Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Kochana Pani! Gdybym mogła zebrać wszystkie błyszczące gwiazdeczki z nieba i przesłać je wraz z uśmiechami, nie byłoby to wystarczające jako podziękowania za opiekę” – pisała do niej jedna z więźniarek.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jedna z ulic w Lublinie nazwana jest imieniem Antoniny Grygowej. Nie każdy jednak wie, kim była ta wyjątkowa kobieta. W ostatnim czasie jej rodzina przekazała w ręce Państwowego Muzeum na Majdanku zbiór ponad 200 grypsów, wymienianych przez lata okupacji niemieckiej z więźniami obozu na Majdanku.
Na niezadrukowanych brzegach gazet, karteluszkach z notesu, strzępkach papieru pakowego czy bibułek papierosowych więźniowie wyrażali swoją wdzięczność za heroiczną pomoc ich dobrodziejki, która oprócz ubrań, leków i żywności przekazywała im potajemnie w listach współczucie, troskę i wsparcie.
Antonina Grygowa. Mateczka z Majdanka
Wraz z mężem i córkami prowadziła w Lublinie piekarnię. Podczas okupacji niemieckiej z narażeniem własnego życia niosła pomoc osobom osadzonym w obozie i więzieniu na zamku. We wspomnieniach rodziny zapisała się jako „niosąca nieustanną pomoc i poświęcenie dla wszystkich, którzy tej pomocy w sensie materialnym i moralnym potrzebowali”.
Jedna z byłych więźniarek Majdanka, Danuta Brzosko-Mędryk, opowiadała później, że Antonina wychodziła na ulicę i proponowała potrzebującym jedzenie, lokum, a nawet pieniądze, o które tak ciężko było w tamtym okresie.
W listach więźniowie zwracali się do niej jak do bardzo bliskiej osoby, mimo że niewielu z nich poznało ją osobiście. Świadomość, iż za drutami ktoś nad nimi czuwa, była dla nich niezwykle budująca, czego dowodem są ciepłe zwroty do adresatki: „Mateczko”; „Łaskawa Pani Antonino!”; „Przezacna Pani, moja dobrodziejko i wierna orędowniczko!”; „Kochana Opiekunko!”; „Droga Ciociu Antonino!”; „Czcigodna i dobra Pani”. W grypsach więźniowie piszą o tym, jak wielkie ma dla nich znaczenie fakt, że ktoś o nich myśli, dba i dodaje otuchy.
W paczkach Antonina przemycała również przybory do pisania, papier i ołówek. Dzięki temu ich odbiorcy mogli przekazać na zewnątrz informacje o sytuacji w KL Lublin, stanie zdrowia czy potrzebnych produktach. Grypsy z konieczności zazwyczaj były krótkie, ograniczone do podstawowych treści. Niekiedy jednak nielicznym udawało się przesłać dłuższe listy.
Czytaj także:
Kapelan niemieckich żołnierzy, którego bali się… naziści
“Pani serca na stałe ujarzmia”
Dr Henryk Wieliczański, pracujący jako lekarz w rewirze obozowym, opisywał z dużą wnikliwością otaczającą go rzeczywistość, np. o przybywaniu nowych transportów z więźniami czy o współwięźniach znajdujących się w pilnej potrzebie. W listach, tak jak i inni uwięzieni, podpisywał się jedynie imieniem, na wypadek przechwycenia grypsów przez władze obozowe.
W liście z 14 grudnia 1943 r. czytamy: „Droga Pani Antonino! Przedwczoraj przybyło do nas ponad 1000 chorych z Sachsenhausen (spod Berlina). Są to przeważnie Niemcy, Rosjanie, Kroaci itp. Polaków jest minimalna ilość. Są to nieomal wszystko gruźlicy. Wczoraj przybył transport z Oświęcimia: 66 kobiet i 100 mężczyzn, między nimi także i Żydzi. […] Wczoraj dostałem paczkę znakomitą. Już nawet nie dziękuję za tyle pamięci i oddania. Idą święta – smutne i ciężkie będą, serca pełne niepokoju, tu – nasze serca o Was zatroskane, a Wasze – wiemy – wiemy, co w sercach naszych sióstr i braci się dzieje. Każdy sercem i myślą będzie przy wspólnym stole wigilijnym, na straży porozdzielanych ciał naszych stoją kruki i wrony. Ale nie rozdzielą nas wszystkich. Jakżeż smutno na samo wspomnienie zeszłorocznych świąt, a cóż dopiero nadchodzących”.
W innym grypsie zaś dr Wilczyński wyraża ogromną wdzięczność za pomoc.
Droga Pani Antonino!
Piszę na kartce z bloczku Sławka, bo już nam papieru zbrakło. Za dzisiejsze listy w imieniu kolegów i swoim bardzo dziękuję. Pisze Pani słów kilka o sobie, że już piąty rok pracuje Pani, narażając się stale. Takiej osobie, jak Pani chyba włos z głowy spaść nie może, bo jeśli już w Boga wierzymy, to nie wątpić musimy, że w opiece Opatrzności znaleźć się muszą nade wszystko tacy ludzie, jak Pani, Droga nam wszystkim. (…) Tem, co Pani dla mnie – i dla nas w ogóle robi – wdzięczność to słabe słowo, tem Pani serca na stałe ujarzmia. (…) Łączę dla Drogich Pań serdeczne pozdrowienia. Oddany Zygmunt.
Czytaj także:
Uciekł z Auschwitz dzięki Polakowi. O tej historii mówi się w USA
Anioł w mrocznych czasach
Antonina Grygowa pomagała również więźniom obozów koncentracyjnych i jenieckich w Rzeszy. Ponadto niosła pomoc żydowskim dzieciom: ocaliła i ukrywała Lusię Hufnagel i Czesię Mamet, a także przez sześć miesięcy niemowlę urodzone przez więźniarkę Zamku Lubelskiego. Pod koniec okupacji razem ze swoją rodziną i mieszkańcami Lublina założyła tymczasowy szpital i jadłodajnię dla żołnierzy, uchodźców i więźniów wracających z obozów.
Kochana Pani!
Gdybym mogła zebrać wszystkie błyszczące gwiazdeczki z nieba i przesłać je wraz z uśmiechami, nie byłoby to wystarczające jako podziękowania za opiekę. Pani Antonino! Czy Pani wie, co czuje młoda dziewczyna w naszych warunkach, gdy ma świadomość czyjejś opieki? I właśnie myśli o mnie nie tylko Mama, a ktoś nieznajomy, a bliski i kochany. Myślę o Pani zawsze najserdeczniej i w modlitwach moich codziennych proszę o dużo jasnych chwil w Pani życiu. (…)
Całuję Pani drogie ręce
Kuca.
Antonina Grygowa po wojnie przechowywała wszystkie grypsy. Po latach pytana o to, czy któryś z nich ma dla niej szczególne znaczenie, mówiła: „Wszystkie, bo ja teraz bardzo często choruję, więc biorę te grypsy i czytam i jestem bardzo szczęśliwa, że ja mogłam to robić, co ja robiłam”. Zmarła w 1980 r.
Dzięki grypsom przekazanym Państwowemu Muzeum na Majdanku przez wnuka Antoniny Grygowej, pamięć o niej ożyła na nowo i będzie na zawsze częścią historii więźniów KL Lublin, jak i wielu innych ofiar okupacji niemieckiej. A jest to historia o wielkiej, ale skromnej kobiecie, niestrudzenie walczącej ze złem tamtego czasu.
Czytaj także:
Mała Polka, która zakpiła z Hitlera