Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Chiara Amirante to włoska działaczka społeczna, liderka wspólnoty pomagającej ludziom z marginesu społecznego. Nam opowiada o zranieniach ludzi, których spotyka na ulicy, a także o tym, jak sama doznała cudu – lekarze mówili, że wkrótce straci wzrok, a tymczasem Chiara widzi!
Jak to wszystko się zaczęło?
Chiara Amirante: Zawsze szukałam czegoś, co mogło nadać głębszy sens mojemu życiu. Myślałam – mam tylko jedno życie i nie chcę go zmarnować.
Miałaś taki moment, jak wielu młodych ludzi, że szukałaś w życiu czegoś, co wydawało się nieuchwytne?
Tak, piszę o tym w swojej książce. Miała plany zawodowe, szukałam wewnętrznego pokoju, wolności, źródła mogącego ugasić moje niespokojne serce. Wreszcie dotarły do mnie słowa Ewangelii: "Trwajcie w miłości mojej". I jeszcze: "To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem". To było niesamowite odkrycie!
Chiara Amirante: Robiłam, co mogłam, by kochać
I to pchnęło cię do tego, by ratować ludzi z piekła ulicy?
Robiłam, co mogłam, by kochać innych. Starałam się kochać tą miłością, której uczy nas Bóg. Ale to dopiero początek mojej drogi. W wieku 21 lat zdiagnozowano u mnie chorobę. Bardzo bolesną. Uwierz, to był okropny ból na całym ciele! Uszkodzone były moje oczy, traciłam wzrok, a lekarze mówili, że choroba jest nieuleczalna. „Przestaniesz widzieć” – mówili.
Poważna choroba często jest przyczyną wycofania albo głębokiej depresji. Jak było z tobą?
Masz rację, ale ja miałam przepracowane już w sobie przykazanie miłości. Pewnego dnia, gdy faktycznie byłam już bliska rozpaczy, po prostu wyszłam z domu i skierowałam się na dworzec Termini w Rzymie. Pragnęłam spotkać ludzi, którzy potrzebują miłości. Młodych walczących z narkomanią, alkoholizmem, prostytucją. Ale też z więźniami, imigrantami. To było bardzo niebezpieczne. Czułam się osłabiona chorobą, zaś dworzec kolejowy w nocy to, delikatnie mówiąc, nie jest przyjemne miejsce. I wtedy zaczęłam się modlić:
Prosiłaś o cud?
Trudno powiedzieć. Po prostu wiedziałam, że On odpowie. Ale chyba nie spodziewałam się, że ta odpowiedź będzie tak natychmiastowa. To przekroczyło chyba wszystko to, co mogłam sobie wyobrazić. Następnego dnia zostałam uzdrowiona!
Chiara Amirante: Miałam być niewidoma, a jestem zdrowa
Jak się czuje człowiek, który doświadczył cudu?
Zabrzmi to dziwnie, ale byłam przede wszystkim zaskoczona. Budzę się rano i nie czuję tego strasznego bólu. Pobiegłam do szpitala, gdzie regularnie dostawałam zastrzyki do oczu. Lekarze badali mnie i nie mogli uwierzyć. Wtedy jeden z lekarzy, konsultujący mój przypadek, wypalił: "Chiara, nie mamy słów, żeby wyjaśnić to, co się stało. Jesteś zdrowa!".
Uwierzyli, że to cud?
Odpowiem tak: dla tych, którzy nie wierzą, pozostanie to tajemnicą. Dla mnie to była Boża odpowiedź na moją modlitwę. Oczywiście, mój przypadek badali jeszcze lekarze z innych krajów Europy, a nawet specjaliści ze Stanów Zjednoczonych. Wniosek był jeden: miałam być niewidoma, a jestem zdrowa.
Kiedy zaczęłaś pomagać narkomanom, alkoholikom, ludziom zanurzonym w grzechu, odrzuconym… – co czułaś? Czy wyobrażałaś sobie, tak po ludzku, ogrom zła, z jakim przyszło ci się spotkać?
Pismo Święte wyraźnie stwierdza, że zapłatą za grzech jest śmierć. I ja faktycznie dotykałam tej prawdy, opisanej w Biblii. Kiedy dzisiaj o tym myślę, to czuję, jak bardzo to było przerażające.
Co najbardziej cię przerażało?
Spotkałam ludzi po prostu martwych w środku. Dali się uwieść temu światu. Znaleźli złą odpowiedź na potrzebę wolności i radości, która pojawia się w sercu chyba każdego człowieka. Spotkali fałszywych proroków, pozwolili się nabrać na istnienie sztucznego nieba, które w gruncie rzeczy okazało się dla nich piekłem. Nigdy natomiast nie spotkali nikogo, kto powiedziałby im o Jezusie, o tym, że to On jest Prawdą i Życiem. Że stworzył nas i stał się człowiekiem, aby wskazać drogę prawdziwej radości i pokoju.
Chiara Amirante: Dotykam umierających
W autobiografii Tylko miłość trwa napisałaś, że ci wszyscy ludzie, którym pomagasz, mają rozmaite potrzeby materialne i duchowe, ale tak naprawdę pragną jednego: miłości.
Tak. Jest w nich wielka potrzeba kochania i bycia kochanymi. Kiedy opowiadam o swoich przyjaciołach, których spotkałam na ulicy w poczuciu absolutnej beznadziei, porównuję ich do góry lodowej. Wierzchołek – to ich problemy. Tam widać całe to zło, które się w nich zalęgło: narkomanię, alkoholizm, inne uzależnienia czy zniewolenia duchowe. Ale kiedy zajrzysz głębiej, widzisz w nich potrzebę doświadczenia tej miłości, o której mówił Jezus.
Mówimy wiele o aspekcie duchowym twoich spotkań z poranionymi ludźmi. Ale przecież jest jeszcze cała przestrzeń zła, w której oni są pogrążeni. To jakoś na ciebie wpływa? Jak sama wspomniałaś, dotykasz ich „umierania”.
Dotykam, oczywiście. Spotkałam kobietę, która została sprzedana przez brata stręczycielom. Ci znęcali się nad nią, gwałcili ją, ranili na całym ciele. Spotkałam 17-latkę zmuszaną do udziału w satanistycznych kultach, gdzie dochodziło do seksualnych orgii, także z udziałem dzieci. Pewien narkoman, którego uratowałam niemal w ostatniej chwili, wyznał, że potrzebował normalnej rozmowy, takiej, jaką mógł odbyć ze mną. Bo z kim miał rozmawiać o swoich problemach?
Tu leży sedno sprawy: choć zło, które spotykam, jest przerażające, to trzeba skupić się na rzeczywistym problemie. W książce opisałam pewien mural, który zobaczyłam na dworcu Termini. Ktoś napisał: „Pomimo waszej obojętności – istniejemy!”. Chyba wtedy tak naprawdę otworzyłam oczy. Te wszystkie spotkania z "ludźmi nocy" – jak ich nazywam – dały mi do myślenia, że to, co ich ostatecznie zabija, to nasza obojętność.
Chiara: Jeśli nie nauczymy się kochać, nigdy nie będziemy szczęśliwi
Dlatego nie tylko pomagasz im materialnie, ale też duchowo?
Zrozum proszę, że 80 proc. młodych ludzi w szkołach doświadcza rozmaitych używek: alkoholu czy narkotyków. Wielu doświadcza też przemocy seksualnej lub wpada w depresję. Te problemy nie dotyczą jedynie ludzi mieszkających na ulicy czy dworcach. Bo oni skądś się tam biorą, jest jakiś moment, w którym ich tragedia się zaczyna.
Dlatego powinniśmy pamiętać o nowej ewangelizacji. W ciągu 25 lat działalności Nowych Horyzontów czy Miasteczek Niebo, testowaliśmy wiele nowych metod ewangelizacji, ale mieliśmy także niepowtarzalną okazję kontemplować cuda, jakie działy się w sercach naszych przyjaciół, otwierających się na miłość Boga. Teraz jest ten moment: my, wierzący, musimy być wiarygodnymi świadkami Ewangelii, musimy dzielić się pełnią radości, jaką daje nam Chrystus Zmartwychwstały.
Zadam na koniec banalne pytanie: twoja książka nosi tytuł Tylko miłość trwa. To świadectwo twojego życia, momentami przerażająca lektura. Ale w gruncie rzeczy jest ona optymistyczna. Bo ta miłość pozostaje jednak silnym fundamentem.
Ja pewnie też odpowiem z pozoru banalnie: jeśli nie nauczymy się kochać, nigdy nie będziemy szczęśliwi. Zostaliśmy przecież stworzeni z miłości! Współczesny człowiek karmi się narcyzmem, egoizmem, konsumpcjonizmem, hedonizmem czy relatywizmem, a to wszystko prowadzi go do samotności. Bardzo dotkliwej samotności. Na końcu tej drogi jest rozpacz.
Głębokie rany, które powstają w sercu człowieka na skutek zdrady, porzucenia i obojętności, może wyleczyć tylko Jezus. Jeśli nie nauczymy się kochać, tak jak On nas pokochał, nigdy nie będziemy szczęśliwi. Często przychodzi leczyć nam mniejsze lub większe rany na naszym ciele i wówczas jesteśmy niezwykle ostrożni, dbamy o to, by ból ustąpił, a rana się zagoiła. Ale zapominamy o tym, że mamy też serce i ono wymaga troski. W przeciwnym razie zostanie sparaliżowane i okaże się niezdolne do miłości.
*Chiara Amirante, "Tylko miłość trwa. Odnaleźć nadzieję w piekle ulicy", Esprit 2018