Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Chciałabym, aby ci, którzy mają faktyczną władzę w Kościele użyli jej do empatycznego i skutecznego rozliczenia się, zarówno z oprawcami, jak i z ofiarami seksualnych nadużyć.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zadaję sobie to pytanie bez chęci prowokacji i nadęcia, na serio. W obliczu trwającej erupcji pt. pedofilia wśród księży katolickich w Polsce i na świecie, nie sposób nie zauważyć potrzeby „nowego rozdania” na poziomie relacji rodzic-dziecko-ksiądz.
I to nie dlatego że „na sto procent każdy duchowny jest pedofilem”, ale ze względu na realną możliwość wystąpienia potencjalnego zagrożenia w postaci ewentualnych nadużyć seksualnych z rąk zdeprawowanych dorosłych. Zagrożenia będącego pokłosiem m.in. braku stanowczych interwencji oraz tuszowania problemu przez władze kościelne.
Nie potrafimy rozmawiać o przemocy
Nie interesuje mnie wzbudzenie taniej sensacji. Pragnę ocenić stan faktyczny niebezpieczeństwa i wiedzieć, jak chronić moje dziecko. Paradoksalnie, mam wrażenie, że właśnie o tym podstawowym fakcie zapominamy, rozpisując się na temat pedofilii w Kościele. Bezpieczeństwo dzieci schodzi na plan dalszy, ustępując miejsca płomiennym próbom odlepienia duchowieństwu niewygodnej „łatki”.
Obserwując media oraz portale społecznościowe, dochodzę do wniosku, że jako katolickie społeczeństwo – zarówno ze strony hierarchów, księży, jak i wiernych – nie potrafimy dojrzale rozmawiać o przemocy. Mylą się nam miejsca i odpowiedzialności.
Pasterze Kościoła kierują do wiernych listy, próbując rozliczyć jakiś „wspólny byt” z win konkretnej mniejszości. Zdarza się, że w którymś momencie przestają nazywać rzeczy po imieniu i zaczynają pociągać do odpowiedzialności Bogu ducha winnych świeckich, zalewając nas wyrażeniami w stylu „my”, „musimy”, „trzeba nam”.
Na jednym z wydarzeń modlitewnych czytam intencję: „Módlmy się za zgorszonych skandalami z udziałem księży i wiernych, żeby nasze grzechy nie przysłaniały im Boga”. Zastanawiam się o jakich naszych grzechach jest mowa? O co chodzi z tą wyartykułowaną w romantycznym geście, solidarną współwiną?
Trudne wyzwanie współczesnych rodziców
Myślę, że jako rodzice nie będziemy mogli poczuć się ani w pełni bezpiecznie, ani poważnie potraktowani, jeśli Kościół instytucjonalny nadal bazować będzie na zbiorowej odpowiedzialności za zbrodnie seksualne konkretnych księży.
Adekwatnie, nie uważam też, że każdy ksiądz powinien publicznie konfrontować się z tematem pedofilii. Jedyne deklaracje, na które czekamy powinny wyjść od tych, których sprawa dotyczyła lub dotyczy. Cały marazm obecnej sytuacji polega na tym, że główni podejrzani nie odzywają się lub bełkoczą coś na około. Tłumaczą ich ci, którzy nie mają z tematem nic wspólnego – nadstawiają karku, balansują na cienkiej linii i przyjmują razy.
Współczesnym rodzicom przyszło stanąć w obliczu nowego i bardzo trudnego wyzwania. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak rozmawiać z dzieckiem o relacjach z osobą duchowną. Czy mam z automatu uwrażliwiać syna na ewentualne niepokojące zachowania ze strony duchownych? Nie mówię oczywiście o kontaktach z większością księży, z kapłanami, z którymi się przyjaźnię, którym ufam i buduję z nimi relację.
Dzieci – to one są oszukane i pokrzywdzone
Mówię o tych wszystkich sytuacjach, w których zaufanie w stosunku do księdza „powinno” iść w tzw. pakiecie. Mówię o duchownych, z którymi nie mam możliwości poznać się bliżej, a do których – w jakimś sensie – będę chciała dopuścić moje dziecko. Piszę ten felieton w momencie, w którym problem pedofilii w Kościele nie posiada skutecznego rozwiązania polegającego na sprawnym systemie wyciągania konsekwencji karnych względem niebezpiecznych jednostek.
Ta wiedza jest dla mnie przytłaczająca. Chciałabym, aby ci, którzy mają faktyczną władzę w Kościele użyli jej do empatycznego i skutecznego rozliczenia się, zarówno z oprawcami, jak i z ofiarami seksualnych nadużyć. Chciałabym, aby współwinni duchowni – na przykład ci wiedzący o strasznych procederach, ale ukrywający owe zbrodnie – z własnej woli zgłosili się do prokuratury i oddali, zarówno siebie, jak i posiadaną wiedzę, w ręce wymiaru sprawiedliwości.
Chciałabym, aby Kościół był bezpiecznym domem dla wszystkich dzieci. Bo właśnie one zostały najbardziej oszukane i pokrzywdzone w tej całej potwornej historii. Jak Kościół odbuduje ich zaufanie? Ile bólu, lęku i wstydu muszą doświadczyć, aby uznać ich prawo do zadośćuczynienia i spokoju?
Czytaj także:
Pedofilia: jedni atakują Kościół, inni go bronią. A tu chodzi o coś innego!
Czytaj także:
„Rejestr pedofilów”: czym jest, kto do niego trafił, a kto nie trafił? Wyjaśniamy
Czytaj także:
Kiedy pedofil wyznaje swój grzech… Tajemnica spowiedzi powinna obowiązywać?