Tami 41 dni żegnała się z ukochanym, 41 dni cierpiała straszną nędzę, ostatkiem sił tuląc się do nadziei, której flagę wywiesiła na maszcie podziurawionej łodzi. Warto zobaczyć film „41 dni nadziei”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W kinach kolejny film będący adaptacją książki – choć tym razem nie jest to klasyka z najwyższej półki. „41 dni nadziei” jest zapisem wspomnień Tami Oldham Ashcraft z najtragiczniejszego rejsu w jej życiu. Główna bohaterka i narratorka opowieści dzieli się z odbiorcą doświadczeniem potwornej walki o swoje życie na otwartym oceanie przy pełnej świadomości, że każdy kolejny dzień jest albo podarowanym przez niebo cudem, albo halucynacją.
„41 dni nadziei” – film o wielkiej miłości
Navigare necesse est! Całe nasze życie jest nieustannym wędrowaniem. Można wsiąść do pociągu byle jakiego, można kupić bilet w jedną stronę. Byle jak najdalej od opatrzonych już twarzy i zjawisk, byle jak najbliżej samego siebie..? Homo viator – pielgrzymujący do celu, włóczący się bez celu – człowiek w drodze. A podróże kształcą…
Bohaterka książki „41 dni nadziei” nie wyrusza w rejs samotnie. Towarzyszy jej ukochany mężczyzna, Richard. Zakochani poszerzają horyzonty swoich światów, wypływają w 30-dniową podróż. Czują się bezpieczni, mają do dyspozycji nawigację – nie tylko tę w swoich sercach, dysponują całym rejsowym rekwizytorium. Jednak okazuje się, że nie wszystko można zmierzyć, przewidzieć, nie da się uchronić się przed katastrofą. Gwałtowny sztorm staje na przeszkodzie ich szczęściu.
Niepohamowany morski żywioł niszczy jacht. Woda, która daje życie, w jednej chwili odbiera je człowiekowi. Młoda, krucha kobieta staje oko w oko z oceanem. To absolutnie nierówna walka. Potrzeba wsparcia, ale gdzie je znaleźć? Jak uwierzyć w to, że z sytuacji po ludzku beznadziejnej człowiek wyjdzie cało? Kto okaże się wybawcą? Skąd czerpać siły, gdy grozi śmierć głodowa, gdy akurat tej części wodnego świata nie przepłynie żaden statek, nie poszybuje nad wodą żaden samolot? Kto odnajdzie tonącego, wyczerpanego człowieka? Kto zauważy, że wypadł za burtę codzienności? Kto mu rzuci koło ratunkowe?
Najtragiczniejszy rejs w życiu Tami
Kobieta zmaga się z potwornym cierpieniem, odchodzi od zmysłów, próbuje oswoić strach. Jej historię pisze prawdziwe życie. Żaden dramatyczny element oceanicznej codzienności podróżniczki nie został przekłamany literacką metaforą. W przypływie beznadziei kobieta próbuje odebrać sobie życie. Kto ją powstrzymał?
Załoga statku słucha kapitana, wypełnia jego polecenia. Nawet wtedy, gdy jest On niewidzialny, ale nie martwy. To jest ten Głos, który nieustannie wyrywa Tomi ze szponów śmierci. Nie ocalała z morskiej katastrofy właśnie po to, by świadomie umrzeć na tej mokrej pustyni. Ekstremum bólu, strachu, rozpaczy po stracie narzeczonego to już dobre i wystarczające powody, by wybrać ucieczkę w śmierć. Jednak jakiś Głos wciąż wmawia jej, że da radę.
Nie miała już dla kogo żyć? Miłość upomniała się o nią i pomogła w tym dryfowaniu ku bezkresom ludzkich możliwości. Fizycznie nieobecny Richard żył w każdym zakamarku potrzaskanego jachtu. Gdy pożerała go fala, Tami usłyszała ostatnie wykrzyczane słowa: „Jezus, Maria!”. Zatem to był jedyny dobry kierunek medytacji. A 33-letni mężczyzna zakończył swą podróż ze świadomością, że jest kochany i zawsze będzie. Jego narzeczona musiała próbować płynąć dalej – pokorna wobec przynagleń Głosu Kapitana – władcy, który ma władzę uciszania każdej burzy.
„41 dni nadziei” – przypowieść o walce
41 dni żegnała się z ukochanym, 41 dni oswajała jego fizyczny brak, 41 dni cierpiała straszną nędzę, ostatkiem sił tuląc się do nadziei, której flagę wywiesiła na maszcie swej podziurawionej łodzi. Ponad czterdziestodniowy post, rekolekcje na pełnym oceanie zaufania oczyściły jej duszę i zrobiły miejsce dla nowych relacji, również tych z Niebem.
Spisane przez Tami wspomnienia opatrzone tytułem „41 dni nadziei” odbieram jako przypowieść o walce. Hemingway napisał:
Człowieka można zniszczyć, ale nie można go pokonać.
Tak walczył bohater literacki, stary pechowiec Santiago, gdy zmagał się ze swymi słabościami i ograniczeniami, próbując złowić upragnioną dużą rybę. Do brzegu dotarł z jej pokaźnym szkieletem, dowodem na udany połów, choć już skonsumowanym przez rekiny. „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!”. Może to i powtarzalny w życiu truizm, jednak najtrudniejsze są te wyprawy w nieznane, w głąb otwartej przestrzeni, do swojego wnętrza, bo obnażają w kim lub w czym pokładamy nadzieję w czasie próby.
Czytaj także:
5 filmów o poświęceniu, które warto zobaczyć
Czytaj także:
Film “Chata”. Czy Bóg ma prawo zabrać moje dziecko?
Czytaj także:
Nie znasz tych tytułów? Koniecznie to nadrób! 10 filmów religijnych, które trzeba znać