Poranek. Otwieram szafę i zapatruję się w nią z ekscytacją. Zawsze stoję przed nią chwilę dłużej, niż wymaga tego konieczność wybrania ubrań. Jest pełna intensywnych kolorów, wzorzystych sukienek, żakietów w kratkę albo cekiny. Ubieram się, oglądam w lustrze i zachwycam. Pokazuję się współlokatorce: „hej, patrz, jak pięknie wyglądam!”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wyszłam z domu. Nie wiem, czy nie przesadziłam z makijażem i dodatkami, ale trudno. Mogę być lokalną Marylą Rodowicz, nie mam nic przeciwko. Świeciło słońce i ja też promieniałam. Pomyślałam sobie zuchwale, że usłyszenie dziś komplementu to tylko kwestia czasu.
Idę starym miastem i zastanawiam się, jaki komplement mogłabym usłyszeć. Formułuje sobie w głowie propozycje i żadna nie wydaje mi się adekwatna, z klasą. Uzmysławiam sobie, że mówienie komplementów, które są eleganckie, nie docierają do granicy dobrego smaku i nie mają charakteru kokieterii, to wcale nie taka łatwa sprawa.
Nie doszłam jeszcze do żadnych specjalnych wniosków, kiedy zza kamienicy wyłonił się Pan Żulian wraz z zespołem Browar Band, na którego czele stał. Ściągnął przepoconą czapkę z daszkiem, ukłonił się i powiedział: „dzień dobry, pięknie pani dziś wygląda”. Pomyślałam- Eureka! Uśmiechnęłam się i podziękowałam lekko skinąwszy głową, jak na damę przystało. Mam to. To jest właśnie dobry komplement: szczery, elegancki, wyrażający szacunek.
Czytaj także:
10 cech osobowości, które czynią kobietę naprawdę piękną
Skromnie, czyli jak?
A nie, chwila moment. Nie tak powinien wyglądać dzień kobiety-Polki, skromnej i kornej. Należało przecież ubrać się tak, żeby nie rzucać się w oczy. Najlepiej w kolorze chodnika, ale nie zanadto, żeby ktoś mnie omyłkowo nie nadepnął. W lustrze powinnam zobaczyć, że te kolorowe spodnie opinają mój odstający brzuszek, a to przecież wystarczający powód do odrzucenia myśli, że pięknie się wygląda.
Żadnego też pokazywania się współlokatorce i demonstracyjnego okręcania wokół własnej osi. Radość z tego, jak się wygląda? Nie. To nieskromne. Lepiej jeśli spuentuję się surową oceną, a zachwyt współlokatorki ukrócę jakimś „no co ty, brzuch mam w tych spodniach taki wydęty, jakbym tysiąc żab zjadła”. Żeby dopełnić całości, przywdziać winnam minę utrudzoną, a na drodze zbytnio się nie uśmiechać, przecież na świecie tyle nieszczęść, bądźmy poważni.
A cóż to za temat do namysłu – komplementy, kiedy sprawa polsko-żydowska, protesty i cała ta zepsuta polityka. Lwia zmarszczka i papieros w ustach uwydatniłby moje zafrapowanie sprawami świata, a nie że kolorowe spodnie, lustro i słońce. Komplement Pana Żuliana skwitować zaś należało spojrzeniem wyrażającym niedowierzanie, będące przecież kluczowe dla uwypuklenia swojej skromności.
Między skromnością, a pruderią
Nauczono nas, zwłaszcza kobiety, nieuznawania swojej wartości, ani urody. Niecieszenie się swoim ciałem miałoby być, rzekomo, wyrazem skromności, a podważanie pochlebnych opinii na swój temat jest przecież pierwszym przykazaniem w dekalogu kobiety cnotliwej.
– Dobrą upiekłaś szarlotkę. – Byłaby dobra, gdybym dała do tych jabłek więcej cytryny.
– Masz przepiękne, grube włosy. – A takie zwykłe, puszą się.
– To najlepiej zrobiony biznesplan, jaki widziałam. – Mało widziałaś.
Skromność? Raczej pruderia. Nie cnota, a przywara. Czym zatem jest skromność, jeśli nie negowaniem swojej wartości? Jestem przekonana, że jest właśnie jej uznaniem. Uważnieniem swojej wartości oraz wartości drugiego człowieka. Umiejętnością spojrzenia na siebie z miłością i takiego samego patrzenia na innych. Dania sobie prawa do bycia nieidealnym i dania go innym. Widzeniem w sobie piękna i dostrzeganiem go u innych. Zauważaniem: ja mam takie zasoby, ty masz takie. Nie jestem od ciebie lepsza ani gorsza.
Taka postawa ma szansę ocalić nas przed wyniosłością – i właśnie – przed pruderią, która zajmuje pozycję na przeciwległym biegunie. Pruderią, która skłania nas do odejmowania sobie na wartości, aby w oczach innych, a może i samego Boga, tę wartość zyskać.
Jeśli komplement, to tylko szczery
Miałam szczęście mieć tatę, który na moje komentarze, że nie założę żadnej spódnicy, bo mam krzywe nogi, reagował podniesieniem prawej dłoni i wymierzeniem jej w środek czoła. Zawsze mnie, nastolatkę, utwierdzał w przekonaniu, że jestem ładna, zgrabna, a w ogóle to niepotrzebnie się maluję. Teraz, mając 30 lat, wiem, jakie to było ważne dla mojego rozwoju.
Nie wierzyłabym jednak w ojcowskie komplementy, gdyby nie fakt, że gestem zabijania komara na czole reagował również w innych sytuacjach. Choćby w tej, gdy zobaczył mnie parę lat temu po wyjściu od fryzjera. Ostrzygłam się na punka i utleniłam włosy. Jego szczera dezaprobata wobec mojej fryzury pomogła mi wierzyć w każde jego słowo uznania.
Szczerość – bez niej żaden komplement nie powinien opuścić ust. Nie jest jednak konieczne, aby swą prawdomówność uwierzytelniać wcześniejszą krytyką. Jeśli potrafimy zauważyć, że pogoda jest ładna, mamy to – mamy uważność na to, co urokliwe. Wystarczy już ją tylko zwerbalizować. Ku serdecznym kontaktom i życzliwym obyczajom.
Czytaj także:
Czego kobieta robić nie może?
Czytaj także:
Jak sobie radzę z lękiem przed oceną? Pomagają mi w tym 3 ważne pytania