Czy ktoś, tak jak ja, nie wyobraża sobie początku grudnia bez Hugh Granta tańczącego na Downing Street, grzańca i tony mandarynek? „To właśnie miłość” – to jest to!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Dominika Frydrych: Moje curry podgrzane, twój łosoś gotowy, o czym dziś pogadamy? Proponuje pop-filmy. Ciekawi mnie twoje zdanie na temat, uwaga, uwaga, komedii romantycznych!
Życie cię wkurza? Odpal Bridget Jones!
Krzysztof Gędłek: Z komedii romantycznych oglądałem ostatnio szósty sezon… „House of cards”. Cyniczna Clair suchymi łzami opłakuje bardziej cynicznego Franka Underwooda, który zniknął z serialu. To chyba słaby przykład. A serio, komedie romantyczne częściej mnie męczą, niż zachwycają.
D.F.: Jest ktoś, kogo zachwycają? Mimo wszystko, kiedy życie cię wkurzy, otwierasz chipsy, wino i odpalasz… Bridget Jones – mam nadzieję, że nie tylko ja tak mam. Co cię w nich wkurza?
K.G.: To, że doskonale wiesz, jak cała historia się skończy. Bywam Smurfem Marudą: oglądam z żoną komedię romantyczną i po 20 minut marudzę, że wiadomo, jak potoczą się losy bohaterów.
D.F.: To chyba nie oglądałeś „500 dni miłości” z Zooey Deschanel, cieniasie. Wszystkie komedie romantyczne wrzucasz do worka z napisem „nudy”?
K.G.: Nie, mam swoje ulubione!
D.F.: Wow, nie wierzę!
„To właśnie miłość”, czyli świąteczne klasyki
K.G.: Nie jestem aż takim troglodytą. Mistrzem jest dla mnie Curtis, za klasykę „To właśnie miłość” i za najlepszą komedią romantyczną, jaką oglądałem w życiu: „Czas na miłość”. Tłumaczenie tytułu jest beznadziejne, oryginalny „About time” lepiej oddaje treść filmu. Historia jest świetna! Błyskotliwy pomysł, dobry scenariusz, moja ulubiona Rachel McAdams. Główny bohater jest miłym, ale nieco gamoniowatym facetem, mającym jedną, tajemniczą umiejętność: cofania się w czasie. Curtis wzniósł się na wyżyny. Aż dziwię się, że ten film nie jest klasykiem, obok wspomnianego „Love actually”.
D.F.: Nie oglądałam! Ale skoro stoi za tym Curtis… „To właśnie miłość” – prosty pomysł z równoległymi historiami, ale jaki efekt! Fajny, świąteczny klimat. Doskonały scenariusz. I Colin Firth…
K.G.: Widzę, że masz doświadczenie w takich komediach. Jaki jeszcze tytuł rekomendujesz?
D.F.: Mam słabość do duetu Meg Ryan&Tom Hanks. Oni są stworzeni dla siebie! „Bezsenność w Seattle”, „Masz wiadomość” mogę oglądać raz za razem i zawsze to czysta przyjemność w najlepszym wydaniu. Od początku wiadomo, że spotkają się na szczycie Empire State Building albo że zejdą się po tych setkach maili, ale jak to jest cudnie opowiedziane! Nowy Jork i księgarnie w „Masz wiadomość” – cud, miód i orzeszki!
Polskie komedie romantyczne? Hmm…
K.G.: Na koniec coś, na co chyba powinniśmy spuścić zasłonę milczenia, polskie komedie romantyczne. P O R A Ż K A. Boję się wymieniać najgorsze z najgorszych tytuły, bo mogą mi z nerwów powylatywać z buzi kawałki lunchu.
D.F.: Nie mamy do tego szczęścia. Nie wiem, co mnie w nich najbardziej wkurza… Stężenie żartów żenujących, seksistowskich i zwyczajnie nędznych? Niechlujny, nudny scenariusz? Ciągle te same twarze? Na czele listy jest też kopiowanie Curtisa aż do obrzydzenia. Ile już było części „Listów do M”? Trzy? Każda kolejna gorsza od poprzednich. To chyba też jest „sztuka”.
Czytaj także:
Jedenaście filmów na Święto Niepodległości – 11 listopada. Znasz je?
Czytaj także:
Michał Koterski: Bóg zawsze był blisko mnie, tylko ja byłem daleko od niego [nasz wywiad]