Przyglądałem się jego twarzy jeszcze kilka minut. I nie zauważałem teoretycznie żadnej fizycznej zmiany. To był nadal ten sam Przemek, co przed laty. Kiedy wyjeżdżał z Warszawy. Dobry i poczciwy facet. Ale jednakowoż jakby nieco inny. Jakby biła od niego jakaś łuna. Zorza pokoju i dobroci.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pewność, że robię dobrze
Zobaczyłem go po raz pierwszy od dwóch lat. Może nawet więcej niż dwóch. W każdym razie na pewno nie widziałem go długo. Jak dla dwóch ludzi, którzy widują się średnio raz w tygodniu na spotkaniu Wspólnoty, taki okres na pewno można nazwać „długim”. Przemek po prostu zniknął. Zlikwidował swoje konto na Facebooku. Mieszkanie przekazał pod opiekę siostrze. Wyjechał z miasta. A firmę zamknął. Dla nas jako dla Wspólnoty po prostu przestał istnieć. Po ludzku się rozpłynął. Wyjechał do Krakowa. Wstąpił do zakonu kapucynów.
Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy od tych kilku lat, po prostu oniemiałem. I nie chodzi tu o zaskoczenie. Nie, nie… Co do jego przyjazdu byłem uprzedzony, że zawita na ślub naszego wspólnego przyjaciela. Oniemiałem z zachwytu. W progu mieszkania zobaczyłem bowiem faceta z klasą. W brązowym habicie. Który pasował do niego znacznie bardziej niż te wszystkie koszulki, które projektował jako grafik w swoim starym życiu.
Przyglądałem się jego twarzy jeszcze kilka minut. I nie zauważałem teoretycznie żadnej fizycznej zmiany. To był nadal ten sam Przemek, co przed laty. Kiedy wyjeżdżał z Warszawy. Dobry i poczciwy facet. Ale jednakowoż jakby nieco inny. Jakby biła od niego jakaś łuna. Zorza pokoju i dobroci. I jeszcze czegoś: pewności, że robi dobrze.
Czytaj także:
Najstarszy żyjący mężczyzna. Jego recepta na długowieczność jest… nietypowa
Rozterki i tak przyjdą
Nie wiem, czy miał rozterki, jak wstępował do zakonu. Wiem, że ma je teraz.
„Stary, ta zakonna formacja trwa tyle lat, że naprawdę jest wiele czasu, aby to wszystko przemyśleć – śmiał się na moje pytanie o odczytywanie powołania. – I pewnie! Wiadomo, że pojawiają się wątpliwości. I jestem przekonany, że będą się jeszcze pojawiać”.
Dla mnie przez to zdanie Przemek stał się jeszcze bardziej autentyczny. Jeszcze bardziej ludzki. Męski. Esencjonalny. Stał się jeszcze ciekawszy do prowadzenia rozmowy, wymiany myśli, pytań.
Sprzątanie? Żaden problem!
Ale póki co wolałem go obserwować dalej. I tak też było. Choćby wtedy, gdy po użyciu konfetti pod kościołem, świadkowa poprosiła o posprzątanie posadzki. A troszkę tego przecież było. Kolorowe papierki leżące dosłownie wszędzie. Kogo tu poprosić o pomoc? Przecież wszyscy goście w garniturach i pięknych sukniach. Stojący w kolejce z najlepszymi życzeniami dla Młodej Pary. I gdy jako świadek przejmujący kolejne podarunki od Pana Młodego, panicznym wzrokiem szukałem kogoś, kto mógłby nam pomóc, pojawił się on.
„Ale ty jesteś w habicie…” – zaoponowałem, aby to akurat Przemek chwytał za zmiotkę.
„Zwariowałeś? Co to za problem? – uśmiechnął się pogodnie. – Zrobię to raz dwa”.
Widok skulonego w brązowym habicie kumpla wywarł na mnie niesamowite wrażenie. Sprzątał niezwykle dyskretnie. Jak to on. Teraz już wiedziałem, skąd u niego ten blask. Skąd ta łuna. Czemu jego twarz niby się nie zmieniła, a jednak się zmieniła.
Czytaj także:
Lęki z przeszłości… Zrozum je i nazwij, a pozwolą Ci kochać
Owoce dobrego wyboru
Przemek pomógł nam tego dnia jeszcze przynajmniej kilka razy. Gdy trzeba było podjechać gdzieś autem, przenieść ślubne prezenty Młodej Pary. Za każdym razem bez żadnego narzekania, bez jakiegokolwiek sprzeciwu, bez słowa skargi.
Również wtedy, gdy okazało się, że jego nocny pociąg powrotny ma 110 minut opóźnienia. Pomimo całodziennego dnia spędzonego na nogach, w podróży bez miejscówki, on nadal był sobą.
Takim starym dobrym Przemkiem sprzed lat. Takim samym, ale jednak dla mnie jakby bardziej cudownym.
„Pięknie wygląda w tym habicie, nieprawdaż? – wyszeptała mi podczas pożegnania z naszym młodym kapucynem przyjaciółka. – Jakby był pod niego szyty. Tak go dopełnia jakby”.
Pewnie nawet nie wiedziała, jak trafnie ujęła wszystkie moje dzisiejsze obserwacje. Gdy idziesz za głosem Pana, możesz być pewien, że nie będzie źle. Po prostu nie może być źle. I że owoce Twego dobrego wyboru będą widzieć również inni.
Czytaj także:
Prof. Monika Przybysz: Apostołowie na pewno mieliby konto na Facebooku!