Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Rzeczywiście, choroba jest bezlitosna. A jednak, kiedy tylko ks. Piotr dostaje do ręki mikrofon i może głosić jak dawniej, wstępuje w niego niesamowita energia. Przychodzi mi na myśl takie skojarzenie, że ks. Piotr to teraz przyczajony tygrys i ukryty smok.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
“Poznaliśmy się” dawno temu. Po raz pierwszy chyba pod koniec podstawówki. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Pojechałem z siostrą do księgarni, by zagospodarować jakoś budżet przeznaczony przez rodziców na prezenty dla nas. To właśnie wtedy kupiłem pierwsze dwie albo trzy książeczki ks. Piotra.
… i postanowiłem być święty
Dziwisz się, że w tak młodym wieku kupowałem tego typu asortyment? Cóż, moja pierwsza transakcja w życiu to kupno 600-stronicowej biografii św. o. Pio za część pieniędzy z I Komunii :-). Pani Anna w kiosku parafialnym myślała, że przyszedłem po świeczkę albo obrazek… Ubaw po pachy. A ja przez parę miesięcy wieczorami czytałem tę genialną książkę… I postanowiłem być święty.
Przyczajony tygrys i ukryty smok?
Odkąd kupiłem jego książki, ks. Piotr Pawlukiewicz trochę mi w życiu towarzyszył. Aż do lat studenckich, kiedy trochę zraził mnie do siebie jednym odcinkiem Katechizmu poręcznego, w którym trywializował gesty starej mszy, którą wówczas zacząłem się fascynować.
Minęło parę lat. Dowiedziałem się, że ten charyzmatyczny i pełen energii kapłan mocno podupadł na zdrowiu, a chwilę później… organizowaliśmy śniadanie w Towarzystwie Biznesowym Lubelskim, gościem którego był właśnie ks. Piotr. Tak, dobrze się domyślasz – pognałem z Warszawy do Lublina, by spotkać się z ks. Pawlukiewiczem osobiście.
Rzeczywiście, choroba jest bezlitosna. A jednak, kiedy tylko ks. Piotr dostaje do ręki mikrofon i może głosić jak dawniej, wstępuje w niego niesamowita energia. Przychodzi mi na myśl takie skojarzenie, że ks. Piotr to teraz przyczajony tygrys i ukryty smok – stara się kumulować energię na te momenty, gdy może jeszcze przydać się ludziom ze swoim słowem i mądrością.
Po tamtym śniadaniu biznesowym wymieniłem się z Andrzejem Demczukiem (którego być może pamiętasz, bo pisałem o nim w tekście “Z powodów religijnych zmienił nazwę restauracji. Idzie mu znakomicie!”) jedną krótką uwagą: “Czuć, że ks. Piotr się bohatersko zmaga i że w tym przygniecionym cierpieniem ciele mieszka święta dusza”. Właśnie tak to czuję.
Czytaj także:
Z powodów religijnych zmienił nazwę restauracji. Idzie mu znakomicie!
Dzień Skupienia z ks. Piotrem
Śniadanie biznesowe w Lublinie nie było jedynym wydarzeniem, w którym ks. Pawlukiewicz zaszczycił nas swoją obecnością. W maju (jeśli się nie mylę) gościł na spotkaniu Towarzystwa Biznesowego Bialskiego w Pałacu Cieleśnica. Tak – mam na myśli miejsce, w którym moje serce odpoczywa.
Czytaj także:
Masz takie miejsce, w którym twoje serce odpoczywa?
To było prawdziwe oblężenie Cieleśnicy. Chyba w tym pięknym, kameralnym pałacu takich tłumów jeszcze nie było. Nie miałem co prawda przyjemności uczestniczyć w tym spotkaniu osobiście, ale dotarło do mnie wiele bardzo pozytywnych głosów. I trudno się temu dziwić. Ks. Piotr to niesamowity człowiek.
Dlatego bardzo ucieszyłem się na wieść o tym, że planujemy w Warszawie cały dzień skupienia, który poprowadzi właśnie ks. Pawlukiewicz. Żałowałem tylko, że nie potrafię się rozdwoić. Tego samego dnia byłem w Janowie Podlaskim (uczestniczyłem w innym ciekawym wydarzeniu, ale o tym może innym razem). Ale po Dniu Skupienia z ks. Pawlukiewiczem otrzymałem mnóstwo spontanicznych recenzji. I to jak entuzjastycznych!
Ucieszyłem się tym bardziej, że nagraliśmy to wydarzenie. Cieszę się też z tego, że dzięki opłatom wniesionym przez Uczestników Dnia Skupienia mogliśmy wesprzeć leczenie naszego kaznodziei i dokładnie tak samo możemy robić nadal, dzięki wszystkim osobom, które pobierają to nagranie.
Bo okazuje się, że księdzu Piotrowi wiele zawdzięczam nie tylko ja, ale też całe mnóstwo osób, którym towarzyszył w dojrzewaniu do małżeństwa, którym przez swoje, np. cotygodniowe msze w akademickim kościele św. Anny w Warszawie, na które przychodziły prawdziwe tłumy, wylewające się z kościoła na Krakowskie Przedmieście, dodawał odwagi, by walczyć o siebie, by wychodzić ze swoich kokonów i rozkwitać.
Pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, ile ma na swoim “duchowym koncie” uratowanych małżeństw czy decyzji o zaręczynach. A dziś, choć przygnieciony cierpieniem, inspiruje też katolickich przedsiębiorców. Prawdziwy, mężny, ciągle odważny.
Czytaj także:
Czarny humor. Czyli o Kościele na wesoło