Nieważne, czy biegniesz szybko czy wolno, 3 km czy 30. Jeśli biegniesz – jesteś biegaczem. I czerpiesz z tego profity.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W 2013 roku poszłam jako kibic na Bieg Powstania Warszawskiego. Co to było za przeżycie: hymn Polski przed startem, tysiące ludzi w opaskach powstańczych, grupy rekonstrukcyjne, flagi… Gęsia skórka z wrażenia i łzy w oczach ze wzruszenia. Pomyślałam: kurcze, takie 5 km to chyba każdy zdrowy człowiek jest w stanie przebiec. Mniejsza o tempo. Dystans 10 km budził większy respekt, ale od czego są treningi, jeśli się człowiekowi spodoba? I spróbowałam. Po kilku próbach okazało się, że właśnie mi się podoba, że świetnie się czuję i chyba mam do tego smykałkę: dość powiedzieć, że już w październiku wystartowałam w „Biegnij Warszawo”. 10 km przebiegłam w niespełna 51 minut.
Czytaj także:
Czy katoliczka może tańczyć… na rurze?
“O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”*
Bieganie to dobra kondycja, satysfakcja z realizacji kolejnych postawionych sobie celów, skuteczne narzędzie w nauce trzymania dyscypliny. Ale bieganie to także czas tylko dla siebie. (Choć od kiedy zostałam mamą, biegam z córeczką; zwykle jednak wtedy śpi). To taki wentyl – można „wybiegać” stres, jest czas na przemyślenie ważnych spraw, zmienia się perspektywa, a przy okazji ciało jest w formie. To także podczas treningu przychodzą do głowy świeże pomysły. Mnie podczas takiego dłuższego wybiegania „dogoniła” myśl o wyruszeniu na camino de Santiago. Dwa dni później byłam już w drodze do Madrytu.
To tylko taka moda..?
Nietrudno spotkać dziś biegaczy. Można mówić o swoistej modzie. Wolę jednak słowo „popularność”. Wynika ona z faktu, że generalnie coraz bardziej zwracamy uwagę na aktywność fizyczną. Wszak ruch to najlepszy suplement i kosmetyk. Dodatkowo do biegania nie trzeba specjalnych sal, sprzętów – ważne są buty (w miarę zaawansowania oczywiście będzie na co wydawać pieniądze, ale na początek naprawdę nie trzeba). Wystarczy wyjść z domu i zacząć biec. Można to robić wszędzie. Na dodatek jeżeli ktoś był wcześniej z aktywnością na bakier, nie musi stresować się salą pełną od dawna już ćwiczących ludzi (dla niektórych może być to deprymujące).
Czytaj także:
Biegiem do Boga i Maryi. Poznaj księdza-maratończyka
Wystarczy tylko wyjść z domu…
A jak zacząć? Po prostu wyjść z domu i ruszyć przed siebie nieco szybszym tempem niż chód. I tak kilkanaście minut, pół godziny. Potem wplatać trucht. Z doświadczenia powiem, że dobrze mieć obok kogoś, kto zainspiruje – skoro może moja koleżanka, szwagier, kuzynka, mogę i ja. Można też spróbować umówić się z kimś na „plotkotrucht” po parku. Zauważam, że niektórym bardzo to odpowiada. Być może w ten sposób ktoś odkryje – podobnie jak ja – że to jest to, że chce kolejnych kilometrów w nogach, kolejnej dawki endorfin i adrenaliny, kolejnych pięknych medali. A być może wystarczą te kilkunastominutowe przebieżki, by poczuć, że to jest wystarczająca i właściwa dawka ruchu. Bo nieważne, czy biegniesz szybko czy wolno, 3 km czy 30. Jeśli biegniesz – jesteś biegaczem. I czerpiesz z tego profity.
PS W ciągu 5 lat przebiegłam już kilka półmaratonów i 1 maraton. W tegorocznym Biegu Powstania Warszawskiego wystartowałam razem z 7-miesięczną Klarą.
* To tytuł książki Murakamiego. Pisarz jest zapalonym biegaczem długodystansowym. W „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” znaleźć można mnóstwo wskazówek na temat biegania, ale też jego wpływie na pisarstwo.
Czytaj także:
Chcesz zacząć biegać? Japoński pisarz Haruki Murakami ma na to sposób!