Nie starczy internetów, aby przytoczyć wszystkie historie z nadopiekuńczymi staruszkami (sąsiadka, pani w sklepie, matka koleżanki, własna matka, teściowa, ciocia nr 1, ciocia nr 2, ciocia nr 3, przypadkowa staruszka) w roli adwokatów czapeczki, kurteczki, lokalnego spokoju etc.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Matce można powiedzieć wszystko. Że za cienko ubrała dziecko. Że za grubo ubrała dziecko. Że ma głośne dziecko. Że ma grzeczne dziecko. Że wychowuje dobrze. Że wychowuje źle. Że dziecko za mało je. Że dziecko za dużo je. Że powinna karmić piersią. Że dobrze, że już nie karmi piersią. Że udaje jej się dziecko przypilnować. Że nie udaje jej się przypilnować dziecka. Że dobrze, że siedzi w domu. Że źle, że siedzi w domu. Że za wcześnie poszła do pracy. Że za późno wróciła do pracy.
Matka – instytucja publiczna. Do skarg. Do zażaleń. Do egzekwowania „na forum”.
Czytaj także:
Matka Polka do góry nogami. Zaufaj swojemu dziecku
Dlaczego matki (i ojcowie!) mają przerypane
Nie starczy internetów, aby przytoczyć wszystkie historie z nadopiekuńczymi staruszkami (sąsiadka, pani w sklepie, matka koleżanki, własna matka, teściowa, ciocia nr 1, ciocia nr 2, ciocia nr 3, przypadkowa staruszka) w roli adwokatów czapeczki, kurteczki, lokalnego spokoju etc. Nie mamy aż tyle czasu, aby opowiedzieć o tych doradczych, wspaniałych przyjaciółkach, próbujących oświecić radą pokroju: „A może zrobiłaś coś źle?”.
No po prostu, czasem na usta ciśnie się tylko jedno zdanie: Jako matki mamy przerypane.
Ojców obowiązuje taryfa ulgowa, ponieważ obserwacja ich zakłada zupełnie inne ubarwienie emocjonalne. Mało kto wyrzuci im niedopięty sweterek czy brak szalika, i całkiem prawdopodobne, że zamiast razów zbiorą laury. Przecież wyszli z dzieckiem na dwór, znaleźli czas, stanęli na wysokości zadania! Ojcowie mają łatwiej, choć oczywiście i oni wychodzą ranni z pola bitwy.
Czytaj także:
Czujesz się Matką Klęską, a nie Matką Polką? Nie przejmuj się. To normalne!
Jeśli nam, kobietom, dostają się siermiężno-mosiężne uwagi, zawsze arcypoważne i niewybaczalne, mężczyznom wciąż jeszcze nie przysługuje traktowanie na serio. Co rusz przypisuje się im mniejsze kompetencje w kontakcie z dzieckiem, brak intuicji, oporność i ogólną chropowatość. Macha się ręką na ich odejścia, brak czasu, pracoholizm i rodzinny letarg. Wciąż jeszcze uwikłani jesteśmy w schematy myślowe, w których dobry ojciec to skarb z efektem WOW, a dobra matka… No cóż, dobra matka to nic szczególnego. Taki jej los.
O wsparciu, którego nie dostajemy
Wytykanie matkom – wiele i bez krępacji – stało się już pewną dyscypliną społeczną, od rodzinnych obiadów do przypadkowych zaczepek na przystanku autobusowym. Myślę, że są dwa główne powody tego, dlaczego otoczenie pozwala sobie wobec nas na tak wiele. Oba mają swoje źródło w kulturze.
Zauważyłam, że mało kto czuje się niezobligowany w kwestii wypowiadania się (często bardzo kategorycznego) na temat mojej opieki nad dzieckiem. Zamiast pełnej wsparcia obecności, serwuje się matkom całą paletę wątpliwości i rad, niekoniecznie potrzebnych, a już na pewno wypowiedzianych w sposób, który uniemożliwia dalszy dialog.
Opinie z góry podsumowujące nasze działania, nie mające nic wspólnego z empatyczną, opartą na trosce o dziecko i matkę próbą odpowiedzenia na nasze potrzeby, bywa niestety najczęstszym rodzajem nawiązania kontaktu. Gdy próbujemy ochronić nasze granice, dostajemy strzał w brzuch – zarzuca się nam brak pokory i ogólne przewrażliwienie. Nie od dziś właśnie w ten sposób tłumi się kobiecą siłę.
Czytaj także:
Już nie chcę być matką idealną. Mogę być wystarczająco dobra
Możemy kształtować kulturę!
Zbyt często, gdy ktoś zaczyna opiniować nam pod nosem, nabieramy wody w usta. Jesteśmy grzeczne, miłe i uległe. Tymczasem, bardzo wierzę w to, że wielkie przemiany zaczynają się od małych gestów i krótkich „nie” lub „tak” na to, co mówi nam świat. Myślę, że przemieniając swoje podejście do nas samych, zapoczątkowujemy nową tendencję obyczajową, w której każdy człowiek ma prawo do szacunku i miłości.
Gdybyśmy wyglądały jak lwice, prawdopodobnie nikt nie spróbowałby cisnąć w naszą stronę ani jednej „życzliwej” uwagi. Mimo to, choć nie mamy kłów ani pazurów, nie pozostajemy bezbronne. Możemy świadomie kształtować naszą kulturę. Kulturę mówienia do młodych mam z szacunkiem i empatią. Kulturę poszanowania intymności i odważnego stania przy swoim. Kulturę, w której dziecko i matka traktowane są z równą troską.
Jesteśmy matkami, ale nie do nas należy spełnianie oczekiwań innych ludzi. Nie jesteśmy własnością społeczną. Nie jesteśmy dobrem narodowym. Nasza codzienna praca to towarzyszenie małym ludziom w odkrywaniu człowieczeństwa. Macierzyństwo to droga, która powołuje mnie i Ciebie do bycia kimś więcej niż ideałem według tej czy innej rodziny. Macierzyństwo to przede wszystkim – tak ja to przeżywam – proces ku wolności. W relacjach z sobą i z dziećmi. Na razie nas obserwują i chłoną, ale kiedyś nas opuszczą. Pójdą w świat z tym, co teraz od nas biorą. Jaki obraz matki zabiorą w tę podróż? Czy będzie to wolna kobieta? Czy przekażą nową normę dalej?