„Andrzej, ja nie wiem, czy to jest najlepsza chwila na odmawianie pokuty… – Marek już dobrze wiedział, co się święci. Nie musiał się nawet odwracać. – Tak, wiem. Ale jak wrócimy do domu, będę już chciał iść spać” – wyszeptał mężnie Andrzej.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Lubię obserwować ojców z synami. Gdy są gdzieś sami. Bez towarzystwa mam. Gdy są zdani tylko na siebie. Gdy muszą ze sobą rozmawiać. I gdy wchodzą w sytuacje, podczas których zostają złamane najbardziej skrywane tematy tabu. Tak było i tym razem…
Mężczyzna z różańcem w kieszeni
Marka i jego syna Andrzeja znam już kilka ładnych lat. Marek to facet, o którym zwykle marzą kobiety. Męski, mówiący jasno i klarownie, o co mu chodzi. A zarazem nieprzyzwoicie wrażliwy. Mężczyzna, który za maską groźnego gangstera skrywa gołębie serce. A nawet nie. Już nie „skrywa”. Ofiarowuje je każdemu napotkanemu człowiekowi. Przedsiębiorca, zaradny życiowo, z różańcem w kieszeni, którego używa, gdy tylko znajduje wolną chwilę. Chłop na schwał. Jego syn wpatrzony jest w ojca jak w obrazek. I trudno się dziwić. Wysportowany, elokwentny, a przy okazji prawdziwy dżentelmen. Dobry dzieciak. Sam bym takiego chciał mieć.
Tego dnia wracałem z Markiem i Andrzejem z północnego Mazowsza. Byliśmy razem z przyjaciółmi na wspólnej mszy świętej. To właśnie podczas niej pewien kaznodzieja zachęcił, aby korzystając z ostatniego dnia okresu wielkanocnego, jaki przypadał właśnie na Niedzielę Zesłania Ducha Świętego, skorzystać z sakramentu pojednania i pokuty.
“W konfesjonale jest jeszcze ksiądz wikary. Podejdźcie do niego. Śmiało. Naprawdę warto…” – zachęcał ciepłym głosem.
Czytaj także:
Męska duchowość z Maryją. „Żony mi dziękują, że odmieniłem ich męża. Ale to nie ja, to Ona”
Wystarczy ruszyć
Markowi takich rzeczy nie trzeba powtarzać dwa razy. Ruszył od razu. Był drugi w kolejce. Tym razem się nie uśmiechał. Widać było, że przygotowuje się na spotkanie z miłosiernym Bogiem. Nie minęło kilka chwil, gdy przez główną nawę kościoła dało się słyszeć delikatne stąpanie. To kroki Andrzeja. Jak niewiele wystarczyło, aby i on zapragnął tego spotkania. Ruszył za ojcem. Po prostu.
Gdy Marek był już na klęczkach u spowiedzi, teraz on z kolei przygotowywał się do stoczenia bitwy o swoje serce. Dla porządku: Marek nic synowi nie mówił. Nic mu nie sygnalizował. Do niczego nie zmuszał. Po prostu poszedł.
Wiedział, że Andrzej ma swoje sumienie. On tylko dał sygnał. Pokazał świadectwo. I to jakie.
Z modlitwą nie ma na co czekać
Wracaliśmy już do domu. Zbliżał się wieczór, a my nadal byliśmy bez obiadu. Zajechaliśmy zatem do przydrożnej restauracji. Rozgadani, żartujący, rozsiedliśmy się na malowniczym tarasie z widokiem na okoliczne łąki. Teraz pozostało już tylko wybrać coś z menu. I czekać. Kiszki grały marsza, więc dla wszystkich było jasne, że obiad będzie smakować wyjątkowo. Wtedy Andrzej poprosił dyskretnie ojca o pożyczenie mu telefonu. Niby nic nie znacząca scena. Pełno dziś takich. Nikt więc specjalnie nie zwrócił na to uwagi.
Andrzej, gdy tylko dostał telefon, wstał i oddaliwszy się od nas nie dalej jak na sześć metrów, uklęknął wybierając sobie wąską przestrzeń miedzy pustymi stolikami, tuż przy niewysokim płotku oddzielającym taras od łąk,. Zwracając się twarzą do pól. Widziałem, jak spogląda na telefon. Czegoś w nim szukał.
“Andrzej, ja nie wiem, czy to jest najlepsza chwila na odmawianie pokuty…” – Marek już dobrze wiedział, co się święci. Nie musiał się nawet odwracać.
“Tak, wiem. Ale jak wrócimy do domu, będę już chciał iść spać” – wyszeptał mężnie Andrzej.
Czytaj także:
Mężczyzna w buszu – opcja tylko dla prawdziwych twardzieli!
Herosi wbijający w ławę
“Ty, Marek… Sorry, że się wtrącam, ale… – zaprotestowałem. – Dla mnie on i tak jest mocarzem. Zobacz tylko. Klęka przy starych facetach, swoich wujkach i nie pomny niczego modli się zadaną na spowiedzi modlitwą. Niewiarygodne…”.
“Masz rację. Pełna zgoda – uśmiechnął się w swoim niepodrabialnym stylu Marek. – Mi zależy jedynie na tym, aby on rozumiał, że modlitwa nie może być na odwal się. Żeby się do nich przygotowywał. Tylko tyle”.
Byłem już rozłożony. Tak. Wbito mnie bezczelnie w drewnianą ławę, na której właśnie siedziałem. Sam nie wiem, który z tej dwójki bardziej się do tego przyczynił. Wpierw młody chłopak, który modli się w restauracji. A potem jego ojciec, który łagodnie zwraca mu uwagę na postawę i przygotowanie do modlitwy. Dwaj herosi. Przynajmniej dla mnie.
I świadkowie. Z jednej strony dziecięcej prostoty serca. Z drugiej męskiej zażyłości. A z trzeciej ojcowskiej opieki. Też bym tak chciał. Naprawdę.
Czytaj także:
Współczesne męstwo oczami Jana Pawła II