Czy moje dzieci chciałyby dostać najnowszy model telefonu? Tak. Czy go dostaną? Nie.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wybrałam już miejsce, w którym mogłabym umrzeć. Jest to dom handlowy Verizon.
W sobotni poranek wraz z moim 11-letnim synem wybraliśmy się, by kupić mu jego pierwszą komórkę. To taki mały rytuał w naszym domu: kiedy idziesz do czwartej klasy podstawówki, przysługuje ci własny telefon komórkowy. Jest tylko jeden haczyk. Zaczynasz od najprostszego modelu z klapką. Starszy brat Rowana także zaczął od takiego samego telefonu i wraz z pójściem do gimnazjum, „awansował” do smartfona. Młodszego syna czekało to samo.
Rowan rozumiał sytuację i akceptował ją, a nawet cieszył się na samą myśl, że będzie miał własny telefon.
Podważanie samej siebie
Wszystko jednak zmieniło się, gdy weszliśmy do sklepu. Przed nami wystawiona była cała masa najróżniejszych telefonów i tabletów wraz z ich błyszczącymi obudowami, kolorowymi słuchawkami i przenośnymi głośnikami. Rowan się złamał. Przez całe 45 minut kłócił się i błagał, żebym mu kupiła inny telefon. W końcu jednak wyszliśmy ze sklepu z tradycyjną komórką z klapką. Widziałam jednak, że mój syn walczył ze sobą, żeby nie płakać.
Przyznam się, że sama się zawahałam. I mnie zaskoczył ogromny wybór sprzętu. Zauważyłam także innych rodziców ze swoimi dziećmi wybierającymi modele. Wiem, że i Rowan ich widział. Nikt z nich natomiast nie zwracał uwagi na telefony z klapką. Zaczęłam podważać swoją decyzję. Zastanawiałam się, czy czasem nie pozbawiam swojego dziecka czegoś ważnego. Zmartwiłam się, czy też przestarzały telefon nie stanie się powodem do przezywania i wyśmiewania się z mojego syna.
Koniec końców, zostałam przy swoim.
Przez całą drogę powrotną Rowan nie odezwał się ani słowem. Gdy dojechaliśmy, poszedł bezpośrednio do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Położyłam się na kanapie i zamknęłam oczy. Nie wygrałam bitwy, ale zmęczyła mnie sama walka.
Czytaj także:
Spędzasz z nim 3 godziny dziennie. Twój kochany smartfon…
Więcej, większe, lepsze
Mam wrażenie, że nasze życie sprowadza się tylko do jednego: wszystkiego musi być więcej i musi to być większe i lepsze.
Zaledwie po roku czy dwóch latach wymieniamy nasze laptopy, tablety, telefony i konsole na nowsze modele. Po co komu iPhone 5, kiedy można mieć iPhone’a 6? Nawet to nie wystarczy, kiedy możemy kupić iPhone’a 6 Plus! Nie ma sensu cieszyć się z Xboxa 360, kiedy Xbox One jest nowszy, lepszy, szybszy i silniejszy.
Odnawiamy nasze łazienki tylko po to, żeby potem dostrzec nowe modele mebli kuchennych w katalogach marek wnętrzarskich. Kupujemy dom naszych marzeń, a potem i tak pragniemy dwa razy większej willi, która znajduje się na tej samej ulicy. Gdy oglądamy najnowszy serial na naszym 50-calowym telewizorze, zaczynamy zazdrościć sąsiadom ich 65-calowego ekranu, który znajduje się w całkowicie odremontowanej piwnicy.
Nasze dzieci także chcą nowszych, lepszych i większych rzeczy. Wystarczy przejść się pod dowolne gimnazjum (lub nawet podstawówkę), żeby zauważyć, że większość dzieci opuszcza szkołę z telefonami w rękach. Niemal we wszystkich krajach Europy Zachodniej i w USA ponad połowa dzieci i nastolatków w wieku od 8 do 18 lat ma swój telefon. Według badań opublikowanych przez Daily Mail w Polsce aż 83%. W Wielkiej Brytanii ok. 73%. W Stanach Zjednoczonych własną komórką może pochwalić się 56% dzieci w wieku od 8 do 12 lat.
Potrzeba coraz większych i lepszych rzeczy nie ogranicza się do technologii. Nastoletni syn mojej przyjaciółki ma 10 par oryginalnych butów Nike. Na dziewięć z nich wydał własne zarobione pieniądze. Córka innej znajomej codziennie nosi torebkę ekskluzywnej marki Kate Spade.
Nie poddawajmy się presji
Presja, aby mieć więcej lepszych i większych rzeczy wzrasta z każdym dniem. Dzieci i nastolatki średnio oglądają około 40 tys. reklam telewizyjnych rocznie. Koszt tych wszystkich reklam kierowanych do dzieci to około 21 milionów dolarów. Wiadomość „więcej, większe, lepsze” otacza ich ze wszystkich stron. Obecna jest w mediach tradycyjnych, w internecie, na ekspozycjach sklepów oraz przekazywana jest przez ich rówieśników.
Dlatego właśnie teraz ważne jest, aby rodzice trzymali się zasady „mniej i mniejsze”. Dzieciom i nastolatkom potrzebny jest głos rozsądku. Potrzebują przypomnienia, że lepszy telefon lub kolejna para markowych butów nie sprawią, że będą szczęśliwi i usatysfakcjonowani. Tylko że będą chcieli mieć coraz więcej nowych rzeczy.
Tego dnia, po naszym powrocie ze sklepu, Rowan w końcu wyszedł ze swojego pokoju z komórką w ręce. Zdążył wybrać dzwonek, zmienić tapetę i wysłać SMS-a do dziadka w Massachusetts.
“Przyzwyczajam się do niego i chyba go polubię” – powiedział o swoim telefonie. Następnie wyciągnął rękę i zrobił nam selfie.
Czytaj także:
Niedzielny obiad w rodzinnym gronie? Smartfonom wstęp wzbroniony!
5 zasad, jak zostać przy swoim
Stawianie czoła trendowi „więcej, większe, lepsze” nie jest proste. Szczególnie, że pojawia się tyle sprzecznych informacji i porad. Poniżej kilka wskazówek, które powinny naprowadzić Cię na dobrą drogę.
Wyjaśnij, dlaczego mniejsze może być cenniejsze. Twoja decyzja, aby nie kupować kolejnej większej i lepszej rzeczy na pewno nie jest przypadkowa. Jednak Twoje dziecko może odnieść wrażenie, że robisz to jedynie tylko po to, być upartym i kontrolującym. Warto wytłumaczyć swoje rozumowanie. W moim przypadku wytłumaczyłam synowi, że kupowanie kolejnego telefonu i abonamentu jest dużym wydatkiem. Dlatego też tak ważne jest, aby udowodnił, że jest odpowiedzialny, zanim „awansuje” do smartfona. Powiedziałam mu, że bezpośredni dostęp do internetu i mediów społecznościowych może być uzależniający, więc lepiej przyzwyczajać się do tego stopniowo.
Pracuj zespołowo. Upewnij się, że stoicie z mężem po tej samej stronie, żeby móc się wzajemnie wspierać. Kiedy z synem wróciliśmy ze sklepu (ja sfrustrowana, a on zawiedziony) mój mąż przypomniał mu o naszym „telefonicznym” rytuale, gdzie zaczynamy od najprostszego modelu. Poparł tym samym moją decyzję. O wiele łatwiej stawiać na swoim, gdy wiemy, że ktoś nas popiera.
Oprzyj się pokusie porównywania swojego dziecka do jego rówieśników. Ustal zasady i wyjaśnij je dziecku bez sugerowania, że „mogłeś mieć gorzej”. Muszę się przyznać, że sama złamałam tę regułę. Chcąc przekonać Rowana, wspomniałam mu o tym, że jeden z jego przyjaciół nie mógł mieć telefonu, dopóki nie poszedł do liceum. Jednak Rowana nie przekonał argument, że „ktoś ma gorzej niż ty”. Co więcej, nie było to sprawiedliwe w stosunku do innych rodziców, którzy też walczyli z „większym i lepszym”.
Zrozum zawód dziecka. Może to wydawać się mało znaczące, ale nieważne, co Twoje dziecko „musiało” w tym momencie mieć, prawdopodobnie było to dla niego wtedy ważne. Zamiast po prostu ignorować jego zawód, okaż trochę współczucia. Sama przyznałam Rowanowi, że rozumiem, jak to jest być tą osobą, która nie ma „tego czegoś”. Zapewniłam go także, że nie ma nic złego w czuciu się zawiedzionym i smutnym przez chwilę i że na pewno w końcu doceni swój nowy telefon. Byłam w tym bardzo przekonująca.
Trzymaj się swojego, ale zachowaj spokój. Stawianie na swoim, kiedy twoim przeciwnikiem jest dziecko, jest niezmiernie trudne i wyczerpujące (potem odleżałam swoje na kanapie…). Staraj się jednak powstrzymać gniew i poczekaj z tłumaczeniami i argumentami, aż znajdziecie się na jakimś neutralnym gruncie (w samochodzie lub w domu). Jeżeli musisz, po prostu powiedz, że porozmawiacie o tym później i spokojnie dokończ swoje obowiązki. Jak już znajdziecie się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, możecie wrócić do rozmowy.
Czytaj także:
Czy dzieci naprawdę chcą się bawić smartfonami?