Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Teatr Kamienica próbowano mi odebrać, różnie było. Jakoś to wytrzymałem i wytrzymuję. Kiedyś zapytałem – dajesz mi siłę? Bóg odpowiedział: daję – opowiadał Emilian Kamiński.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Emilian Kamiński – aktor i reżyser, w swoim dorobku miał ponad setkę ról teatralnych, filmowych i musicalowych. Był właścicielem i dyrektorem Teatru Kamienica w Warszawie. Nam opowiadał w 2018 r. o determinacji i zasadach, które prowadzą do realizacji marzeń. Zmarł 26 grudnia 2022 r. w swoim domu w Józefowie.
Katarzyna Matusz-Braniecka: Teatr Kamienica niedawno obchodził dziewięciolecie istnienia. Co trzeba było poświęcić, żeby powstał?
Emilian Kamiński: Kawał życia. To był pomysł mój od dawna. To, że teatr działa dziewięć lat to jest jedno, sam pomysł zacząłem jednak realizować od 2002 roku. Pamiętam jeszcze, jak w 1988 roku mojego tatę teatralnego Janusza Warmińskiego, człowieka, którego obdarzam niezwykłym szacunkiem i miłością, dyrektora Teatru Ateneum, odwiedził broadwayowski reżyser Joseph Papp. Rozmawiałem z nim na temat amerykańskiego teatru, powiedział: „Emilian, załóż teatr”. Odpowiedziałem mu: „Panie Josephie, nie mogę, jesteśmy w PRL-u”, a on na to: „Jak się PRL skończy, to załóż teatr”.
Czekał Pan na najlepszy moment?
W latach 90. przymierzałem się do tego, ale były formalne kłopoty. Dziesięć lat później pomyślałem – teraz albo nigdy. Postawiłem mocno nogę w temacie, wielu ludzi mi pomogło. Nikt natomiast nie wierzył w powstanie teatru, tylko ja, jedyny. Wszyscy patrzyli na mój zapał, że fajny wariat, dobrze, że są tacy szaleńcy, ale nikt w to nie wierzył. Doprowadziłem sprawę do końca i mam przekonanie, że zrobiłem najmądrzejszą rzecz w moim zawodzie i jedną z najmądrzejszych w życiu.
Emilian Kamiński: Bóg – jedyny, który we mnie wierzył
Ten teatr to chęć realizacji misji i możliwość pracy na swoich warunkach. Co by Pan radził komuś, kto stoi przed takim zadaniem w swoim życiu?
Porządny biznesplan. Zapytać Boga – czy mam zdrowie? Żeby mieć determinację, trzeba mieć zdrowie. Człowiek chory tego nie wytrzyma, dostanie wylewu, zawału. U mnie nic takiego się nie zdarzyło, mimo że miałem wiele trudności po powstaniu teatru. Próbowali mi go odebrać, różne były historie, jakoś to wytrzymałem i wytrzymuję. Nie wiem, skąd mam taką siłę, ale mam. Kiedyś zapytałem – dajesz mi siłę na to? On odpowiedział: daję. Może to był jedyny Gość, który we mnie wierzył, Pan Bóg. I moi majstrowie nie mówili nie.
Majstrowie?
Wspomniany Janusz Warmiński, Aleksander Bardini, Andrzej Łapicki, Gustaw Holoubek, Adam Hanuszkiewicz, Tadeusz Łomnicki, Jerzy Popiełuszko, Czesław Niemen, mogę tutaj wiele nazwisk wymienić. Często ich przywołuję w swoich myślach. Bardzo dużo żyję przeszłością, mimo że staram się być do przodu. Wspominam, pytam – co byś profesorze, przyjacielu zrobił?
Talent mamy od Boga, rzemiosło możemy wypracować
Co jest najważniejsze w pracy aktora?
Przyjaźniłem się z Tadeuszem Łomnickim, to był największy polski aktor. Robił w aktorstwie rzeczy, które były niedoścignione. Tadeusz zawsze mówił o rzemiośle, że to jest podstawa. Talent to jest to, co mamy od Boga, a rzemiosło, to jest coś, co możemy wypracować. Majster uczył nas szanować ten fach i widza. Nigdy twórca nie powinien zawiadamiać, że jest artystą – o tym zawiadamia widz, który dzieli się tym, że coś ważnego przeżył, i że aktor jest dla niego zjawiskiem artystycznym.
Pana ulubiona sztuka?
Nie mam ulubionych sztuk, jestem rzemieślnikiem teatru i po prostu wykonuję swoją pracę. Jestem reżyserem, pedagogiem, staram się wyciągać jak najlepsze rzeczy z aktora. Staram się powodować, żeby on był prawdziwy, nie grał postaci, ale tą postacią był. Z efektami bywa różnie, bo to są tylko żywi ludzie. Jeden mnie szanuje, inny nie. Wielki Picasso był artystą, który na pewno skupiał się na tym, żeby dobrze wykonywać swoje rzemiosło.
„Tresowanego mężczyznę” przygotowaliście w związku ze świętowaniem kolejnego roku działalności. Może Pan zdradzić kilka słów o nim?
To sztuka o wielkim problemie, który jest obecnie w relacji kobieta-mężczyzna. O tym, co ważne dla kobiety, a co dla mężczyzny. Spotykamy się w niej z problem płci, władzy, instynktów, determinacji, na jaką nas życie skazuje. Jest też o sporze pokoleń. Niektóre kobiety są dziś silniejsze fizycznie od mężczyzn. Miałem kiedyś próbną bójkę na planie. Jak mi machnęła kobieta, która była mistrzem w kickboxingu, to nie wiedziałem, gdzie jestem. Bardzo nisko się skłoniłem i powiedziałem: ja się z tobą bił nie będę, bo nie ma to żadnego sensu (śmiech). Przyjąłem, że jestem pokonany i w porządku. To rzutuje na życie. Mówię wielu kolegom: zajmij zaszczytne drugie miejsce, nie musisz być feministą, masz tylko patrzeć na rzeczywistość, jaka jest. Ten spektakl jest właśnie taki: zobaczymy kobiety, które zdecydowanie są górą, aczkolwiek jest też obrona mężczyzny, obrona normalności.
Kamiński: Ludzi trzeba szanować, dbać o nich
Co jest dla Pana najważniejsze w pracy z ludźmi?
Mam dobrą ekipę, wypróbowaną przez lata, to są świetni ludzie, o których trzeba dbać. Muszą godnie żyć. Ja od piętnastego roku życia pracowałem na budowach, przy koniach, wiele tego było. Nie miałem żadnej pomocy, musiałem wszystko sam zdobywać, ale dobrze, że tak się stało, dzięki temu znam wartość pracy i umiem to docenić. Jest pewna zasada, której się nauczyłem, pracując na budowie w Anglii. Był tam góral Józek i on mówił mi: Emilion, a teraz ci powiem o pieniądzach. Pamiętoj, jak mosz ludzi i oni pracują, to oni zapracowali, to są ich pieniądze. Tobie nie wolno ich ruszoć, to są ich pieniądze. I je im oddaj. A co ci zostanie, to jest twoje. Ale im te pieniądze oddaj, bo oni już na nie zapracowali. To takie dobre i uczciwe. Zapamiętałem to na całe życie. To jest warunek. Czasem słyszę różne historie od ludzi, którym nie zapłacono za pracę. U mnie ludzi się szanuje, oni mnie też chyba szanują, nie mogę narzekać.
Czego można Panu życzyć?
Żeby teatr żył, by był spokój, żeby widzowie przychodzili i żebym nareszcie nie martwił się o byt. Mamy sztuki misyjne, społeczne, angażujemy się w promocję Warszawy. Chciałbym, żeby zauważono, że taka działalność jest godna wsparcia. Miesięczny koszt utrzymania tego miejsca to 260 tys. złotych. Tyle musi być, nie ma zmiłuj, ale to mój dom i do niego zapraszam.
Czytaj także:
Gwiazdy zagranicznego kina, które są gorliwymi katolikami
Czytaj także:
Redbad Klynstra-Komarnicki: Przez ścisły post otworzyła się we mnie przestrzeń duchowa. Coś, czego nie znałem
Czytaj także:
Była u szczytu kariery aktorskiej. Wybrała życie za klauzurą