Papież Franciszek zaprosił patriarchów kościołów chrześcijańskich Bliskiego Wschodu do wspólnej modlitwy o pokój.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wydaje się to niewyobrażalne, jednak patriarchowie kościołów chrześcijańskich Bliskiego Wschodu nigdy wcześniej nie spotkali się, by razem modlić się o pokój na ziemiach stale wstrząsanych przez konflikty i wojny. Takie spotkanie zaaranżował dopiero papież Franciszek, zapraszając ich 7 lipca do Bari, miasta św. Mikołaja, łączącego Wschód z Zachodem chrześcijaństwa.
Nadzieja dla Bliskiego Wschodu
Choć w centrum spotkania stała pokojowa przyszłość Bliskiego Wschodu, była to wyraźna przerwa od polityki. Przerwa niezwykle wymowna. Na tym spotkaniu nie wypracowano kościelnej mapy drogowej dla Bliskiego Wschodu, ani nie ogłoszono wspólnych deklaracji pokojowych. We wszystkich językach tego cierpiącego regionu wybrzmiała za to błagalna modlitwa o pokój. Gdy bowiem zawiodły wszelkie ludzkie siły, negocjacje spełzły na niczym, a kolejne rezolucje Rady Bezpieczeństwa okazały się bezwartościowym kawałkiem papieru, wspólna modlitwa stała się przełomową inicjatywą, mającą, jak wskazał papież, „rozpalić płomień nadziei dla regionu, gdzie są korzenie naszych dusz”.
Uczestnicy spotkania podkreślali, że jeśli naprawdę chcemy uratować Bliski Wschód, musimy reagować natychmiast. W przeciwnym wypadku chrześcijaństwo na tym terenie przestanie istnieć.
Istnieje zagrożenie, że obecność naszych braci i sióstr w wierze zostanie unicestwiona, oszpecając oblicze tego regionu, ponieważ Bliski Wschód bez chrześcijan nie byłby już Bliskim Wschodem – przestrzegał papież.
Pytanie o to, czy kolebka chrześcijaństwa w krótkim czasie stanie się pusta, nie jest bezpodstawne. W ciągu minionych stu lat wyemigrowało stamtąd 6 mln chrześcijan. Ilu zginęło w tym czasie, do końca nie wiemy. Wiadomo jednak, że liczba wyznawców Chrystusa zmniejszyła się w tym regionie z 20 do mniej niż 5 proc. Najtrudniejsze były trzy ostatnie dekady.
„Z Bari popłynęła modlitwa o pokój, ale i wołanie do świata, by pomógł nam zostać w naszych domach. Nikt nie chce uciekać, każdy marzy o bezpiecznym życiu” – mówił na marginesie spotkania ordynariusz katolików obrządku melchickiego w Aleppo. Abp Jean-Clément Jeanbart jest promotorem wspieranej przez Watykan akcji „Pomóżcie nam zostać u siebie”.
W Bari Franciszek dokonał swoistej diagnozy świata. Jego cynizmu, pragnienia dominacji i myślenia w kategoriach władzy i pieniądza. W słowach papieża każdy może przejrzeć się jak w lustrze i zobaczyć, jaka jest nasza kondycja moralna, ludzka i duchowa.
„Obojętność zabija, a my chcemy być głosem, który przeciwstawia się morderstwu obojętności. Chcemy dać głos tym, którzy nie mają głosu, tym, którzy mogą tylko przełknąć łzy, ponieważ Bliski Wschód dziś płacze, cierpi i milczy, podczas gdy inni go znieważają, dążąc do władzy i bogactwa – mówił papież. – Dość już zawziętych konfliktów, dość żądzy zysku, która nie patrzy nikomu w twarz, byle by tylko zyskać złoża ropy naftowej i paliw, nie mając względu na wspólny dom i nie mając skrupułów co do faktu, że rynek energii dyktuje prawa współistnienia między narodami”.
Czytaj także:
Akcja Aletei: 30 dni modlitwy za prześladowanych chrześcijan na Bliskim Wschodzie
Chrześcijanie razem dla globalizacji solidarności
Pięć lat po wizycie na Lampedusie papież zabrał głos w imieniu tych, którzy głosu wciąż nie mają, jakby pokazując, że jego wcześniejsze błaganie o „zastąpienie globalizacji obojętności globalizacją solidarności” wciąż pozostało niewysłuchane.
Bezprecedensowe spotkanie w Bari nie byłoby możliwe, gdyby nie ścieżka wydeptana wcześniej przez Jana Pawła II do Asyżu i organizowane tam spotkania „Ludzie i religie”. Miasto Biedaczyny z Asyżu stało się przez lata platformą międzyreligijnego zbliżenia, a miasto św. Mikołaja, zwanego na Wschodzie cudotwórcą ważnym krokiem do międzychrześcijańskiego zbliżenia.
Ikoną tego może być odkryty autobus, którym Franciszek wraz z patriarchami jechał na spotkanie modlitewne. Scena, jak i samo spotkanie, niewyobrażalna jeszcze kilka lat temu. Ktoś celnie stwierdził, że tym autobusem wjechali na wspólną drogę prowadzącą do pełnej jedności. W Bari, jak nigdzie wcześniej widoczna była ta tęsknota za jednością Kościoła, co symbolizowało zapalenie lampy oliwnej przy relikwiach św. Mikołaja.
Jeden płomień łączy w niej dwa skrzydła, symbol jedności dwóch płuc chrześcijańskiej tradycji. To właśnie w tym miejscu Franciszek trwał na kolanach wsparty rękoma o grób cudotwórcy, zawierzając św. Mikołajowi całe cierpienia Bliskiego Wschodu, które przyniósł tam na swych ramionach.
Okrągły stół w Bari
Czas pokaże, które z wielu ziaren zasianych w czasie tego spotkania przyniesie owoce. Być może najbardziej zaowocuje to, co dokonało się za zamkniętymi drzwiami. W nawie bazyliki św. Mikołaja stanął bowiem okrągły stół, a przy nim razem usiedli, jak równy z równymi, papież i patriarchowie. Rozmowa trwała prawie trzy godziny i nic z tego co mówiono nie wydostało się na zewnątrz poza tym, że poruszona została również kwestia wojny na Ukrainie.
Założyciel Wspólnoty św. Idziego, która była współorganizatorem szczytu w Bari podkreśla, że wyznacza on początek nowej ery w relacjach ekumenicznych, ważnych zarówno dla pokoju, jak i jedności.
„To był prawie «synod» papieża z patriarchami, których zjednoczyła przerażająca sytuacja na Bliskim Wschodzie, wykrwawiająca region wojna i drastyczny spadek liczby chrześcijan na tym terenie – podkreśla Andrea Riccardi. – To doświadczenie inauguruje nową drogę, którą chrześcijanie mogą iść zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i w innych regionach świata: drogę ekumenizmu solidarnego i synodalnego. Dramat wojen i ubóstwa popycha chrześcijan do większej jedności”.
Z drogi, na którą weszliśmy w Bari nie ma odwrotu – podkreśla chaldejski patriarcha Babilonii. „Jest niepokój o przyszłość, ale i nadzieja. Zobaczyliśmy, że między nami istnieje porozumienie, a problemy mają charakter polityczny. To brudna polityka prowokuje równie brudne wojny, które zagrażają naszemu istnieniu. Stąd ważne było to wspólne wołanie: dość przelewu niewinnej krwi, chcemy pokoju” – podkreśla kard. Luis Raphaël Sako. Wskazuje zarazem, że cierpienie chrześcijan Bliskiego Wschodu jest darem dla Zachodu.
Dla Europy płynie z Bari wezwanie do przyjrzenia się własnej wierze i odkrycia jej zakurzonych korzeni. Woła o to krew męczenników.
Czytaj także:
W Iraku i Syrii „umiera jedna z najstarszych wspólnot chrześcijańskich” [WYWIAD]
Czytaj także:
Franciszek w Bari: Na Bliskim Wschodzie są korzenie naszych dusz [galeria]