Otworzono jakiś ranking, a ja, z trwogą wypisaną na twarzy, zrozumiałam, że abstrahując od tego, jak bardzo bym się nie starała, zewnętrzność przekuta w wewnętrznego krytyka i tak zechce osadzić mnie w sektorze z napisem „zero”. Och, jak bardzo w nim tłoczno! Same kobiety. Tłumaczą się, wstydzą i płoną od poczucia winy.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Konkurs numer 1
Nawet o tym nie wiedziałam, ale okazało się, że kilkanaście miesięcy temu wystartowałam w konkursie. Zostałam matką. Zewsząd – z książek, z portali, z doświadczeń innych kobiet – rzucono mi wyzwanie. Zawołano: bądź najlepsza!
Tymczasem, chodzę z kąta w kąt, próbując pozbierać rozrzucone rzeczy, zabawki, reklamówki, ubrania, wałek do ciasta (skąd wziął się wałek do ciasta w przedpokoju?!). Nie było mnie w domu cały dzień. Ale już jestem. I teraz wszystko będzie inne. Odpowiem na wołanie mojej rodziny, niesprzątniętych pokoi, niegotowego obiadu. Zrobię to lub nie i wtedy… zacznę się obwiniać.
Zapytam siebie o to, jak w ogóle śmiałam wyjść z domu na tak długo? I czemu wciąż nie potrafię się efektywnie zorganizować? Rzucę w siebie wyzwiskiem, podniosę brwi, zmarszczę je i mentalnie splunę na wszystkie niedotrzymane obietnice. Na koniec wydam wyrok: beznadziejna matka, nieksiążkowa.
Konkurs numer 2
Nawet o tym nie wiedziałam, ale okazało się, że kilka lat temu wystartowałam w konkursie. Zostałam żoną. Postanowiłam, że wszystko będzie inaczej. Że opowiem nas wysoką polszczyzną. Że nie dopuszczę do głosu zdań: „Popraw kapę. Równo” albo: „Jestem zmęczona i nie chcę już rozmawiać”.
Obiecałam sobie, że nie przytyję po porodzie. I że zawsze będę witać go w drzwiach uśmiechem. Postanowiłam, że nauczę się gotować, w absolutnie wszystkich kuchniach świata, od schabowego po indyjski dal z soczewicą. Wyniki nie są imponujące. Do tej pory nie schudłam, „zawsze” ustąpiło miejsca „czasami”, a schabowych nie robię, bo zostaliśmy wege.
Maszyna ruszyła
Poczucie winy. Która z nas tego nie doświadcza? Wystarczy, że odbierzesz dziecko z przedszkola godzinę później lub nie sprostasz narzuconym terminom. W takich momentach pozostaje ci tylko czekać na to, co niechybnie przyjdzie.
Maszyna ruszyła. Następuje zwolnienie blokady. Z głowy, z serca, z ciała wydobywa się cała feria mniej lub bardziej dotkliwych obelg. Wysłuchujesz ich. A potem zaczynasz w to wszystko wierzyć.
Miłość potrafi zmyć poczucie winy
Winna to imię, które otrzymałyśmy jeszcze jako dziewczynki. Nadano nam je wtedy, gdy dorośli naszego życia nie poradzili sobie z powierzoną im odpowiedzialnością. Wtedy, gdy poczuli się zbyt słabi na bycie czyimś oparciem lub schronieniem. Wymyślili sobie, że to właśnie my jesteśmy winne ich bolesnemu spotkaniu ze słabością. Skrzyczeli nas, wprawili w zakłopotanie, obwinili. Pozwolili nam w tym zaschnąć.
Od kilku lat jestem w trakcie przestawiania torów z trasy „winna” na „odpowiedzialna”. Odkryłam, że kiedy mam kontakt ze sobą na poziomie tego, co zostało mi w życiu powierzone, ciężej mi stawiać wyroki. Muszę bowiem wziąć pod uwagę wszystkie warunki, przyczyny, intencje i przychylności życia. Nie raczę się strzałem prosto w serce, ale daję sobie prawo na osadzenie się w całym kontekście.
Dopiero niedawno poczułam, że tylko miłość potrafi zmyć poczucie winy. Miłość, która usprawiedliwia. Zawsze. Tyle w temacie.
Czytaj także:
Matka matce… Po pierwsze, nie oceniaj!
Czytaj także:
Czego ja, matka, nauczyłam się od „Bronek”, sióstr od wykluczonych?
Czytaj także:
Elwira – matka narkomanów i tych, którym w życiu nie wyszło. Niezwykła kobieta!