Jeden z członków mojego Zespołu powiedział, że fundraising uczy brać sprawy w swoje ręce. W rzeczy samej. Myślę, że my, katolicy, powinniśmy wziąć sobie te słowa głęboko do serca, a potem działać.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kościół, czyli…?
Podejrzewam, że i ty znasz takich ludzi. “Wierzę w Boga, ale nie wierzę w Kościół” – mawiają. Inne słowa, które dość często padają z ich ust, to: “Nie potrzebuję księdza, żeby pojednać się z Bogiem”. Itp. Itd.
Kiedy ktoś podchodzi do sprawy w taki sposób, trudno go przekonać. W takich sytuacjach lubię sięgnąć po obraz teatralny. Czym jest teatr? To budynek? To instytucja? A może jednak teatr to ludzie, którzy tworzą spektakle? Ci ludzie mogą zrobić teatr niemal wszędzie, bo każda przestrzeń do czegoś się nadaje.
Jeśli jednak chcemy, by aktorzy, reżyserzy i reszta ekipy (od kostiumów czy scenografii) mogli w pełni skupić się na robieniu teatru, z całą pewności przyda im się miejsce, które ułatwi im zadanie. I tu na nomen omen scenę wkracza teatr-budynek. Scena wraz z całym technicznym zapleczem. Ale na tym nie koniec. Bo czymże byłby teatr bez widza? Sztuka jest o czymś i dla kogoś, prawda? Jej zadaniem jest też wywołać pewien efekt (jak katharsis w przypadku tragedii antycznej).
Żeby widz czuł się w teatrze-budynku komfortowo, trzeba zadbać o kwestie tak trywialne (mogłoby się wydawać) jak mydło i papier w toaletach. Nawet o takie sprawy ktoś musi regularnie dbać. Że o opłaceniu mediów czy sprzątaniu nie wspomnę.
Ale taki teatr działa. I dopiero taka sprawna instytucja daje aktorom czy reżyserom wielkie możliwości. Mogą skupić się na tym, co ich pasjonuje i w czym są dobrzy. A co za tym idzie – mogą dawać widzom to, czego oczekują.
Podobnie rzecz się ma z Kościołem. Kościół to nie budynek – to wierni tworzą Kościół. Kościołem są ludzie, którzy tworzą wspólnotę. Ale ta wspólnota ma dużo większe możliwości, kiedy nie brakuje jej miejsca spotkań, kiedy może czcić Boga w prawdziwej świątyni (a nie jakimś zaimprowizowanym miejscu, choć oczywiście lepsze jest takie niż żadne).
Ale ta świątynia jest fizycznym budynkiem, a więc ma fizyczne potrzeby. Dach nie może przeciekać, a zimą w świątyni nie może być mrozu. Media kosztują, sprzątać trzeba. A to są przecież dopiero fundamentalne sprawy.
I tym samym dochodzimy do tego, że budynek ma znaczenie. Ale tak naprawdę budynek to tylko składowa czegoś większego – instytucji. Instytucja daje wiernym odpowiednie warunki. Jest fundamentem, oparciem, ostoją, strefą bezpieczeństwa (w niepewnych czasach na pewno).
Instytucja ta, jak firma, domowe ognisko czy organizacja dobroczynna, wymaga środków do codziennego funkcjonowania. Nie chcę sprowadzać spraw to pieniędzy, ale przecież pieniądz jest środkiem, a nie celem. Dlatego w uproszczeniu tak możemy spojrzeć na sprawę. Bo pieniądze są jak paliwo dla silnika czy jak glina dla garncarza.
Dla każdej instytucji są narzędziem, dzięki któremu może funkcjonować, trwać i rosnąć. Czy mówimy o domu (rodzina jako instytucja), o firmie czy o organizacji dobroczynnej – zasada jest ta sama. No dobrze, ale co mają do tego fundraising i networking?
Czytaj także:
Przeklinanie – rozładowuje emocje czy zniekształca świat?
Społeczeństwo obywatelskie – czym jest i jak je zbudować?
Jedna z moich firm – GFA – pomaga organizacjom pozarządowym robić dobre rzeczy. Jak? Poprzez fundraising. Niestety, trudno o dobry polski odpowiednik tego słowa. Szczególnie że definicja z Wikipedii powie o zbieraniu środków na cele organizacji. A to nadmierne uproszczenie.
Powtórzę: pieniądz jest środkiem, a nie celem. To narzędzie. Narzędzie do tego, by zmieniać świat. Fundraising jest właśnie po to, by organizacje dobroczynne mogły zmieniać świat. By to zrobić, potrzebują wsparcia ludzi, którzy podzielają misję organizacji.
Wieloletnie doświadczenia Gnyszka Fundraising Advisors pokazują dobitnie, że Darczyńcy potrafią się zaangażować w działania stowarzyszenia czy fundacji na wiele sposobów. Jasne, zaczyna się od wpłaty na daną akcję. Z czasem Darczyńca wspiera organizację regularnie. Ale jeśli tylko organizacja traktuje go po partnersku i dobrze opowiada o wspólnym zmienianiu świata, Darczyńca potrafi dać jeszcze więcej.
Po pierwsze – wolontariat. Należy podkreślić, że on może przybierać wiele form. Bo wolontariuszem może zostać też prawnik, księgowy, informatyk, grafik czy specjalista od marketingu i mediów społecznościowych. Ci ludzie mogą wesprzeć organizację swoją wiedzą, doświadczeniem zawodowym i pracą. Że o genialnych pomysłach nie wspomnę.
Jak jeszcze Darczyńcy angażują się w życie organizacji? Często sami zostają fundraiserami, czyli zachęcają innych ludzi, swoich bliskich, przyjaciół, znajomych czy kolegów z pracy, by wsparli organizację lub konkretną jej akcję.
A przez to, że sami są głęboko zaangażowani w życie organizacji, że wierzą w jej misję, opowiadają z pasją, więc potrafią przekonać innych. Bo przecież łatwiej jest przekonać kogoś, kto nam ufa, kto już ma z nami relację.
Człowiek angażując się w życie organizacji dobroczynnej staje się świadomym obywatelem. Na własnej skórze przekonuje się, że istnieją inne formy nacisku na rzeczywistość niż pójście na wybory raz na 4 lata. Widzi, że sam też może zmieniać świat. I rozumie, że dokona o wiele więcej, działając ramię w ramię z innymi ludźmi, jako wspólnota, jako instytucja. Dostrzega rolę, wagę i znaczenie relacji w naszym życiu.
Networking, czyli sztuka budowania relacji
Chciałoby się dodać, że chodzi o budowanie relacji biznesowych, ale to nadmierne uproszczenie. Tak, networking jest narzędziem, które powstało w świecie biznesu, ale tak naprawdę każdy z nas jest przedsiębiorcą. Zarządzamy własnym życie. Zarządzamy domem. Zarządzamy swoim czasem. Tu też trzeba oszczędzać, poświęcać, wydawać czy inwestować.
Bo czy np. budowanie relacji z bliskimi nie jest swego rodzaju inwestycją? Czy nie wymaga włożenia czasu i zaangażowania? Czyż nie daje dobrych i pięknych owoców, jeśli nasze relacje pielęgnujemy?
Oj tak, udane życie wymaga udanych relacji – a zbudowanie udanych relacji nie jest proste. I nie stanie się samo z siebie. Wymaga od nas pracy, zaangażowania, inwestowania. Niezwykle ważne jest też to, by relacje budować świadomie. I tu z pomocą przychodzi networking.
W dobie mediów społecznościowych i nadmiaru informacji (wszelkich informacji) ilość czasu, którym dysponujemy, zdaje się kurczyć. Choć wciąż mamy 24 godziny do dyspozycji każdej doby, to czas często przecieka przez palce.
Niby mamy narzędzia do tego, by być w kontakcie z naszymi bliskimi, nawet jeśli w danej chwili znajdują się na drugiej półkuli, to wcale nie jest łatwo autentycznie być w kontakcie. Praktyka pokazuje, że jeśli człowiek nie planuje określonych działań, wiele mu umyka.
W Towarzystwach Biznesowych (inna z moich firm) definiujemy networking jako rzetelne służenie innym ludziom i profesjonalne proszenie ich o pomoc. Rzetelne służenie ludziom to fundament, na którym można budować prawdziwe, trwałe relacje.
A dzięki temu rośniemy. Bo mamy wokół siebie grono życzliwych nam osób. Życzliwych, a więc takich, na które możemy liczyć – i w życiu prywatnym, i w życiu zawodowym.
Dlaczego każdy katolik powinien być fundraiserem i networkerem?
Myślę, że po lekturze powyższego wszystko jasne. Ale pozwolę sobie powiedzieć jeszcze parę słów tytułem podsumowania.
Chociaż naszym celem ostatecznym jest życie wieczne, to życie ziemskie jest drogą do tego celu. Niestety, życie na ziemi wcale nie jest łatwe. Nie, nie twierdzę, że musi czy powinno być łatwe, twierdzę jednak, że jeśli jest zbyt trudne, może skutecznie odsunąć człowieka od Boga.
Bo co się stanie, jeśli mocą ustawy w tym czy innym państwie albo organizacji ponadnarodowej wprowadzi się w szkołach nauczanie całkowicie oderwane od Boga? Czy jeśli nawbijamy do młodych głów różnych bzdur, to czy dziecko dorósłszy będzie wiodło dobre życie?
“Jest jeszcze rodzina” – myślisz sobie? Zgoda. Ale co się stanie, jeśli mocą ustawy to czy inne państwo uderzy w rodziny jeszcze bardziej? Już dziś na świecie różnie z tym bywa, prawda?
Jak warunki środowiska definiują życie roślin i zwierząt, tak też warunki, w jakich my, ludzie, żyjemy, wpływają na nasze życie. Trudno urosnąć na nieurodzajnej glebie, prawda? Pytanie, jaką glebą jest świat, który nas otacza. To dobre miejsce? A może wiele mu brakuje? A jeśli tak, to co możemy i powinniśmy zrobić?
Uważam, że rozwiązaniem jest wspólnota – społeczeństwo obywatelskie z prawdziwego zdarzania. Ono wymaga zaangażowanych w zmienianie świata ludzi – fundraiserów, którzy wierzą tak mocno, że sami wspierają tę czy inną organizację (pamiętajmy, że jest wiele wspaniałych organizacji katolickich, także lokalnych), ale też przyciągają do tej organizacji kolejnych Darczyńców (którzy być może z czasem sami zaangażują się jako wolontariusze czy fundraiserzy).
Ale to wszystko nie uda się, jeśli nie zainwestujemy w relacje. W relacje z Darczyńcami, w relacje z bliskimi, w relacje z przyjaciółmi czy kolegami – i we wszystkie inne relacje. Bo to one sprawiają, że zbiór jednostek staje się wspólnotą. Dla każdego członka Kościoła to zresztą oczywiste, bo czymże byśmy byli bez relacji z Bogiem?
I taki właśnie świat – świat zaangażowanych ludzi, chcących zmieniać ten świat na lepsze; świat, w którym kluczowe są relacje – właśnie TO jest społeczeństwo obywatelskie, a nie jest społeczeństwem obywatelskim jakieś tam odgórne finansowanie przez Unię Europejską projektów z tym modnym dość hasłem w nazwie.
Jeden z członków mojego Zespołu powiedział, że fundraising uczy brać sprawy w swoje ręce. W rzeczy samej. Myślę, że my, katolicy, powinniśmy wziąć sobie te słowa głęboko do serca, a potem działać.
Bo branie spraw we własne ręce oznacza działanie. Czyny, a nie słowa. Nie chodzi przecież o to, by gadać o zmienianiu.
Czytaj także:
Czy da się budować dialog w podzielonym społeczeństwie?