zaufaniem i dzielili się z nami swoją wrażliwością, wyobraźnią, ale i słabościami. To jest cudowne, kiedy ta rzeczywistość, którą się obserwuje za kamerą, otwiera się, uchyla rąbka swojej tajemnicy, pozwala zajrzeć pod powierzchnię i zobaczyć coś intymnego, ale i wartego podzielenia się tym ze światem.
*Katarzyna Dąbkowska-Kułacz – reżyser. Ukończyła reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji im. K. Kieślowskiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz filmoznawstwo na Uniwersytecie Łódzkim.
Czytaj także:
Litza: Bałem się kolejnego dziecka, przeprowadzek, następnego miesiąca [wywiad]
Czytaj także:
Jesteś tatą? Zacznij okradać innych ojców!
Czytaj także:
Jeśli kiedyś stracę wzrok, wezmę białą laskę i będę mocny