Kojarzysz to uczucie, kiedy nie wiesz, w którą stronę powinnaś pójść? Skup się na każdym słowie poprzedniego zdania i przeczytaj je dziesięć razy wolniej. W którą. Stronę. Powinnaś. Pójść. Dzień dobry. Na scenę weszła Niepewność. Towarzyszy nam, kiedy zastanawiamy się jakie wybrać studia, spodnie w sklepie albo chleb na śniadanie. Sygnalizuje nam, że potrzebujemy zrobić coś, najlepiej szybko, żeby odzyskać równowagę. Ciekawe, bo właśnie w tej chwili najszybciej możemy ją stracić.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jest jednym z bardziej parszywych uczuć. Mam w niej pewną praktykę. Niepewność przez wiele lat stanowiła mój życiowy soundtrack. Teraz występuje tylko w niektórych piosenkach. Uspokoiła się, kiedy odkryłam (oczywiście nie na raz, stopniowo) trzy prawdy. Gotowe?
No to pierwsza: Nie musisz spełniać oczekiwań
Nawet tych własnych. Serio. Nie musisz dojść do wyznaczonego celu dokładnie tą drogą, którą zamierzałaś. Uświadomiła mi to niedawno Aneta Nowak, blogerka i miłośniczka życia na wodzie (dziewczyna kocha żagle i robi z tym niesamowite rzeczy!). Kiedy płyniesz do wybranego punktu, musisz wziąć poprawkę na warunki atmosferyczne. Wiatr może przechylać łódź w zupełnie inną stronę. Może spotkać cię nieoczekiwana flauta. Nie znaczy to jednak, że podróż jest nieważna. Albo gorsza. Oznacza to mniej więcej to, że twoja wyprawa jest… wyprawą. W całej okazałości znaczenia tego doświadczenia.
Oznacza to mniej więcej tyle, że nie da się wszystkiego przewidzieć. Nie można się przygotować na każdy scenariusz, jaki przynosi życie. Niepewność jest tu więc swoistym łącznikiem pomiędzy „wiem” a „wiem”.
Teraz druga: Bój się i rób
To pełne mocy hasło przyświeca szkole, do której zapisałam się w czerwcu tego roku (pozdrawiam wszystkie dziewczyny i jednego chłopaka z Latającej Szkoły!). Kiedyś myślałam, że aby cokolwiek zrobić, muszę mieć 100% pewności co do owej aktywności. W pozostałych przypadkach przylepiało się do mnie dojmujące uczucie rozbicia. Nie lubię tego uczucia być może bardziej niż niepewności.
Gdyby wtedy zjawił się ktoś na białym rumaku, szarym ośle lub rowerze-składaku i powiedział mi, żebym wyluzowała, być może ocaliłabym kilkadziesiąt zszarganych nerwów. Teraz, gdy zakładam wytwórnię (!), kiedy uczę się w biznesy, kiedy rzucam się na całkiem nowe lądy i wody, mogę cieszyć się tą niezwykłą świadomością, że niepewność, lęk i „niewykończenie” towarzyszy nam właśnie wtedy, gdy robimy z sobą coś twórczego.
Ostatnia, trzecia: To takie przyjemne
Nie, ten akapit nie jest reklamą masochizmu. Kiedy nie wiemy, co przyniesie przyszłość, kiedy zastanawiamy się, czy uda nam się znaleźć nową pracę, chłopaka lub wewnętrzny spokój, doświadczamy napięcia (czyt. niepewności). Ono dyktuje warunki naszej optyce. Oczywiście, nie chodzi o to, że kontakt z własnymi niezaspokojonymi potrzebami jest czymś nagannym.
Odkryłam jednak, że miejsca, w których nasze poczucie bezpieczeństwa dopiero kołuje, mogą być punktem spotkania się z ludźmi, możliwościami, dobrem, jakie już mamy, a które wydają się nam tak oczywiste, że aż… niezauważalne. Lub przynajmniej pozbawione naturalnego efektu wow!
Kiedy lecimy przez życie w oczekiwaniu na nowe, bywa, że przykrywamy nasz świat welonem powszedniości. Ostatnio przypomniałam sobie, jak wielką radość sprawiła mi przeprowadzka do nowego, większego mieszkania. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie informacja o 60 metrach do zagospodarowania! I przestrzeń w kuchni! I światło wpadające przez okna! I dwa pokoje zamykane na najprawdziwsze drzwi! Przywołałam ten zachwyt. Przyszedł. Tak naprawdę cały czas we mnie był. Po prostu zwróciłam na niego uwagę. I wobec tego, w całej niepewności przychodzącego roku, odczułam przemożną ulgę. I radość.
Czytaj także:
Magda Frączek: Rejs z Bogiem. Jak wyjść na głębię mimo niepewności
Czytaj także:
Antidotum na trudne czasy: więzi
Czytaj także:
„53 wojny”, czyli jak się przygotować na… śmierć męża