Kapłan z Damaszku wzywa media do mówienia prawdy o wojnie w Syrii.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
O tym, co dzieje się tutaj, w Damaszku, wszyscy milczą, a przecież od tygodni jesteśmy bombardowani. Szkoły są zamknięte, nastąpił kompletny paraliż życia społecznego i gospodarczego. Dosłownie przed chwilą byliśmy pod ostrzałem moździerzy rebeliantów z Gouthy.
W enklawie Goutha, położonej zaledwie kilka kilometrów od Damaszku i nadal znajdującej się w rękach przeciwników Asada, w większości związanych z Al-Kaidą, są ofiary wśród ludności cywilnej.
Dwie strony medalu
Ojciec Munir Hanashy, proboszcz z Damaszku, a zarazem dyrektor tamtejszych szkół salezjańskich, z którym dziennikarze Il Sussidiario (1 marca) skontaktowali się telefonicznie po wielogodzinnym bombardowaniu miasta przez „rebeliantów”, mówi, że najwyższy czas zacząć mówić o tym, że istnieje druga strona medalu, wbrew temu, co twierdził Obama, a teraz Trump.
Czytaj także:
Wojna w Syrii ma już 7 lat. Tak jak Mohammad
Pociski rakietowe
O. Munir relacjonuje, że w odpowiedzi na bombardowanie przez siły popierające Bashara al Assada dochodzi do coraz częstszych ataków rakietowych.
Damaszek jest atakowany od lat – opowiada. – Myśli pan, że rząd, któremu naprawdę leżą na sercu jego obywatele, mógłby nie reagować i nie starać się pozbyć tych tzw. rebeliantów, żeby nas bronić? To już nie jest ostrzał z moździerzy. Rebelianci nauczyli się robić pociski rakietowe i teraz tak nas atakują.
Uprowadzenia i przemoc
Duchowny opowiada o kulisach wojny, o których świat milczy.
Niestety, płaci za to ludność cywilna z obu stron. Nikt nie mówi, że jak tylko zaczął się zaproponowany przez Putina rozejm i otwarto korytarze humanitarne, ludność cywilna z Gouthy, która próbowała uciec, stała się celem ataków rebeliantów. Wielu cywili zostało uprowadzonych i zamkniętych w klatkach, które stoją wzdłuż granicy tak, żeby nasze wojsko nie mogło prowadzić bombardowań. Rebelianci używają żywych tarcz. Zresztą, zawsze to robili w czasie tej wojny, w Aleppo też.
Czytaj także:
Karateka z Aleppo. Ma 6 lat i nie wie, jak wygląda świat bez wojny
Silne wybuchy
Siostra Yola ze zgromadzenia Misjonarek Niepokalanego Serca Maryi z Damaszku opowiada:
Całą noc nie zmrużyliśmy oka. Od drugiej do piątej co chwilę coś wybuchało. Jeszcze jakiś miesiąc temu było tu spokojnie. Mogło się prawie wydawać, że wojna się skończyła. Pociski spadały tylko w Bab Touma. Ale po przybyciu wojska, ostrzał znowu się nasilił. Te pociski są straszne. Powodują ogłuszające wybuchy. Tydzień temu ostrzelano Jaramana. Było wiele ofiar.
Jedna z ofiar w Bab Touma to ośmioletni Lias. Zabił go wystrzał z moździerza.
Bab Touma to teraz najbardziej niebezpieczne miejsce. Dwa tygodnie temu musiałam tam pojechać. Wyruszyłam wczesnym rankiem, żeby uniknąć ostrzału. Miałam szczęście, ale zaraz po moim wyjeździe zrzucono 11 pocisków. To koszmar.
(Occhi della Guerra, 1 marca).
Rola papieża Franciszka
Jednym z nielicznych światowych przywódców, którzy rzucili światło na rzeczywisty wymiar syryjskiego dramatu, jak pisze „Fatto Quotidiano” (1 marca), jest papież Franciszek. W niedzielę 25 lutego nazwał on Syrię epicentrum kryzysu humanitarnego, wojennego, kulturowego, który obejmuje już dwa kontynenty.
Czytaj także:
W Iraku i Syrii „umiera jedna z najstarszych wspólnot chrześcijańskich” [WYWIAD]
Tłumaczenie z języka włoskiego