separateurCreated with Sketch.

„Przyzwyczailiśmy się do tego, że jest źle i już”. Polacy o wyzysku w pracy [wywiad]

MAREK SZYMANIAK, UROBIENI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Wskazuję problemy rynku pracy po to, by nad nim popracować. Jak piszesz reportaż o głodujących dzieciach, to po to, aby były syte. A jak o nieprawidłowościach na rynku pracy, to po to, by zniknęły – mówi w rozmowie z Aleteia.pl reporter i dziennikarz Marek Szymaniak, autor książki „Urobieni. Reportaże o pracy”.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Debiut książkowy „Urobieni. Reportaże o pracy” to zbiór historii o ludziach, którzy w pracy traktowani jak ludzie wcale nie są. Nieludzkie warunki, niskie płace, manipulacje, brak ubezpieczeń, umowy „śmieciowe”. Dlaczego polski rynek pracy jest w tak słabej kondycji? Choć od kilku lat stopa bezrobocia w Polsce jest na niskim poziomie, a w gospodarczej debacie ukuł się termin „rynek pracownika”, wciąż wielu twierdzi, że doświadczają współczesnego niewolnictwa. Marek Szymaniak udziela im głosu, a czytelników zmusza do refleksji.

Ola Gałka-Reczko: Czytałam ze wściekłością i smutkiem na przemian. Chciałeś tą książką Polaków wkurzyć? Chciałeś, by przejrzeli na oczy? Zbuntowali się?

Marek Szymaniak: Nie liczę, że ludzie się zbuntują, wezmą pochodnie, widły i pójdą protestować. Chodzi o to, żeby uświadomili sobie, że nie są sami w takiej sytuacji. Celem każdej publikacji jest wywołanie dyskusji. Chciałbym, abyśmy wreszcie na poważnie rozmawiali o jakości pracy, wynagrodzeniach i godności polskich pracowników.

Może wreszcie czas spojrzeć nie tylko na statystyki, wzrost gospodarczy i zielone strzałki. Nasz kraj mocno rozwinął się przez ostatnie 30 lat. Ale na autostradzie tego postępu jest mnóstwo rozjechanych życiorysów. Czynnik ekonomiczny stał się ważniejszy od człowieka. Czas, aby to człowiek był na pierwszym miejscu. To oczywiście wymaga dyskusji na temat modelu gospodarczego, w którym żyjemy.

 

Kiedy mówię znajomym o Twojej książce, twierdzą, że byliby dla Ciebie świetnymi bohaterami. Nie było chyba trudno znaleźć pracowników z historiami?

Od premiery już kilka osób zgłosiło się do mnie ze swoją historią. Zapewne mógłbym napisać kolejną część “Urobionych”, bo niestety niektóre z opisanych przeze mnie patologii wciąż funkcjonują i co gorsza pojawiają się nowe.

Same poszukiwania bohaterów były żmudne, ale to element mojej pracy. Ważne było też wyważenie między historiami mocnymi, które mogłyby być uznane za skrajne a takimi, które wydają się zwykłe i przytrafiają się wielu osobom.



Czytaj także:
Poznaj księdza, który pracuje jako… magazynier w sieci Carrefour

 

 

To może zdecydujesz się na napisanie kolejnej części, skoro bohaterów i ich historii wciąż jest tak dużo? Reporterzy często podchodzą po raz kolejny do tematu.

Oczywiście, zgłaszają się kolejne osoby, ale myślę, że kolejne tematy będę przygotowywał na potrzeby prasy a nie książek. Faktycznie reporterzy w ostatnim czasie często poruszają ten temat, ale jak widać jest on na tyle głęboki, że nadal nie jest wyczerpany. Proszę zauważyć, że w krótkim czasie ukazały się trzy książki reporterskie o pracy i nie powtarzają się w nich bohaterowie, wątki czy opisywane branże.

To tylko pokazuje, jak wiele problemów i patologii jest na naszym rynku pracy. Moją książką chciałem pobudzić pracowników, czyli prawie każdego do myślenia. Praca jest jedną z trzech najważniejszych części życia: odpoczywamy, śpimy i pracujemy. Jednak pracę, czyli ten ostatni element, zostawiliśmy sobie „ot tak”. Wrzuciliśmy na wolny rynek i przyzwyczailiśmy się do tego, że jest źle i już. Wskazuję problemy rynku pracy po to, by nad nim popracować. Jak piszesz reportaż o głodujących dzieciach, to po to, aby były syte. A jak o nieprawidłowościach na rynku pracy, to po to, by zniknęły.

 

Niedawno prasa katolicka rozpisywała się o tym, że papież Franciszek ogłosił nowy grzech śmiertelny. Popełnia go każdy, kto unika godziwej zapłaty za pracę. Chyba wielu twoich bohaterów ma pracodawców, którzy są wielkimi grzesznikami.

Nie jestem Panem Bogiem, ale jeżeli ja mam to oceniać, to tak. Dla mnie z pewnością są grzesznikami. Stawianie zysku wyżej człowieka, szczególnie uzyskiwanego jego kosztem, jest po ludzku nieuczciwe. Nie mówię, że tacy są wszyscy przedsiębiorcy. Mówię o tych nieuczciwych, których np. stać na podwyżki, ale tego nie robią, ponieważ wykorzystują swoją dominującą pozycję, szczególnie, gdy bezrobocie jest wysokie, a takie przecież było przez większość ostatnich 30 lat.

To prowadzi do sytuacji, w której nie muszą liczyć się z ludźmi, bo chętnych do pracy mają zwykle na pęczki. Uważam, że każdy pracownik powinien mieć poczucie, że jest traktowany z szacunkiem. Przecież nie byłoby sukcesu tej firmy, produkcji, zysku, gdyby nie pracownicy. Oni też się do tego przykładają. Grzechem tych pracodawców, jeśli już o tym rozmawiamy, jest to, że nie widzą w swoim pracowniku człowieka. Często ich zysk odbywa się kosztem pracowników, ich niskich płac oraz krótszego czasu spędzonego z rodziną. Praca powinna być taka, byś wykonując ją, czuł się godnie i mógł normalnie utrzymać rodzinę.

 

Katolicka Nauka Społeczna ma jasne podejście do pracy. Powstały na ten temat 3 encykliki. Jan Paweł II w encyklice Laborem exercens pisze na przykład, że praca faktycznie stanowi podstawowy wymiar życia człowieka na ziemi, ale równocześnie nie może pomniejszać jego godności i niezbywalnych praw. Zapomnieliśmy o tym nauczaniu? 

Nie wiem. Może – jak powiedział prof. Andrzej Szahaj – nasza wiara jest na tyle płytka, że nie przekłada się na codzienne życie. Teraz pracuję nad reportażem o wykorzystywaniu bezdomnych do pracy w podwarszawskich sadach. Pracują za 2 zł/h, śpią ze zwierzętami, gdy wydarzy się wypadek, nie mogą liczyć na pomoc lekarską. Wykorzystuje się ich słabość i trudną sytuację, w której się znaleźli. Jednocześnie właściciele sadów co tydzień chodzą do kościoła, proboszcz jest im wdzięczny, bo regularnie coś fundują dla kościoła.

 

Skupmy się na Twoich bohaterach i ich relacjami z rodzinami. Jak bardzo patologia na rynku pracy przekłada się na zaburzenia relacyjne, społeczne? 

To na pewno osłabia relacje. Jeśli nie masz czasu, żeby być w domu, to siłą rzeczy musi to wpływać niekorzystnie. Nie opisałem przypadku, że np. przez pracę rozpadła się rodzina, bo nie opisywałem pracoholizmu. Niektórzy moi bohaterowie są zmuszeni do pracy ponad miarę, bo mają przymus finansowy. Na przykład Pan Krzysztof, który jest ochroniarzem, nie ma wyjścia, bo spłaca dług. On nie spędza w pracy kilkuset godzin miesięcznie, bo robi karierę. Pracuje tyle, bo musi. Powiedział mi, że może albo tyle pracować, albo położyć się na tory i czekać, aż go rozjedzie pociąg. Chce żyć, więc musi pracować. Na szczęście ma wyrozumiałą i kochającą żonę, która go wspiera.

 

 

Piszesz też o Michale – maklerze, który gra na forexach. Śniadanie je z żoną, cały czas zerkając na telefon.

W książce wspominam, że ją to denerwuje. Ale jest na takim etapie, który ona akceptuje. Myślę, że tłumaczy sobie, że taka jest specyfika jego pracy. Jak strażak wraca do domu i śmierdzi dymem, to myślę, że rodzinie też to przeszkadza. W końcu spalenizna to nic przyjemnego, ale takie rzeczy się akceptuje, bo to wpisane jest w ten zawód.

 

No właśnie, skoro mowa o wyrozumiałości. Zadedykowałeś tę książkę swojej narzeczonej – Ani. Dlaczego?

Bo bardzo mnie wspierała. Często opowiadałem jej, nad czym pracuję. Ona potrafi zadać dobre pytania. Pamiętam, gdy przygotowywałem pierwszy reportaż do książki, byłem zadowolony z tej pracy. Jechaliśmy w Bieszczady, kiedy czytała ten tekst. Miała wiele uwag. Poprawiłem je i dziś ten tekst wygląda o niebo lepiej.

 

Twoja książka jest dowodem, że kapitalizm nam w Polsce nie wyszedł. Co poszło nie tak? Pokusisz się o jakąś diagnozę?

Nie jestem ekonomistą, ale myślę, że to dlatego, że u nas postawiliśmy na drapieżną formę kapitalizmu. Niektórzy nazywają nadwiślański kapitalizm turbokapitalizmem. „Wrzuciliśmy” pracę na wolny rynek. Pozwoliliśmy obrzydzić Polakom związki zawodowe, które są zresztą słabe, nieliczne i często upolitycznione. Daliśmy zielone światło do osłabienia instytucji, która ma chronić pracowników, czyli Państwowej Inspekcji Pracy. W efekcie ma mało uprawnień, zbyt mało inspektorów, a kary które może nakładać są żenująco niskie – wynoszą 2 000 złotych i 5 000 złotych za recydywę. A gdy sprawa trafi do sądu, to jest to maksymalnie 30 000 złotych. Jednak sądy wymierzają zwykle o wiele niższe grzywny. W 2016 roku średnia to 2 400 złotych.

Uważam, że kary za poważne przewinienia, za notoryczne i powtarzające się łamanie prawa pracy powinny być wyższe. Nieuczciwym i oszczędzającym np. na umowach o pracę przedsiębiorcom nie opłacałoby się dawać śmieciówek, gdyby musieli zapłacić grzywnę wynoszącą np. kilka procent od przychodu. Gdyby przedsiębiorca zapłacił np. 50 tys. zł, bo jego przychód to milion złotych, to nie upadłby, ale zabolałoby go to na tyle, że zapewne następnym razem przestrzegałby prawa.

Zapewne zaraz pojawią się głosy, że tak wysokie kary „zabijałby przedsiębiorczość”, ale na przykład w Niemczech, gdzie kary są wyższe, a maksymalna w przeliczeniu to 1,2 mln zł, nic takiego się nie wydarzyło a gospodarka od lat rozwija się na przyzwoitym poziomie.

 

Chcieliśmy szybko nadrobić lata komunizmu.

Rozumiem, że wówczas trzeba było szybko decydować. Ja nie pamiętam tych czasów, więc nie chcę tego ocenić. Jednak teraz doszliśmy do takiego momentu w naszej historii, że oceny powinniśmy zostawić historykom, a my, jako społeczeństwo powinniśmy rozmawiać o tym, co dalej: jakiego modelu gospodarczego chcemy. Takiego jak dotychczas? Czy jednak potrzebujemy zmian? Wielu moich rozmówców, pracowników twierdzi, że są bardzo potrzebne.

 

Papież Franciszek mówił: „oczywiście osoba nie jest tylko pracą”, ale trzeba też pamiętać „o zdrowej kulturze lenistwa, o umiejętności wypoczynku”. Jedna z Twoich bohaterek mówi, że latem bierze dwa miesiące bezpłatnego urlopu, by wyjechać do Niemiec lub Holandii i tam dorobić. Polacy nie potrafią odpoczywać?

Od tego trzeba zacząć, że Polacy bardzo dużo pracują. Jeśli porównamy się do Niemiec, to okaże się, że pracujemy o ponad 550 godzin rocznie więcej. To bardzo dużo (red. według danych OECD z 2017 roku Polak przepracował średnio 1928 godzin, Niemiec 1363). Skoro pracujemy o tyle więcej, to inaczej i mniej odpoczywamy.

W Polsce wiele osób zarabia tak mało, że musi dorabiać. W efekcie nie ma już czasu dla rodziny czy na społeczne zaangażowanie. Ostatnio słyszałem, że z roku na rok spada liczba głosów oddawanych w budżecie obywatelskim. Wciąż połowa społeczeństwa nie głosuje w wyborach. Nie wiem, czy ma to bezpośredni związek z liczbą godzin spędzonych w pracy. Wiem jednak, że mój bohater, który pracuje 12 godzin i musi się wyspać, bo za kilka godzin znów jedzie do pracy, nie ma już siły na naprawianie świata i np. działanie w lokalnym czy sąsiedzkim stowarzyszeniu, nie mówiąc już o protestowaniu w obronie Konstytucji. On, kiedy ma wolne, to po prostu pójdzie spać, naprawi gniazdko czy odrobi lekcje z dziećmi. 

 

  

Mało tam Ciebie. Samo mięso, konkrety. Recenzenci piszą, że nie ma też literackości, poezji. Świadomie postanowiłeś być taki nienachalny? 

Tak, świadomie. Z dwóch powodów: po pierwsze nie wiem, czy umiałbym pisać literacko, po drugie, ja w tych reportażach nie potrzebuję literackości. Gdy opisuję wspomnianą panią Żenię, która była poniewierana i traktowana nieludzko, to uważam, że czytelnikowi nie potrzebne jest to, jak była wtedy ubrana. Wolę, aby skupił się na jej dramacie, a nie na tym, czy miała na sobie sweter w kratkę czy w cętki i na tym, że za oknem padał śnieg.

Ktoś uważa, że moje reportaże to nie literatura? W porządku. To nie jest mój cel. Moim celem jest pokazać problem i opisać rzeczywistość.

 

Marek Szymaniak (ur. 1988) – dziennikarz i reporter. Publikował m.in. w Magazynie TVN24, „Dużym Formacie” i „Newsweek Polska”. Jest dwukrotnym finalistą konkursu stypendialnego Fundacji „Herodot” im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz finalistą Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Jego książkowy debiut „Urobieni. Reportaże o pracy” ukazał się nakładem Wydawnictwa Czarne.



Czytaj także:
List rozczarowanego ojca. Napisał go po “tacierzyńskim”



Czytaj także:
Szukanie pracy ze świętymi? Z nimi dasz radę, tylko poproś o pomoc

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.